Strony

sobota, 23 kwietnia 2016

Cud dwudziesty siódmy :)

Kakofonia dźwięków wydobywających się z słuchawki telefonu stacjonarnego zupełnie zlała się z głuchym szumem, spowodowanym wiekowością urządzenia. Ułożyłam prawą dłoń na głowie i lekko ją potarłam. Słone krople napłynęły mi do oczu, zamazując kolor beżowej ściany w przedpokoju. Po upływie krótkiej chwili do moich uszu ponownie dobiegł głos starszej pielęgniarki.

- Już wszystko jasne. Kartoteka Pani Sabiry zagubiła się wśród innych. Dobrze, że zapisałam ten numer kontaktowy na oddzielnej kartce, a więc jest Pani kimś z rodziny? - zapytała, a z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie. Zamarłam, tak jak wtedy, gdy na podłodze zobaczyłam brunatną kałużę krwi. Zacisnęłam powieki, aby wymazać ten przerażający obraz sprzed wyblakłych tęczówek.
- Tak. - skwitowałam krótko. Po raz pierwszy w życiu kłamstwo tak łatwo przeszło mi przez gardło. Skuliłam dłonie, formując z nich coś na kształt pięści, aby opanować ich drgania. Po drugiej stronie odbiornika usłyszałam tylko ciche mruknięcie i przewrócenie kolejnej ze stron, ubogiej karty pacjenta.
- A więc Pani krewna doznała poważnego urazu głowy, diagnozujemy wstrząśnienie mózgu. Lekarz prowadzący poinformował, że mógł się również wytworzyć niebezpieczny krwiak. Na całe szczęście policja aresztowała już sprawcę i tak łatwo go nie wypuszczą. - odrzekła nienaturalnie piskliwym tonem po czym mlasnęła nieznacznie. - Jeśli się Pani pospieszy to może uda się zobaczyć z pacjentką. - dodała lakonicznie.

Wiele pytań zawirowało mi w umyśle.. Odburknęłam coś niezrozumiale i odłożyłam białą słuchawkę na miejsce. Usiadłam na jednym z krzeseł stojących w jadalni. Podparłam twarz o dłonie i nabrałam kilka głębokich wdechów. Bez dłuższego namysłu chwyciłam jasny telefon oraz klucze i ruszyłam do wyjścia. Musiałam się dowiedzieć.. Czegokolwiek..

Ciemne drzwi zatrzasnęły się za mną z ogromnym hukiem. Przekręciłam zamek i zbiegłam po schodach. W tamtym momencie poczułam w środku dziwne ukłucie.. Wyrzuty sumienia. ,,Dlaczego mnie tu nie było? Czemu zostawiłam ją samą?'' Wszystko stanęło na głowie i ponownie się zagmatwało. Zawsze kiedy wydawało mi się, że zaczynałam wychodzić na prostą każda rzecz się komplikowała. Miałam ochotę usiąść na ziemi i z bezradności zanieść się płaczem. ,,Sabira..? Co z nią? Co się tu do cholery stało?''

***

Wysiadłam z jaskrawożółtej taksówki. Włożyłam w dłoń kierowcy należną kwotę pieniędzy i kątem oka zerknęłam do świecącego pustkami portfela. Co prawda część pieniędzy miałam odłożone na wymarzone studia oraz połowę czynszu, jednak do zrealizowania pierwszego celu brakowało mi jeszcze sporo. W tamtej chwili absolutnie się tym nie przejmowałam. Liczyła się tylko dziewczyna, która zostawiając przeszłość i życie w Turcji za plecami, uciekła razem ze mną.

Od kiedy pamiętam zazdrościłam jej dosłownie wszystkiego: urody, wdzięku i kochających rodziców, którzy chcieli dla niej jak najlepiej. Urocza szatynka, przechadzając się po korytarzach naszej starej szkoły budziła zachwyt w większości osobników płci przeciwnej. Jeden z nich o imieniu Nuri, również jej zawrócił w głowie. Była to jednak tragiczna miłość. Ukochany Sabiry zaginął bez śladu. Opowiadała mi niedawno, że nadal wierzy w nadejście jakichś informacji o jej lubym, jednak uważałam, iż tak na prawdę nie była tego pewna.

