Strony

sobota, 31 października 2015

Cud ósmy :)

-Nie wiem jak można być tak obłudnym. Wszystkie są takie same. Omamią Cię i zranią..- przymknął powieki i uderzył pięścią w stół. -Mam tego serdecznie dosyć. Przez tą jędze nie mogę trenować z chłopakami. Zawiesił mnie w wspólnych treningach.. Skakałem najlepiej, a on zadziałał pod wpływem emocji. - krzyknął zdenerwowany. Wstał od stołu i podszedł do okna. Podążyłam za Nim. Po chwili moja ręka spoczęła na jego ramieniu.

-Chodzi o dziewczynę? - spytałam nie do końca myśląc nad swym pytaniem, to było wręcz oczywiste. W myślach popukałam się po czole. - Co się dokładnie stało? -dopowiedziałam, po chwili zastanowienia. Zacisnęłam delikatnie dłoń na Jego kończynie.

-To bardzo skomplikowana i długa historia. - odparł wymijająco. Spojrzałam na Niego wymownie, biorąc do ręki kubek z niedopitą herbatą. Dałam mu wyraźny znak, że jestem gotowa na wysłuchanie Jego wszelkich strapień i żalów.

-Miała na imię Sandra.- zaczął niepewnie. -Przez 6 lat była dziewczyną Schlierenzauera, o mało co nie otarli się o ślub.- słysząc kolejne zdanie, o mało co nie zakrztusiłam się zimnym napojem.- Zerwali, nawet nie wiem dlaczego. Kiedyś bardzo mi się podobała, ale byłem w innym związku, a ona również była sparowana. Miesiąc temu postanowiłem, że spróbuję. Jest naszą psychoterapeutką.. Ona nagadała Heinzowi taki stek bzdur! - znów się uniósł.- Powiedziała, że mam poważne problemy z psychiką, tylko dlatego, że się pokłóciliśmy. O ciebie.- dwa ostatnie słowa powiedział niemal bezgłośnie. -Była zazdrosna. Nie obchodziło ją to, że jesteśmy kuzynostwem. Chciała, żebym Cię stąd wyrzucił. Nigdy bym się na to nie zgodził. Nie mógłbym.- przygryzłam dolną wargę. Dziwnie się czułam, umysł wiedział, że nie zrobiłam nic złego, ale moje serce dręczyły straszne wyrzuty sumienia.

-Nie możesz się załamywać i wyżywać na wszystkich dookoła przez jakąś pustą lalę. Blondynka, trafiłam? - uśmiechnęłam się ironicznie. Złapałam jeden z moich rozjaśnionych przez słońce kosmyków. -Dziewczyny o tym kolorze włosów zazwyczaj są wredne. - mrugnęłam, czym wywołałam na Jego twarzy eteryczny, pozytywny wyraz twarzy. -Trzeba iść do przodu, przeszłość zostawić w tyle. Wszystko co dzieje się w Naszym życiu nie jest bez znaczenia. Może po Sandrze poznasz sto razy lepszą, fajniejszą kobietę? Kto wie? - próbowałam go jakoś pocieszyć i chyba w pewnym stopniu mi się udało.

-Ty tak serio z tą randką z Kraftem? - zapytał bez ogródek, unosząc prawą brew do góry. Zmienił temat, aby uniknąć tamtego. Chciałam przeciwko temu zaprotestować, ale co by to dało. Pokiwałam bezradnie głową. - Dziwi mnie to, przecież się nie znacie.. - skomentował z dezaprobatą.

