Strony

poniedziałek, 23 listopada 2015

Cud dziesiąty :)

- ,,Wy pewnie też jesteście razem.'' - cytuje. - Pieprzona, pusta..

- Gregor, uspokój się. - dotknęłam Jego ramienia, przerywając pełną nienawiści i wrogości wypowiedź. -Nie jest tego warta, pamiętasz? Tak mi mówiłeś.. Chyba, że coś się zmieniło i jesteś zazdrosny? - uniosłam prawą brew w geście zdziwienia. Spłukałam pianę z kolejnego talerza. -Nie wyglądasz na takiego, któremu Sandra jest zupełnie obojętna. - ,,To był błąd Malak. Złe posunięcie.'' Cisnął ścierką o blat i szybkim krokiem ruszył w stronę salonu. - Schlierenzauer! - krzyknęłam. Nie zatrzymał się. Odłożyłam naczynie do zlewu i truchtem podbiegłam, aby powstrzymać go przed czymś czego później by żałował.

-Puść mnie. Muszę przemówić jej do rozumu. Niech za przeproszeniem nie wtrąca Swojego dużego nosa, z toną makijażu do mojego życia. - prychnął. Mocniej zacisnęłam dłoń na Jego ramieniu. Odwrócił się i popatrzył na mnie, jakbym zabiła mu Matkę i Ojca. Zsunęłam rękę i dotknęłam Nią własnej szyi.

-To ona powinna być zdenerwowana. W końcu uzyskała, ku mojemu zdziwieniu, twierdzącą odpowiedź. - ściszyłam głos. Ukradkiem przeniosłam wzrok na Jego orzechowe oczy. ,,Cholera.. Jeśli każdy ze skoczków jest taki przystojny, to ja nie wiem jak wytrzymam wśród nich kilka dni.''.

-A czy wygląda na wkurzoną? Bezczelnie się śmieje.. Nie wierzy mi. - przełknął ślinę. Wyglądał na zmieszanego. Przynajmniej nie emanował chęcią mordu i rządzą krwi, jak przed momentem.

-To sprawmy, żeby uwierzyła. Nikt więcej nie musi, tylko ona. - uśmiechnęłam się tajemniczo i pociągnęłam go w stronę pomieszczenia, z którego dochodziły donośne chichoty. Z racji tego iż byłam spostrzegawcza, zauważyłam, że na kanapie znajduje się tylko jedno wolne miejsce. ,,Idealnie. Zaczynamy grę.''

-Może Ci zejść? Myśleliśmy, że jeszcze zmywasz. - odparła blondynka, upijając łyk czerwonego, wytrawnego wina. Moje kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej.

-Jestem wdzięczna za Twoją opiekuńczość i troskę, ale sama sobie poradzę. - powiedziałam. Miałam jeszcze dodać, że gdy ona zwolni  powierzchnię którą zajmuje, to przy okazji zmieści się tam ktoś jeszcze. Powstrzymałam się tylko ze względu na zapatrzonego w Nią jak w obrazek Michaela. Szturchnęłam delikatnie ramię Schlieriego, w geście, że ma usadowić Swoje 4 litery na skórzanej sofie. Posłusznie wykonał polecenie. Nikt nie przerywał zabawnych opowiastek, jednak widząc moje poczynania, każdy z obecnych wlepił we mnie Swój zdziwiony wzrok. Wygodnie rozsiadłam się na kolanach szatyna i wyczekiwałam dalszych reakcji. -Jestem gdzieś brudna, że się tak patrzycie? - udałam zaskoczenie. - Chyba wolno mi zająć taką pozycję.. Chyba, że jest na to jakiś przepis, bądź zakaz? - zapytałam. Na szczęście Greg nie był taki głupi i jako jedyny nie miał miny niedorozwiniętego 6-latka. Wyszczerzył Swoje białe zęby i położył dłoń na mojej talii. Zupełnie tak jak wtedy gdy dostał po twarzy.. ,,Ach te cudne czasy.'' Tym razem jednak moja pięść nie zamierzała mieć bliskiego spotkania z Jego nosem. - O której wyjeżdżamy? -zmieniłam temat, aby ktokolwiek z nich w końcu zmienił mimikę na normalniejszą.