Postawiłam kolejny krok na spowitej białym puchem ziemi. Od dobrej godziny z nieba ulatywały drobne śnieżynki, które zachwycały mnie swymi urokliwymi ruchami. Zmrużyłam powieki i weszłam po schodach, prowadzących do przerażającego szpitala. Od zawsze nie lubiłam miejsc, które kojarzyły mi się z chorobami i śmiercią. Przytłaczały mnie doszczętnie swą sterylną bielą i wbijały niewidoczne igiełki w moją nadszarganą psychikę.

W głowie, w której wcześniej myśli kłębiły się stadami nagle zapanował spokój. Pchnęłam szklane drzwi i przekroczyłam próg beżowego budynku. Od razu w moje nozdrza uderzył ten nieprzyjemny, charakterystyczny zapach leków i innych detergentów. Pewniejszym ruchem wyminęłam obce osoby i stanęłam naprzeciwko recepcjonistki.

Dokonałam potrzebnych formalności i obrałam za cel salę numer 203. Winda, która stanowiła dość zaniedbaną część całej instytucji z cichym odgłosem zatrzymała się na moment, umożliwiając wyjście na korytarz. Ja oraz jakaś pielęgniarka przeszłyśmy obok siebie obojętne na swoje zafrasowane twarze. W holu dało się słyszeć wydźwięki kasłania i zgłuszonych jęków.

Ściany pokryte były dość chropowatym tynkiem, przez co wydawały się jeszcze bardziej ostre i odrażające. Po pewnym czasie zorientowałam się, że wcześniej wspomniana kobieta zmierza w tym samym kierunku co ja. Z szacunkiem przepuściłam ją w drzwiach i podążyłam za jej gestami. Na jednym z trzech łóżek zobaczyłam nadzwyczaj bladą twarz przyjaciółki. Bezszelestnie zajęłam miejsce przy jej wyziębłym ciele. Sanitariuszka ułożyła mały stosik tabletek na szafce obok Sabiry. Posłała mi wymuszony, niemrawy uśmiech i opuściła pomieszczenie.

Ukryłam buzię wśród obydwóch dłoni i westchnęłam cicho. Gdy po chwili zamknęłam oczy, zostałam zmuszona do ponownego zerknięcia na znaną sylwetkę, gdyż ciepło czyjejś ręki delikatnie otarło się o mój nadgarstek. Zareagowałam na to gwałtowniej niż powinnam i lekko się poruszyłam. Gdy już w pełni odzyskałam świadomość, że to właśnie brunetka przed chwilą dotknęła mojej kończyny skierowałam na nią ospały wzrok. Jej malinowa usta wykrzywiły się w przyjaznym wyrazie.

- Sabira.. Co się stało? Dlaczego tu wylądowałaś? - nienaturalnie pisnęłam szukając rozbieganym spojrzeniem jej spokojnych, ciemnych tęczówek.

- To już koniec. Nie musisz się obawiać. - zaczęła. Wtedy prawdopodobnie zrobiłam zdezorientowaną minę, ponieważ jej uśmiech tylko się pogłębił. -Twój ojciec jest w więzieniu. - dodała pocierając palcem śnieżnobiałą pościel.

-On ci to zrobił? Ale jak? Dlaczego? - pytania same wypływały z moich spierzchniętych, popękanych ust. Zagadnienia spotkały się tylko z wyżej uniesionym prawym kącikiem warg dziewczyny.