-Z tego co wiem na takich spotkaniach można się dużo o sobie dowiedzieć. Chyba, że przez całe życie żyłam wprowadzona w błąd. Wiesz, nie miałam dobrego przykładu miłości pod nosem.. - zakończyłam smutnym akcentem. -Ojciec tylko udaje takiego wierzącego. Bicie najbliższych to u Nich w wierze również grzech. Wiesz, czasami myślę, że byłam ich ,,wpadką'', znaleźli pierwszy lepszy pretekst aby się nade mną znęcać.. - przełknęłam głośno ślinę, nie mogłam znowu płakać. -Wydaje mi się, że to od początku było zaplanowane, krok po kroku. W sumie dla kogoś kto pragnie czyjejś krzywdy każdy powód do wykonania zachcianki jest dobry. - znów wprawiłam go w osłupienie, znowu nie miał pojęcia co powiedzieć, zrobić. Na jego miejscu też bym tego nie wiedziała. - Ale nie gadajmy już o mnie, bo stanie się to zbyt narcystyczne. - zacisnęłam dłonie w pięści i ze sztucznym uśmiechem wyszłam z pokoju. Wpadłam przy tym na wysokiego mężczyznę, tak samo jak wtedy, gdy po raz pierwszy go zobaczyłam. Skrzyżowałam ręce na piersiach i wywróciłam oczami.

-Widzę poważna rozmowa. - odparł cynicznie. Obrzuciłam go ostrym wzrokiem i przeszłam koło szatyna, przypadkiem trącając umięśnione ramię. O dziwo nie zatrzymał mnie żadnym Swoim ,,ale''. Pomału zeszłam po schodach.

-O której? - spytałam stając naprzeciw Stefana. Chwilę się zamyślił, zapewne analizując dokładnie moje pytanie. -Randka. - podpowiedziałam, nie usłyszawszy żadnej odpowiedzi.

-Za godzinę, chyba, że się nie wyrobisz. - mrugnął i minął mnie nie czekając na jakąkolwiek reakcje. No tak pojawił się odwieczny problem każdej dziewczyny ,,W co ja się ubiorę.'' Moje strapienie miały trochę inny charakter. Na co dzień nosiłam na zmianę 3 bluzki i 3 pary spodni. Miałam tak samo ubrać się na spotkanie.. z chłopakiem? Z doświadczenia i gadaniny innych pamiętałam, że wypadałoby wyglądać wyjątkowo, lub chociaż odrobinę inaczej..

-Dziękuje za rozmowę - usłyszałam za plecami. Zafrasowana własnymi myślami nawet nie zauważyłam kiedy w pomieszczeniu pojawił się, przewyższający mnie o głowę blondyn. -Mam coś dla Ciebie. Chciałem dać to Sandrze.. Ale raczej nie będzie już okazji. - wręczył mi średniej wielkości pudełko. -Żałuję, że wcześniej na to nie wpadłem.. Po tym jak opowiedziałaś mi o całej Twej sytuacji majątkowej. - ściszył głos, nie wiedząc jakiej reakcji ma się spodziewać. Z opakowania wyciągnęłam białą sukienkę, rękawy 3/4, ozdobiona koronką.

-Z nieba mi z tym spadłeś. Już miałam odwoływać randkę. Dziękuję. _delikatnie go przytuliłam i szeroko się uśmiechnęłam, Swoim zachowaniem również go ucieszyłam. Zadziwiłam nawet samą siebie, nie zrobiłam scen typu ,,nie przyjmuję jałmużnej (..ETC). Spojrzałam nerwowo na zegarek. Spokojnie, 50 minut.

Niby dużo czasu, a zleciało jak z bicza strzelił. Zdążyłam wziąć prysznic, wysuszyć włosy. Zrobiłam sobie dwa warkocze z kosmyków znajdujących się tuż przy mojej twarzy. Odrzuciłam je do tyłu i spięłam wsuwkami. Byłam zadowolona z końcowego efektu, tylko nie przemyślałam jednego.. Najpierw mogłam się ubrać. Wszelkie próby włożenia sukienki od dołu w końcu zakończyły się moim triumfem. W pełni gotowa wcisnęłam na nogi stare czarne balerinki, w końcu nie miałam nic bardziej szałowego. Wyszłam z pokoju w tym samym momencie, w którym Kraft chciał zapukać. Znowu zderzenie.. Mam do tego talent.

-Idziemy. - odrzekłam, udzielając odpowiedzi na niezadane pytanie. Wychwyciłam, że właśnie miał zamiar się tego dowiedzieć. Wyręczyłam go aby się nie przemęczał.