-Szósta, siódma - odpowiedział spokojnie Michi. Chyba jako jedyny skapnął się w porę, że to tylko teatrzyk dwóch marnych aktorów. ,,Cóż oskara za tą rolę nie dostałam, ale rychło się go spodziewam drodzy organizatorzy tej jakże cudnej gali!'' Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-Michael odwieziesz mnie? - spytała Panna Stiegler. Na siłę chciała zachować w miarę zwyczajny ton. Jednak wyraźnie słychać było nutkę podejrzliwości i konfuzji w jej głosie. To napawało mnie dumą i chęcią do kontynuacji przedstawienia. Udając brak zainteresowania odjazdem blondynki położyłam dłoń na policzku Gregora. Niezamierzenie przeszedl mnie dreszcz i w środku zrobiło mi się tak dziwnie ciepło.. ,,MALAK! Dosyć.'' - Do zobaczenia. - odparła sfrustrowana kobieta, dumnym krokiem opuszczając salon.

Wzajemnie patrzyliśmy się na siebie do chwili w którym drzwi wejściowe z impetem trzasnęły. Nachyliłam się nad uchem szatyna. - Udało się. - byłam zadowolona z efektu końcowego, jednak niezbyt wygodne myśli wciąż zadręczały moją biedną głowę.

-Wybaczcie jestem już zmęczona. Chciałabym odpocząć. Do jutra chłopaki. - pomachałam i ruszyłam do Swojego tymczasowego pokoju. Wspinając się po schodach nie mogłam zaznać spokoju. Stale próbowałam zapomnieć o tym co chodziło po moim umyśle.. Nie dało się!

(...) ,,Rzeczy od Krafta - są. Szczotka do włosów, do zębów - obecne. Śladowe ilości starego tuszu do rzęs dostanego przed dwu laty od Sabiry - spakowane. '' Prawą ręką przeczesałam delikatnie pofalowane pasma. Po raz pierwszy jechałam do Polski. ,,Ciekawe jak tam jest? Czy rzeczywiście fanki mdleją na widok bandy mężczyzn w obcisłych kombinezonach, a fale pisku zalewają uszy sportowców z każdej strony? Jeśli tak to oni na prawdę są biedni..'' Ktoś zapukał niepewnie do drzwi. Pchnęłam je biorąc torebkę minimalnych rozmiarów zapożyczoną od stojącego w progu blondyna. Cóż nie ruszało mnie to, że opierał się o futrynę w samych bokserkach. Gdyby nie był moim kuzynem, to swobodnie wpisałabym go na moją wyimaginowaną listę przystojnych chłopaków, których w ostatnim czasie poznałam całkiem sporo, za parę godzin miałam spotkać ich około 70. Trochę mnie to przerażało. Ale bardziej bałam się tych wszystkich kibiców.. To nie było do końca normalne. Blondyn ziewnął przeciągle.

-Już wstałaś? Chciało Ci się? Dopiero 6.. - jęknął widząc moja wypoczętą i odprężoną twarz. Energicznie pokiwałam głową i po kilku krokach znalazłam się u szczytu metalowych, zimnych schodów. Przejechałam dłonią po lodowatej barierce i zbiegłam na sam dół. Wokół było jasno. Jak na lato przystało.

- Zakładam, że Schlierenzauer nie popiszę się dziś Swym talentem kucharskim? - spytałam dla pewności. Powiedziałam to na tyle głośno, że zapewne usłyszał mnie nie tylko Michi, ale również drugi mieszkający w owym budynku, odrobinę niższy mężczyzna. Moje założenia sprawdziły się i po kilku chwilach błogiej ciszy zza drewnianych wrót znajdujących się zaraz przy wejściu do salonu wyjrzał zdezorientowany Stefan.