- Twoja Matka odezwała się do mnie miesiąc temu. Napisała w liście, że Jasir prawie ją zakatował. Wyraziła, iż może już za późno na naprawienie waszych relacji, ale chciała zastawić na swojego męża pułapkę. Miał tu przyjechać i za to, że sprzymierzyła się z tobą, pobić właśnie ją. Oczywiście my musiałyśmy zawiadomić policję. Przekazałam to wszystko Stefanowi. On powiedział, że nie powinnyśmy tak ryzykować. On.. on zaoferował siebie jako ofiarę... Mówił, iż bez względu na każdy z czynników Tobie nic nie może się stać. Nie potrafiłam tak w spokoju oczekiwać na łut szczęścia. Kazałam mu wyjechać razem z Tobą.. To ja postanowiłam zostać głównym celem wszelkich ataków Jasira. Jednak w porę pojawiła się Twoja matka. Nie zdążyłam wezwać funkcjonariuszy, aczkolwiek to właśnie ona się tym zajęła. Twój ojciec odepchnął mnie z taką siłą, że uderzyłam o kant stołu, wtedy do mieszkania wkroczyli policjanci.. Zdajesz sobie sprawę, że gdybyś przyjechała w nocy to prawdopodobnie wybieralibyśmy ci właśnie trumnę? - rzuciła rozzłoszczona a ja siedziałam w osłupieniu na plastikowym krześle.. Nie mogła przyswoić jak wielkiego poświęcenia chciał dokonać każdy z wymienionych. Zaczynając od mojej rodzicielki kończąc na Krafcie..

- Ale.. To.. Sabira.. Jak ja się tobie odwdzięczę? Przecież ty prawie zginęłaś tylko po to, żeby mi pomóc.. - wydukałam, rozdziawiając wargi w dwóch przeciwnych kierunkach. Chyba właśnie w tamtej chwili dotarł do mnie ogrom tego heroicznego wyczynu. Bez wahania zarzuciłam jej subtelnie ręce na szyję i przytuliłam. Łzy ulgi, a zarazem przerażenia spłynęły po moich zaróżowionych od nadmiaru emocji policzkach.

- Csii.. Nie płacz.. - skwitowała, po czym poklepała moje plecy. Na powrót usiadłam na wcześniej zajmowanym krześle. - To jeszcze nie wszystko.. Ja.. Miałam Ci tego nie mówić, ale nie mogę tego dłużej trzymać w tajemnicy. - zamrugała kilkakrotnie powiekami. - Stefan wyznał mi, że jesteś dla niego najważniejszą kobietą, stąpającą po tej ziemi, ale nigdy nie chciał zakłócać twojego szczęścia, dlatego trzymał się na uboczu... Malak nie powinnam się wtrącać ale chyba powinniście pogadać. - przełknęła ślinę, a cały świat zawirował mi przed oczami.

Wtedy zrozumiałam co pragnął przekazać mi tamtą rozmową.. W tamtym momencie przejrzałam na oczy, że to co miałam za czynnik wywołujący lęk okazało się istnym szczęściem. Wierzyłam, że kiedyś poczuje coś równie niesamowitego, a przecież wiara czyni cuda.

************************
Jest i 27!
To przedostatni rozdział przed epilogiem.
Powiem Wam szczerze, że będę tęskniła za tym opowiadaniem.
W mojej głowie aż roi się od pomysłów na następną historie, ale zastanawiam się czy tworzyć do tego bloga i dzielić się nią z wami, czy też pisać w własnym zakresie. :P
Ale co będzie dalej, czas pokaże :D.
Mam nadzieję, że powyższy twór Wam się podoba.
Pozdrawiam :*.

sobota, 9 kwietnia 2016

Cud dwudziesty szósty :)

Odkąd wróciłam do pokoju hotelowego w mojej głowie widniała tylko jedna myśl. Po przekroczeniu progu przekręciłam zamek w drzwiach. Podeszłam powoli do stolika, na którym w ciemności migało światło powiadomienia, wyświetlającego się na telefonie. Chwyciłam urządzenie w dłonie i odblokowałam zabezpieczenie ekranu. Moim oczom ukazał się SMS, którego treść wytrąciła mnie z równowagi. Zamrugałam kilkakrotnie, uwierzytelniając przed samą sobą tekst krótkiej wiadomości. Na wyświetlaczu widniało kilka prostych słów i jedna słodka emotikonka : ,,Nie zapomnij uszykować dresu ;*''. Dopiero po chwili przypomniałam sobie wypowiedź Johanna jaką usłyszałam w windzie. Uśmiechnęłam się niemrawo i wystukałam parę liter, a następnie przycisnęłam zielone okienko z napisem ,,Wyślij''. Nie wiedziałam jak zareaguje na odpowiedź ,,Nie ma opcji :).'' dlatego też wolałam pozostać w zamkniętym pokoju.