Po wyjściu z białego budynku wsiedliśmy do samochodu o takim samym kolorze. Nie obyło się bez docinków i komentarzy Gregora, które denerwowały mnie do tego stopnia, ze zaczęłam przeklinać. Szatyn machał nam jak idiota pusto się uśmiechając. Popukałam się po czole i wystawiłam przez szybę jakże serdeczny palec. Zajechaliśmy pod jedną z lepszych restauracji w Innsbrucku.

-Miałam nadzieję, że zjemy kebaba i wrócimy do domu. W końcu takie jedzenie byłoby adekwatne do mojego pochodzenia. - zażartowałam, aby rozluźnić iście uroczystą atmosferę. Czułam się jakbym przeżywała swój pierwszy w życiu okres, a nie spotkanie ze skoczkiem klasy światowej. ,,Świetne porównanie Malak, bardzo trafne..''

-Wybacz nie pomyślałem o tym. Poczułabyś się jak w Turcji. A miało być tak pięknie. - załapał żart, nie był, aż taki głupi jak Schlierenzauer. ,,Ciągle o Nim myślisz, opanuj się..''

W sumie nie ma co się rozpowiadać. Randka przeminęła w miłym klimacie. Dużo rozmawialiśmy o sprawach więcej lub mniej ważnych. O jego planach, o moich. Nie brakowało śmiesznych wstawek i śmiechów, przez które ludzie patrzyli się na Nas raczej jak na nie pasujących do ich świata, pełnego arystokracji i wdzięku. Po raz pierwszy również zobaczyłam jak Stefan wypisuje autograf z dedykacją. Dziewczyna, około 15- letnia podeszła do Naszego stolika i poprosiła o podpis i zdjęcie. Miałam dziwne wrażenie, że unika mojej obecności, że wolałaby jakby mnie tam w ogóle nie było. Próbowałam się do niej uśmiechnąć, ale w zamian otrzymałam spojrzenie mówiące ,,Odpuść sobie.'' Później się już nie wysilałam, czekałam aż sobie pójdzie.

Wróciliśmy do mieszkania po 23. Prawie wszystkie światła były pozapalane. Przeczuwałam, ze stało się coś, co wydarzyć się nie powinno. Lekko się zdenerwowałam, co nie uszło uwadze Krafta, przyznał mi rację i stwierdził, że również go to niepokoi. Michi zazwyczaj oszczędzał prąd. Zaraz po przekroczeniu progu przywitał Nas blondyn z grobową miną. Nie powiedział nic, wręczył mi kartkę.

,,Nie trudź się córeczko. Myślisz, że przed Nami uciekłaś? Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. To już koniec zabawy. Wiemy gdzie jesteś, niedługo złożymy Ci wizytę. Oczekuj Nas niebawem. ~Twoi najdrożsi rodzice.''

Gdy zobaczyłam słowa, składające się w kilka przerażający zdań wzięłam głęboki wdech. Starałam się opanować emocje. Nie dałam rady. Ręce zaczęły mi się trząść. Chłopacy zaprowadzili mnie do pokoju, próbowali jakoś pocieszyć. Podali mi środki uspokajające, ale praktycznie nic to nie dało. Przez cały czas dręczyły mnie koszmary. Budziłam się zalana potem. Czuwali przy mnie przez całą noc. Wydaje mi się, że myśleli iż coś sobie zrobię, aby tylko nie doprowadzić do konfrontacji z rodzicami. Musiałam wierzyć, ze Bóg mi pomoże, że to wszystko jakoś się ułoży, a przecież wiara czyni cuda.

**************************
Jest i ósemeczka :)
Mam nadzieję, że kiedyś wybaczycie mi moje spóźnialstwo. 
Chciałam podziękować wszystkim komentującym ♥ 
Pamiętajcie : KOMENTUJESZ - MOTYWUJESZ :)
Dziękuje również, za taką liczbę wyświetleń. 
Kiedy to widzę, serduszko mi się raduje. 
Dosyć tej sentymentalności. 
Spędźcie czas wolny z rodziną, pamiętając o tych którzy odeszli.. 
Pozdrawiam :*

środa, 21 października 2015

Cud siódmy :)

Minął tydzień, każda kolejna doba była dla mnie męką. Bałam się, ze nagle gdy wstanę nie będę w Austrii tylko w Swym obskurnym i odrażającym pokoiku na strychu.. Otworzyłam powieki. Obróciłam głowę w stronę okna.