- Powariowaliście? - niemalże krzyknął. Widząc moją drobna postać stojącą na środku ogromnego holu podszedł bliżej. - Nieistotne.. - dodał mierząc mnie wzrokiem. Nie miałam pojęcia co jest grane i na jakich skrzypcach? -Powiedz, że to było po prostu przedstawienie.. To by było nienormalne. Ty i ten idiota. Bleh. - wykrzywił się. ,,Czyżby nutka zazdrości, panie Kraft?''. Moje kąciki ust mimowolnie powędrowały do góry. Nie odezwałam się słowem. Chciałam w duchu trochę go jeszcze pomęczyć i chichotać w myślach. -Malak. - otworzył oczy szerzej zaniepokojony.

- Teatrzyk dwóch kukiełek, laleczek na sznurkach. - uśmiechnęłam się. Sprytnie go wyminęłam i ruszyłam w stronę kuchni. Usłyszałam ciche odetchnięcie co wprawiło mnie w jeszcze lepszy nastrój. - Niestety gama mojego menu kończy się na kanapkach. - rozejrzałam się po pomieszczeniu.

-Pomożemy Ci. - zaoferował półnagi Kraft. Pokiwałam przecząco głową, a wzrok skierowałam na czerwonego pomidora i zieloniutkiego ogórka. Wzięłam je do rąk i zabrałam się za dokładne obmycie owych warzyw.

-Idź się lepiej szykuj. Bo mamy niecałą godzinę. - odrzekłam ukradkiem spoglądając na opuszczającego pokój szatyna. Wyciągnęłam ramiona do przodu i rozciągnęłam zmęczone mięśnie. Po chwili obierania skórki odłożyłam pożywienie na bok i sięgnęłam po nóż. Pokroiłam starannie wszystko co miałam przygotowane i rozłożyłam na białym talerzu. Wyciągnęłam zawartość lodówki i umiejscowiłam ją na ciemnym stole. Szczęśliwa z efektu końcowego uświadomiłam dwóch lokatorów o gotowym posiłku

(...) Zanim się spostrzegłam siedziałam wciśnięta między Krafta i Hayboecka w nie za wielkim samolocie. Blondyn niemiłosiernie gramolił się szukając własnych słuchawek, młodszy z nich nie mógł powstrzymać śmiechu machając własnością Michiego przed jego uchem. Gdy ten zauważył owy incydent obrzucił bruneta wściekłym spojrzeniem i wyrwał urządzenie pozwalające na słuchanie muzyki nie narażając innych na utratę bębenków.Nie ukrywałam skrępowania dotyczącego zachowaniem Schlierenzauera. Teraz to on patrzył się na mnie jak glapa w gnat. Zamrugałam oczami oczekując jakiejkolwiek reakcji w postaci odpowiedzi na niezadane pytanie. Aczkolwiek 25-latek nie dostrzegł mej frustracji i wygodnie wyciągnął się w fotelu. Odwróciłam się na prawy bok i przymknęłam powieki. ,,Może jednak jestem troszkę zmęczona?''

(...) -Ona nie czuła nawet jak wynosiliśmy ją z tej latającej maszyny. Każdy głupi by się spostrzegł. - zaśmiał się Poppinger. Dopiero wtedy wyszłam z sennego letargu. Szybka zmiana miejsca wprawiła mnie w osłupienie. Całe wnętrze busa widziałam przechylone, prawdopodobnie dlatego, że komfortowo leżałam na samym jego końcu. Przeszłam do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po twarzach obecnych. ,,To dziwne jak 10 par oczu włącznie z tymi trenera wpatruje się w Ciebie jakbyś zaraz miała się stłuc niczym jajko.''

-O! Nasza śpiąca królewna. Aż niemożliwe. Myśleliśmy, że dopiero piski hotek Cię obudzą. - dodał Michi również cicho chichocząc. - O wilku mowa.. -zakończył smętnie, a pojazd zatrzymał się. - Cholera! Jest ich więcej niż rok temu.. Znowu się zacznie. Lubię Swoich fanów, ale te nastki z pewnością nie należą do normalnych. - odchylił lekko zasłonę i szybko ją puścił.
-No to panowie, powodzenia. - najstarszy mężczyzna sięgnął własny bagaż i szybkim krokiem opuścił samochód.