Rozsiadłam się wygodnie na łóżku i włączyłam jedną z przydatnych aplikacji. Wyszukałam istotne informacje i delikatnie odłożyłam komórkę na szafkę nocną. Nacisnęłam włącznik, widniejący przy małej, uroczej lampce. Łuna światła, padła wpierw na podłogę, a tajemnicza ciemność ustąpiła miejsce przytulnej jasności. Wykonałam dość monotonny ruch i uniosłam cała posturę ku górze. Schyliłam się, tak aby wyciągnąć potrzebny przedmiot spod miejsca spoczynku. Już po chwili czerwona walizka wylądowała na białej pościeli, idealnie z nią kontrastując. Odpięłam zamek. Pociągnęłam górną część, która bezwiednie opadła do tyłu i obróciłam się o 180 stopni. Doszłam do niewielkiej szafki i ostrożnie wyjęłam trzy bluzki, które parę godzin temu właśnie tam umiejscowiłam. Cisnęłam je do wnętrza torby i cicho wypuściłam powietrze, tylko po to aby ponownie zaspokoić potrzeby moich płuc.

- Potrafię tylko uciekać. - szepnęłam, stanowczym gestem zasuwając rozwarty przedmiot.Ułożyłam wewnętrzne części rąk na pulsujących skroniach. Starałam się dokładnie przemyśleć podjętą decyzję. - Pociąg piąta trzydzieści. - dodałam wyłączając filigranową żarówkę, której blade światło próbowało mnie przekonać do zmiany wtłoczonej w życie idei. Jednym ruchem przerwałam jej bezsensowne zastosowanie i osunęłam plecy na miękką poduszkę. Wsunęłam nogi pod delikatną kołdrę i zacisnęłam powieki. Liczyłam na to, że budzik mnie nie zawiedzie.

***

Nie zawiódł. Zerwałam się na dźwięk piszczącego telefonu. Przesunęłam palcem po ekranie i uciszyłam krótkotrwały alarm. Do późnych godzin nie mogłam zmrużyć oka. Udało mi się to dopiero godzinę przed planowaną pobudką. Żwawym krokiem podeszłam do włącznika światła i zdecydowanym ruchem nacisnęłam przedmiot. W pokoju nastała wszechogarniająca jasność. Z powodu zbyt szybkich kroków czarne mroczki zatańczyły mi przed tęczówkami, przez co na chwilę zmrużyłam powieki. Kiedy wszystko wróciło do porządku, przetarłam zmęczone oczy i przygryzłam delikatnie dolną wargę.

Wsunęłam swoją posturę do klaustrofobicznej łazienki. Tam również już po chwili zapanowało odnowienie skąpanego w mroku pomieszczenia. Stąpałam po cichu, jakbym bała się o to, iż kogoś obudzę. Stanęłam naprzeciw lustra. Zmierzwiłam nieco swoje oklapłe włosy i umyłam zęby. Po zakończonej porannej toalecie schowałam wszystkie przedmioty do uroczej kosmetyczki, która również wylądowała w walizce.

Moje ubrania tego dnia nie za wiele różniły się od tych z poprzedniej doby. Ponownie naciągnęłam czarne legginsy i zmieniłam bluzkę na biały zwykły T-shirt. Na ramiona zarzuciłam kurtkę od Stefana i chwyciłam rączkę od pamiętnego prezentu, który podarował mi Gregor. W kieszeni umieściłam telefon i zaczęłam zmierzać do wyjścia. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na pokój który zajmowałam zaledwie kilkanaście godzin. Przekręciłam zamek i nacisnęłam złotą klamkę. Następnie zgasiłam światło i opuściłam pomieszczenie.

Na końcu korytarza tlił się blady, sztuczny promyk, który wytwarzała pojedyncza żarówka. Skierowałam swoje ruchy w kierunku windy. Bez dłuższego namysłu wcisnęłam pomarańczowy guzik, a drzwi urządzenia natychmiast się rozwarły. Weszłam do środka bezszelestnie i w delikatny uścisk złapałam metalową barierkę. Moja podróż z góry na dół nie trwała dłużej niż 15 sekund. Ponownie mogłam wysiąść, tym razem do przestronnego, a zarazem przytulnego holu.