-Wiesz co mnie zastanawia? - o mało co nie dostałam zawału słysząc czyjś głos przy prawym uchu. Podskoczyłam nerwowo i niemal zerwałam się na równe nogi. -Wybacz myślałem, że mnie widziałaś. - wzruszył ramionami.

-Schlierenzauer - syknęłam. Przez ostatnie dni idealnie nauczyłam się wymawiać Jego chińskie nazwisko. Razem z Stefanem snuliśmy teorię, że jest on imigrantem, mieszanką Albańczyka i neandertalczyka o ptasim móżdżku. -Czy ty do końca zwariowałeś? - uniosłam się. -Jestem w samej piżamie. Wynoś się. -odrzekłam surowo mierząc go wzrokiem.

-Rozumiem gdybyś była bez. Wtedy okej, miałabyś prawo zrobić aferę.. Piżama wielkie mi halo. - odezwał się z cwanym uśmiechem.

-Nie masz nic lepszego do roboty?!- skrzyżowałam ręce na piersiach. Zaczęłam przyglądać się krajobrazowi w oczekiwaniu na jego wyjście. Po chwili o dziwo usłyszałam zamykane drzwi. Odwróciłam się o 180 stopni. Gregor nie zmienił Swego położenia, natomiast w pomieszczeniu pojawiła się nowa postać - Kraft.

-Ty nie masz przypadkiem treningu za 10 minut? - spytał ironicznym tonem Schlieriego. Ten przekrzywił głowę w bok, a na jego twarzy można było dostrzec delikatny grymas.

-Cholera.- przeklął pod nosem. ,,Bardzo dobrze, w końcu się wyniesie..''. Szatyn niezgrabnie wyszedł na korytarz, obrzucając Stefana spojrzeniem pełnym pretensji. Nie powiem, trochę bawiła mnie ta ich zadziorność i czepianie się wszystkich o wszystko.

-Śniadanie jest w kuchni na stole. Będziesz jadła?- zadał pytanie, na które uzyskał twierdzącą odpowiedź. Podążyłam za Nim. Spoglądałam ciekawie przez ramię bruneta, co takiego trzyma w ręce. ,,No tak telefon. Coś bez czego normalni ludzie nie mogą wytrzymać.. Normalni?. W takim razie do nich nie należę''.

-Czemu nie jesteś z nimi? - zapytałam wyraźnie zdziwiona. Usiadłam na jednym z czarnych plastikowych krzeseł. Oparłam głowę o ścianę i cierpliwie wyczekiwałam reakcji. Jego podkrążone oczy skierowały wzrok prosto na Moją twarz. Cicho westchnął i zajął miejsce naprzeciwko.

-Jestem za słaby. Trener nie chce wystawić mnie do drużyny na otwarcie sezonu. Nie mam po co tam jechać. Chyba, żeby patrzeć na pełne litości spojrzenia chłopaków, albo gorzej - Twoje. - odparł spuszczając głowę, po chwili wziął do ust kanapkę z serem i ugryzł kawałek. Popatrzyłam niedowierzająco. Jeszcze dzień wcześniej Michi opowiadał mi jaki to Kraft nie był dobry, ile to on nie wygrał.. Zauważył moją zdziwioną minę. -Dobra, posprzeczałem się z Kuttinem, zawiesił mnie.. - wywrócił teatralnie oczami i zaczął stukać palcami o blat stołu.

-Sory nie chciałam Cię urazić.- o mało co nie zatonęłam w Jego hipnotyzujących tęczówkach. ,,Przestań, patrz się gdzie indziej! Kurde..'' Nie zauważyłam nawet kiedy kubek z kawą, który trzymałam w ręce zaczął się przechylać. W efekcie tego oparzyłam sobie dłoń.