-Ja idę z Malak. - zawołał wesoło Gregor chwytając moją rękę. Wtedy miny pozostałych zrzedły i ze spuszczonymi głowami poczęli brać własne torby. - Kto idzie z Tobą ten ma więcej luzu. - szepnął widząc znaki zapytania w moim wzroku. -Ale Cię znienawidzą. - gwizdnął na znak współczucia.

Po chwili znaleźliśmy się na zatłoczonym parkingu. Trzymając łokieć Schlieriego gwałtownie zakryłam uszy usłyszawszy pierwszą ,,falę zachwytu. Zaraz potem poczułam na sobie dziesiątki morderczych spojrzeń i szeptów. Wtedy czas się zatrzymał. Spojrzenie Stefana, pełne zawodu zmierzyło mnie od góry do dołu. Z wyrzutem prychnął słysząc kolejne słowa kibiców. Miałam nadzieję, że nie uraziłam go i nie przekreśliłam moim bezmyślnym postępowaniem naszej znajomości. Na prawdę go lubiłam, doceniałam. ,,Cholera, uważaj żeby się nie rozkleić i przede wszystkim nie zakochać. Malak!'' Wierzyłam, że jakoś mi się uda, a przecież wiara czyni cuda..

****************************
Jest 10! 
Miała być dużo później, ale wkradłam się na komputer i wena mnie naszła.
Mam nadzieję, że ktoś jeszcze ze mną został.
Czkam na Wasze opinię.
KOMENTUJESZ - MOTYWUJESZ.
Pozdrawiam <3

wtorek, 10 listopada 2015

Cud dziewiąty :)

Podciągnęłam nogi pod brodę i objęłam je własnymi ramionami. Siedziałam skulona, z pogardą patrząc na stojące przede mną śniadanie. Niczemu mi nie zawiniło.. A czym ja się naraziłam na takie niebezpieczeństwo? Chciałam po prostu być wolna, poczuć jak to jest być niezależnym od nikogo.. Ale czy na prawdę taka się stałam? Mieszkałam u brata ciotecznego, któremu pewnie zwaliłam się niepotrzebnie na głowę.. Za podróż zapłaciła moja koleżanka, a ja sama nie umiałam nawet wygrzebać się z bagna w jakie wpadłam.

,,Boże dziękuję Ci za to że mi pomagasz, że jesteś przy mnie w tych ciężkich chwilach, że otoczyłeś mnie ludźmi, którzy za wszelką cenę chcą mego dobra. Od wielu miesięcy nie prosiłam Cię o nic.. Teraz jednak wiesz jak wygląda moja sytuacja. Ty najlepiej rozumiesz mój ból.. Błagam znajdź jakieś wyjście.. Błagam.. Nie pozwól błąkać się mej duszy po tym świecie pełnym nienawiści. Odizoluj ją od cierpienia. Wiem, jestem zwykłym prochem wobec Ciebie, Stwórcy wszelkiego stworzenia, ale proszę nie pozostań obojętny na wołania Swej córki.. Mój jedyny i prawdziwy ojcze, oszczędź mi śmierci. A jeśli będę Ci potrzebna, tam w niebie ostrzeż, abym w porę pożegnała się z tymi do których się przywiązałam. Amen.''