Podeszłam bliżej recepcji i ostrożnie nacisnęłam niewielki, złoty dzwonek. Już po chwili zza rogu wychyliła się sylwetka młodej szatynki o przyjaznym uśmiechu przyklejonym do ust. Zmierzyła mnie bacznym wzrokiem i zasiadła na beżowym fotelu.

- Chciałam się wymeldować. - odrzekłam półszeptem. Sama nie wiedziałam dlaczego ściszyłam tak ton. Zapewne bałam się iż głośniejszy wydźwięk jakimś cudem dojdzie do uszu Johanna, albo co gorsza Stefana, który wczoraj uratował mnie przed konwersacją z Gregorem. Cała sytuacja po odejściu na bok wyglądała dość dziwnie. Kraft poklepał moje ramię i z kamiennym wyrazem twarzy ruszył w przeciwną stronę. Już więcej go tego dnia nie widziałam.

- Poproszę Pani nazwisko i numerek pokoju. - zaczęła uruchamiając ekran dość nowoczesnego komputera, który znajdował się tuż na przeciwko niej. Wyjęłam z kieszeni swoją kartę magnetyczną i położyłam na ciemnym, drewnianym biurku.

- Malak Saat. Pokój 206. - zaoponowałam, a kąciki moich warg również powędrowały ku górze. Kobieta wystukała parę słów na klawiaturze i zaczęła przeglądać dane wpisane w przyrząd, który zasłynął głównie w XXI wieku. Pokrętłem myszki zjechała na środek listy i przyłożyła palec do jasnego ekranu.

- Ten pokój zarezerwowany jest na nazwisko Heinza Kuttina. Musiałabym go poinformować o pani wyjeździe. - zaznaczyła, wracając zaciekawionym spojrzeniem do moich czekoladowych tęczówek. Delikatnie się zmieszałam, ale nie dałam tego po sobie poznać. Chrząknęłam cicho, przełknęłam ślinę i ponownie przyodziałam przyjazny wyraz twarzy.

- Ten Pan o wszystkim wie. - zaoponowałam spokojnie. - Nie warto budzić go w środku nocy, byłby na mnie zły. - dodałam ciszej, nieco spuszczając głowę. Pracownica hotelu popadła w chwilową zadumę. Kontemplowała nad tym czy rzeczywiście może mi zaufać. Ale w końcu jaki mogłam mieć cel w tym żeby kłamać?

- Dobrze, wymelduję Panią tylko ze względu na to, że troszczymy się o dobry humor i samopoczucie naszych gości. Mam nadzieję, że jeszcze tu Pani zawita. - jej kąciki ust zadrgały ku górze w niemrawym, nie do końca szczerym uśmiechu. Nie zwracając większej uwagi na jej sztuczne odruchy chwyciłam rączkę walizki i skierowałam się do wyjścia.

***

- Dojechaliśmy na miejsce. Miłego pobytu w Innsbrucku. - zakomunikował donośnym tonem konduktor przez przeznaczony do tego celu węzeł zainstalowany w pociągu. Wzdrygnęłam się lekko i już po chwili uniosłam całą posturę do góry. Kurczowo złapałam się barierki, bytującej tuż przy wyjściu z przedziału. Cierpliwie poczekałam aż każdy zainteresowany opuścił pociąg, a następnie uczyniłam to samo, ówcześnie wyjmując torbę  z skrytki na bagaż podręczny.

Wyminęłam parę obcych osobników i przystanęłam naprzeciw środku transportu, którym powróciłam do centrum sportowego w Austrii. Zaczerpnęłam nieco górskiego powietrza. Delikatne i mikroskopijne płatki śniegu zawirowały wokół mojego lica oraz talii. Powiew mroźnego wiatru uderzył w moje policzki, które natychmiast zaczerwieniły się od zimna. Postanowiłam nie przeciągać dłużej ostatecznego powrotu do mieszkania, które wynajmowałam z Sabirą.