-Aał. - krzyknęłam głośno. Poderwał się i kazał mi wstać. Zaprowadził wręcz biegiem do zlewu i przemył bolące miejsce lodowatą wodą.

-Trzymaj pod strumieniem. - poradził, a następnie sięgnął po coś do szafki. Osuszył dokładnie część mojej górnej kończyny i popsikał owym sprayem. Biała piana pokryła cały felerny fragment skóry. - Musi się wchłonąć. - dodał z wyraźną ulgą w głosie. Cieszyłam się, że był tak zmartwiony i zatroskany. Po raz pierwszy w życiu czułam się potrzebna i zadbana. -Ale z Ciebie niezdara. - skomentował biorąc do ręki naczynie i powoli pościerał całą ciemną ciecz z podłogi. Wytknęłam język i udałam obrażoną.

-Dlaczego uciekłaś? - zmienił temat. Wzięłam głęboki wdech słysząc niezręczny początek  tematu rozmowy.Na znak zakłopotania podeszłam do okna. Przejechałam palcem po szybie analizując każdy promyk słońca.

-Jak ktoś, kto zginął za życia może wykonywać czynności dozwolone tylko dla żywych? Jak mogłam uciec niezdolna do miarowego oddychania lub nawet do poruszania. Watr nadziei mnie tu przywiał. - po moim policzku spłynęła pojedyncza lodowata wręcz łza. -Z dnia na dzień powiew słabnie, a ja psychicznie przygotowuję się do prawdziwej śmierci. - odwróciłam wzrok, kierując go prosto na bruneta. Patrzył na mnie nie dowierzając w to co właśnie powiedziałam. -Biją mnie za to, że wierzę w nie tego Boga co oni. Moi rodzice.. Najbliżsi. - kolejne cieplejsze już słone krople spłynęły uderzając o drewniane panele w kuchni.

-Nie wiedziałem.. -wydusił po chwili milczenia. Podszedł do mnie i tak po prostu objął ramieniem. Wtuliłam twarz w jego umięśnioną klatkę piersiową. -Boisz się że tu po Ciebie przyjadą? - zapytał, w odpowiedzi pokiwałam głową. Pogłaskał mnie po niej prawą dłonią. - Pomożemy Ci. - wyznał nie odsuwając się nawet o milimetr.

-Mylisz się, nie znacie mnie i zostawicie na lodzie przy pierwszej lepszej okazji. -stwierdziłam beznamiętnie osuszając wilgotną twarz. Prychnął pod nosem. Uniósł brew do góry i przyciągnął na powrót mą drobną postać do siebie.

-Nie wierzysz mi - szepnął prosto do Mojego ucha, a przez ciało przeszedł mi przyjemny dreszcz. Odpłaciłam się tym samym i dałam mu przeczącą odpowiedź. Przeszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Chciałam rozluźnić atmosferę i zapomnieć o dręczących mnie zewsząd problemach.

-Co oglądamy? - zagadnęłam lekko osłupiałego moją nagłą zmianą uczuć, Stefana.

-50 twarzy Greya. - zaśmiał się cicho widząc moją zaciekawioną minę. -Może nie występują tam trójkąty miłosne, tak jak w Naszym wypadku, ale zapewniam, że nudzić się nie będziemy na tym cudnym seansie. - rzucił w moją stronę płytę z owym filmem. Odwróciłam opakowanie i dokładnie prześledziłam zamieszczony tam tekst. Po chwili Kraft oberwał poduszką a ja zgrabnie odłożyłam CD na stół.

-Może innym razem. Wolałabym to obejrzeć z Schlierenzauerem. - uśmiechnęłam się szyderczo obserwując jak mina znacznie mu rzednie. -Mam nadzieję, że wyznajesz sie na ironii. W przeciwnym wypadku się nie dogadamy. - poklepałam miejsce obok siebie. Obrzuciłam spojrzeniem półkę z ekranizacjami przeróżnych historii. -Ses? Tureckie kino gości u Was w Austrii? - zdziwiłam się.