-Malak, zjedz coś. - po ramieniu poklepała mnie Sabira. - Od wielu dni zachowujesz się jak zbuntowane dziecko.. Musisz walczyć. Gdy z nami porozmawiasz na pewno znajdziemy jakieś stosowne rozwiązanie. - kontynuowała w celu pocieszenia i poskładania strzępek mego serca. -Proszę.. -szepnęła gładząc moją górną kończynę. Obróciłam głowę w jej stronę. Nie miałam siły ustać na nogach, toteż siedziałam i pusto się w nią wpatrywałam. Po dłuższej chwili zastanowienia wzięłam do ręki chleb i ugryzłam kawałek. Przeżuwałam go dobre 3 minuty. Połknęłam wraz z posmakiem gorzkich łez, których fala znów zamierzała mnie nawiedzić. Po dwóch godzinach dumania nad posiłkiem, skończyłam jedną z przygotowanych kanapek. Spróbowałam się podnieść. Nie obyło się bez pomocy brunetki. Zaprowadziła mnie do salonu. Na kanapie i innych skórzanych fotelach siedziało 3 milczących mężczyzn. Bezwładnie opadłam na wolne miejsce obok Stefana. Ten nie zastanawiając się dłużej niż minutę mocno mnie do siebie przytulił. Zamknęłam oczy i wtuliłam twarz w jego tors. Chciałam zasnąć i nie myśleć o tym wszystkim.

-Wymyśliliśmy coś. - zaczął Schlierenzauer. Wolnym ruchem podniosłam się do pozycji siedzącej i dałam mu znak do mówienia. -Ale zanim Ci opowiemy musisz obiecać, że będziesz szczęśliwa, inaczej ten plan nie wypali. - westchnął widząc w jakim jestem stanie. -Jutro musimy wyjechać do Polski na pierwszy konkurs tegorocznego LGP, tam aż roi się od fanów i hien szukających sensacji. Gdyby zobaczyli wśród Nas ciebie całą zapłakaną zaczęłyby się pytania i zapewne wyciągnęliby wnioski, że jesteś tam z nami bo któryś z Nas wpadł. Sądzę, że wiesz co mam na myśli. - spojrzałam na Niego i pokiwałam głową. -Przez ten okres masz być silna. Zaczęliśmy już szukać dobrego adwokata. W razie potrzeby wytoczymy Twoim rodzicom sprawę o znęcanie się nad Tobą. - szybko zaprzeczyłam potrząsając głową.

- Nie ma innego wyjścia.. - zakończył za szatyna Michael. Przełknęłam głośno ślinę, a serce zaczęło mi bić jak szalone.

- Myślicie, ze to coś da? - po raz pierwszy od tygodnia przemówiłam. Przejechałam dłonią po roztrzepanych we wszystkie strony, poplątanych włosach. Spojrzałam na Swoje szare dresy i odparłam. - Tonący brzytwy się chwyta.. - splotłam dłonie i bez żadnego problemu uniosłam Swą postać z kanapy i z zamiarem pójścia do Swojego pokoju ruszyłam w stronę schodów.

-Jest jeszcze coś. - tymi słowami zatrzymał mnie Kraft. - Dziś wieczorem, w ramach pożegnania organizujemy kolację dla najbliższych. Oni nic nie wiedzą o Twoich zmartwieniach. Aby bajeczka była wiarygodna musisz poudawać jeszcze wieczorem. - zacisnęłam pięści słysząc te kilka zdań. Dałam znak iż poradzę sobie z tą rolą.

,,Cóż mi da ucieczka? Ukojenie, czy może uśpienie własnych duchowych boleści? Ale ze mnie tchórz.. Zamiast stawić czoła własnym problemom będę chować się w kraju nad Wisłą. Jestem w pewnym stopniu Polką. Mogę się więc wytłumaczyć powrotem do Ojczyzny.. Ale czy można wrócić gdzieś, gdzie nigdy się nie było? To tak jakby powiedzieć : Pożyczyłem na czas nieokreślony zamiast ukradłem.. Jaki w tym sens? Ale widzę, że znów wyciągnąłeś Swą pomocną dłoń, Panie. Znowu pomogłeś nieszczęsnej cierpiętnicy, która bez względu na Swe położenie na Twą litość nie zasługuje''