Dość szybko udało mi się złapać taksówkę. Pomimo wczesnych, rannych godzin miasto już budziło się do życia. Parę minut po szóstej jakiś mężczyzna wybiegł z budynku, który mijaliśmy. Trzymał w ręku gazetę, aż w końcu zdyszany stanął. Założył ręce  z tyłu głowy i wydał z siebie zduszony, cichutki jęk.

Odwróciłam wzrok i w tym momencie pojazd ruszył ponownie, gdyż umożliwiło mu to ostre zielone światło wpijające się w moje ciemne tęczówki ze zdwojoną siłą. Na moment zmrużyłam powieki i uspokoiłam kołatanie serca. Czego się tak bałam? Głównie tego, że po ostatniej rozmowie z Stefanem wszystko się zmieniło. Nadal nie docierało do mnie to co tak na prawdę chciał mi przekazać. Broniłam się przed tymi myślami. Nie chciałam dojść do wniosku, że Kraft coś do mnie czuje.

Wyrwana z rozmyślań ujrzałam niewielką, nowoczesną kamieniczkę, która była głównym celem całej mojej podróży. Wręczyłam taksówkarzowi należną kwotę pieniędzy i nacisnęłam zimną, czarną klamkę. Zamek w drzwiczkach auta niemal natychmiast ustąpił, bez jakiegokolwiek oporu czy walki z mocą moich dłoni. Następnie wzięłam z wnętrza krwistą walizkę i życzyłam mężczyźnie miłego dnia.

Śnieżynki ponownie zatańczyły przed moim obliczem. W Turcji nigdy nie widziałam śniegu. Gdy pierwszy raz zetknęłam się z tym zjawiskiem w Austrii cieszyłam się jak małe dziecko. Całym sercem pokochałam ten przyjemny mróz, który za każdym razem delikatnie łaskotał moją gładką skórę. Westchnęłam cicho i bez dłuższego namysłu ruszyłam do wejścia.

Krótka tułaczka po 13 schodach, na pierwsze piętro nie wprawiła mnie nawet w najmniejsze zmęczenie. Zapukałam kilkakrotnie w ciemne wrota. Odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Sabira zazwyczaj o tej porze była już na nogach, bo szykowała się do pracy. Pokręciłam podbródkiem z niechęcią i rozpoczęłam poszukiwania złotych kluczy od mieszkania.

Po 5 minutach bacznego śledztwa znalazłam swoją zgubę. Włożyłam lśniący przedmiot w zamek i przekręciłam go w prawo. Wtedy już swobodnie mogłam dostać się do miejsca, które od trzech miesięcy nazywałam swoim domem. Moje źrenice spotkały się z tajemniczym mrokiem. Wszystkie okna spowite były ciężkim, czarnym materiałem. Zapaliłam światło.

- Wróciłam. - krzyknęłam tak aby nawet najbardziej skryty zakamarek pomieszczenia usłyszał owy wydźwięk. Jednak ponownie spotkałam się tylko z przeraźliwym milczeniem. Niepewnie wkroczyłam do salonu, który był również naszą sypialnią i ujrzałam tylko pustkę. Cała sytuacja wprawiła mnie w ogromne zdziwienie.

Z myślą, że moja współlokatorka poszła uzupełnić zapasy żywności powróciłam do codziennych czynności. Przeszłam do łazienki aby obmyć zmarzniętą buzię. W pokoju nagle nastała jasność. Mój wzrok padł na bladą podłogę, która tym razem wyglądała inaczej niż zwykle. Zakryłam dłonią usta, aby stłumić głośny krzyk. Zaczęłam się modlić i wierzyłam, że to co ujrzałam było tylko złudzeniem, a przecież wiara czyni cuda.


********************
Jest i 26 :).
Ostatnio bardzo zasmucił mnie fakt, iż pod 25 był tylko jeden komentarz.
Mam dziwne przeczucie, że opowiadanie stało się nudne. 
Mam nadzieję, że powyższy twór jednak Wam się podoba. 
Życzę miłego dnia ♥ 
Pozdrawiam.