-Michi zajmuję się uzupełnianiem kolekcji. Jego musisz spytać, zapewne jakiś gniot. - wyraz jego twarzy mówił coś w stylu ,,Musiałem się odegrać.''

-Więc obejrzyjmy. Myślę, że nie masz nic przeciwko. - moje kąciki ust powędrowały w górę w cynicznym uśmieszku.

Po obejrzeniu produkcji nazywanej horrorem : Jakaś dziewczyna, świetna, znana aktorka, pracowała w bankowym call center, by móc wspierać matkę w podeszłym wieku. Pewnego dnia życie dziewczyny wywróciło się do góry nogami, gdy zaczęła słyszeć dziwny głos szepczący do niej. Źródło dźwięku nie było znane, ale zdradzało jej fakty, które nikt inny nie powinien wiedzieć. Plotka szybko się rozeszła i wiele osób z okolicy zaczęło wierzyć, że Derya otrzymywała wiadomości od Boga. Ale wkrótce głos stał się głośniejszy, jego ton groźniejszy, a życie dziewczyny zamieniło się w koszmar.

-Bajeczka dla dzieci. Żaden dreszczowiec. - odrzekł z dezaprobatą się przeciągając. -Jesteś dla mnie zagadką Malak. Chciałbym Cię lepiej poznać. - diametralnie zmienił temat czym zbił mnie z pantałyku. -Może zjemy razem kolację? -zakrztusiłam się własną śliną, lecz gdy przemyślałam sprawę bez dłuższego wahania się zgodziłam. W tym właśnie momencie usłyszeliśmy otwierające się do domu drzwi przez które weszło 5 rosłych i silnych mężczyzn.

-Co tam gołąbeczki? - wyszczerzył się Gregor. -Może w czymś przeszkodziliśmy. - usiadł obok mnie, a jego dłoń spoczęła na mym lewym ramieniu.

-Nic szczególnego, umawialiśmy się na randkę. Chcesz iść z Nami? Może sobie kogoś znajdziesz. - powiedziałam z wyraźną litością w głosie. -Możliwe też, że jesteś zazdrosny. -zdjęłam jego kończynę z własnej. Michael wkroczył do pomieszczenia i oburzonym wzrokiem zmierzył moją opatrzoną rękę.

-Co zrobiłaś? Czemu na siebie nie uważasz? Mogło stać się coś gorszego. - odrzekł surowym tonem starszego brata. Wywróciłam oczami. Zauważyłam, że jest wyraźnie zdenerwowany. Wstałam z sofy.

Poprosiłam szeptem o rozmowę, zostawiając w pokoju resztę skoczków udaliśmy się na górę.
Usiedliśmy po przeciwnych stronach małego stolika. Popatrzyłam na niego znacząco. Miałam nadzieję, że powie mi co się dzieje. Wierzyłam, że się wygada, a wiara przecież czyni cuda.

*********************
Jest i 7. 
Znów spóźnienie. 
Mam nadzieję, że mi wybaczycie, ale 3 klasa szczyci się własnymi prawami - mnóstwem sprawdzianów i konkursów.. 
Najdłuższy rozdział jaki spłodziłam. Wczoraj na angielskim po raz pierwszy napisałam plan wydarzeń w siódemeczce. Efekty możecie ocenić w komentarzu.
KOMENTUJESZ- MOTYWUJESZ <3
Pozdrawiam :*

poniedziałek, 12 października 2015

Cud sósty :)

-Nie chcę, żebyś widziała, będzie większa niespodzianka. -zawiązał mi oczy chustą. Wysiadłam z samochodu z Jego pomocą. - Musimy kawałek przejść, ale nie bój się, zaufaj mi. - powiedział prowadząc mnie gdzieś. -Usiądź. To tylko trawa. - zaśmiał się widząc moją minę. Powoli pomacałam podłożę i usadowiłam się wygodnie. Odwiązał tkaninę. Zamrugałam, aby przyzwyczaić się do światła.