Wspięłam się po schodach, po czym skierowałam się w stronę fioletowo - kremowego pokoiku. Otworzyłam niepewnie szufladę. Zauważyłam tam kupkę nowych ubrań i małą karteczkę. ,,Skoro otworzyłaś tą szafkę, to znaczy, że Cię przekonaliśmy. Pod wierzchem masz coś na dzisiejszą kolację, a na spodzie rzeczy na wyjazd. ~Stefan.'' Odłożyłam kawałek papieru na stolik nocny, spuściłam powoli powietrze i rozłożyłam pierwszy strój. Była to piękna szmaragdowa sukienka. Kończyła się przed kolanem, na rękawach miała liczne czarne zdobienia w wymyślnych kształtach i wzorach. Coś mi nie pasowało.. Okej kolacja, ale o której? Jeszcze raz wzięłam do ręki wcześniej odłożony liścik. Odwróciłam go na drugą stronę i ujrzałam ,,Bądź gotowa o 19... Powodzenia Malak.''

Spojrzałam na zegarek w czarnej ramce. Wskazywał dokładnie 18:20.. ,,Kto normalny je o tej godzinie śniadanie?.. Nikt. Tylko ja.'' Zakryłam twarz dłońmi. Nie potrafiłam odnaleźć się w wcieleniu szczęśliwej, beztroskiej kobiety. To mi po prostu nie pasowało. Podobno przeciwieństwa się przyciągają. Ale zapewne to powiedzenie nie zostało wymyślone właśnie w tym kontekście.

(...) Dokładnie umyłam i wysuszyłam włosy. Wcześniej wytarłam ciało ręcznikiem i nałożyłam przygotowaną ,,kreację''. Stanęłam przed lustrem i uśmiechnęłam się. Przecież miałam tak wyglądać cały wieczór. Otworzyłam drzwi łazienki. Na łóżku ujrzałam kobietę. Nie za wysoką blondynkę o zielonych oczach, które we mnie wlepiała. Na jej twarzy pojawił się zarys przyjaznej mimiki. Była na prawdę piękna.

-Stefan nie kłamał mówiąc, ze jesteś nieziemska. - podniosła się i podeszła do mnie. Szybkim ruchem wyciągnęła w moją stronę rękę. - Marisa (tak ją nazwałam, bo nie chciało mi się doszukiwać informacji, czy w ogóle Kraft ma siostrę :P). Siostra Krafta. - uścisnęłam jej dłoń.

-Malak.. - zamyśliłam się. Jak miałam na siebie mówić? Jako kto się określać? Właściwie nie byłam nikim ważnym. Czułam się jak niepotrzebny mebel przestawiany z kąta w kąt. -Nikt istotny. - dodałam obracając moje słowa w żart.

-Dobre, aczkolwiek mało wiarygodne. Chociażby z tego względu, że wywołałaś w ich głowach istną rewolucję. Łażą po pokoju bezcelowo i każdy myśli tylko o Tobie. Nawet oderwany od rzeczywistości Schlierenzauer.. Wszyscy uważali go za kompletnego idiotę, a coś, a raczej ktoś sprawił, że zaczął logicznie się zachowywać. Chyba nie uważasz, że wierzę w garbate aniołki, które oświeciły Gregora, Michiego i Stefana. - prychnęła. Zrobiła to jednak w tak przyjaznym geście, że tylko się zaśmiałam.

-Dziewczyno, ale ty jesteś bezpośrednia, już Cię lubię. Masz u mnie plusa. - dodałam widząc jej zadowoloną minę. Uniosła tylko dumnie głowę i odchyliła łokieć, na znak, że mam umieścić tam Swoją rękę. Wsparte na sobie, niczym dwie starsze Panie hardym krokiem zeszłyśmy po schodach i stanęłyśmy przy stole w jadalni.

-To co dziś jemy Panie Schlierenzauer? Mam nadzieję, że nic nie spieprzyłeś. Bo po pierwsze głodna kobieta, to kobieta zła, a po drugie nie mam zamiaru robić zrzutki na pożal się Boże pizzę, robioną za rogiem. - krzyknęła w kierunku kuchni, po czym zajęła miejsce obok chłopaka, którego widziałam po raz pierwszy.

-Słyszę, że mój ulubiony gość już przybył. - odkrzyknął umiejętnie omijając jej pytanie.

-Nauczyłam go tej kwestii na pamięć, żeby czasami przy nowych osobach siary nie robił. - mrugnęła w moją stronę, klepiąc miejsce na krześle obok siebie. Uradowana zasiadłam na drewnianym stołku obitym białą tkaniną.

Drzwi wejściowe się otworzyły. Ruszył do nich Michi. Myślałam, że zaraz się przewróci. Biegł jakby co najmniej się paliło. -Widać ktoś bardzo ważny. - odrzekła Marisa.-  Mam nadzieję.. - przerwała widząc wchodzącą do pomieszczenia blond-włosą. -Oho! Cześć Sandra. Widzę, że honorowy gość dotarł. - mruknęła. -Tak daleko miałaś, że się spóźniłaś? Może Cię korki na chodniku zastały? - uniosła prawą brew do góry. Mężczyzna siedzący obok niej ledwo co powstrzymał śmiech, zresztą tak samo jak Stefan. Hayboeck spiorunował ją mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Kobieta, która dotarła chwilę wcześniej nadąsana usiadła naprzeciwko mnie. -Taki żarcik. Nie spinaj du.. znaczy.. nie spinaj się Sandy. - szturchnęła mnie delikatnie w ramię, a chwilę później zrobiła minę naśladowczą do wcześniejszego wyrazu twarzy panny Michaela. Chciałam być wtedy opanowana i poważna, niestety nie wyszło mi. Zasłaniając się serwetką wyszczerzyłam zęby w szczerym uśmiechu.

- Schlierenzauer! Pospiesz się, bo jak wpadnę do kuchni to się nie pozbierasz. - wrzasnęła przerywając niezręczną ciszę. Po chwili Gregor przyniósł przystawki. Postawił przede mną talerzyk z krewetkami, paluszkami krabowymi, małżami i jakimś białym sosem. - Tak jak myślałam nic konkretnego. Wyłowiłeś to z pobliskiej rzeczki?

-Smacznego. - odpowiedział krótko obrzucając ją wzrokiem pełnym wyrzutu. -Co Was tak dziś napadło z tym indyczeniem? - tym zdaniem zakończyła nie widząc poparcia od żadnej ze zgromadzonych osób. -Dobra, zanim zabierzecie się za jedzenie, chcieliśmy Wam coś ogłosić z Panem Stefanem Hayboeckiem coś do ogłoszenia. - ,,Chwila, chwila, z kim?'' Spojrzałam na Nią jak na kosmitkę. Chłopak zauważył chyba moje zdziwienie.

-Jestem Stefan, brat Michiego. - skinął głową w moją stronę. Przedstawiłam się krótko widząc zniecierpliwienie stojącej dziewczyny.

-Nie przedłużając, zaręczyliśmy się. - pokazała każdemu z osobna piękny pierścionek. Kraft zasiadający do fragmentu drewnianej powierzchni omal nie zakrztusił się własną śliną.

-Winszuję. Szczerze Ci współczuję. - Sandra zwróciła się do brata Hayboecka. Ten puścił jej uwagi mimo uszu.

-Ktoś jeszcze ma jakieś rewelacje? Chcę wiedzieć, aby znów nie być bliskim śmierci z powodu nowości o których nikt nie raczył mnie poinformować. - parsknął kaszlący szatyn. Gregor poklepał go tylko po ramieniu w geście litości.

Cieszyłam się, że nowo poznana przeze mnie Marisa będzie szczęśliwa w życiu. W myślach modliłam się aby wszystko poszło po ich myśli. Wierzyłam, że im się uda, a przecież wiara czyni cuda.

************************
Jest i 9 :)
Ach spóźnienia to chyba moje drugie imię.. 
Ale nic, przepraszam. 
Mam nadzieję, że Wam się podoba :* 
Komentujesz - Motywujesz. 
Pozdrawiam :*