Ujrzałam widok gór. Siedzieliśmy zaraz przy przepaści. Rozwarłam lekko usta. Byłam przerażona. Trzeba było jednak przyznać, że krajobraz rozpościerający się przed nami zapierał dech w piersiach.

-Lubię tu przyjeżdżać, gdy mam serdecznie wszystkiego dość. - powiedział zwijając w ręce chusteczkę. Po chwili wyrzucił ją przed siebie. Obserwowałam ją dopóki nie zniknęła mi z oczu na dnie czeluści. Położył dłoń na moim ramieniu. -Możesz mi się wygadać. - odrzekł patrząc na mnie. -Znamy się jeden dzień, ale bądź co bądź jesteśmy rodziną.- dodał przenosząc wzrok na szczyty. Zacisnęłam rękę w pięść i odwróciłam głowę, tak aby nie widział spływających po mej porcelanowej cerze łez.

Pomału z mojego gardła wytaczały się słowa, składające się w spójne zdania, których pozazdrościłby każdy autor dramatów lub kryminałów. Co jakiś czas po policzkach strumykami leciały mi słone krople, a w tym samym czasie widziałam jak u Michiego na twarzy pojawiał się zarys grymasu.

-Czasami czuję się jakbym sama spadała z dużej wysokości, albo dostawała obuchem w głowę. - podciągnęłam kolana pod brodę i zacisnęłam powieki. Siedzieliśmy w ciszy. Żadnemu z Nas nie ciążyło to zbytnio. Gdy słońce zaczęło schylać się ku zachodowi Michael wykonał pierwszy ruch. Objął mnie ramieniem, a ja jak malutka dziewczynka zaczęłam po prostu ryczeć. Wtuliłam się w Niego, a Moim ciałem zawładnął nieoczekiwany dreszcz. Sama już nie wiedziałam czy był wywołany zimnem czy cierpieniem..

-Zostań u mnie ile tylko chcesz. Nie będziesz wiecznie wynajmować pokoju w hotelu. - okrył mnie Swą kurtką.

-Myślę, że to wiecznie nie potrwa dużej niż tydzień. Wkrótce mnie znajdą i kto wie czy nie zakatują. Wiedz, że nie wymuszam na Tobie współczucia, ale może przy świadkach w hotelu mnie nie zabiją. - powiedziałam smętnie, zaciskając wargi w wąską linię.

-Nie pozwolę..

-Przestań. Oboje dobrze wiemy, że masz gdzieś co się ze mną stanie. Nie znasz mnie. - odrzekłam oschle patrząc pusto na Swe ręce. Nie chciałam, żeby łudził moją osobę jakimiś bajeczkami. To nie możliwe aby w tak krótkim czasie się do kogoś przywiązać. -Lepiej jedźmy już do domu. Nie chcę się z Tobą pokłócić. Mam trudny charakter. - powiedziałam apatycznie wywracając oczami. Wstał bez słowa. Poszliśmy do auta.

-Zostaniesz u Nas choćbym miał Cię kajdankami skuć. - dodał trzaskając drzwiami.

-Propozycje seksualne niewątpliwe zostaw dla kogoś innego. Ewentualnie zaczekaj z pomysłami na Stefana, w końcu on też należy do Naszego trójkąta miłosnego. - próbowałam zmienić temat, jednocześnie rozluźnić atmosferę. To drugie bez dwóch zdań mi się udało. Na twarzy blondyna pojawił się szczery uśmiech. Po chwili przekręcił kluczyk w stacyjce.

-Nie myśl, że jesteś taka sprytna. Zostajesz. -zakończył. Skrzyżowałam ręce na piersi, chciałam coś jeszcze dodać, ale nie wiedzieć czemu ugryzłam się w język i wsłuchałam w słowa piosenki z radia.

Take away all your things and go
You can't take back what you said, I know
I've heard it all before, at least a million times
I'm not one to forget, you know
I don't believe, I don't believe it
You left in peace, left me in pieces
Too hard to breathe, I'm on my knees
Right now, 'ow.


Po ostatnim zdaniu Michael raptownie ściszył głośność do poziomu 0. Popatrzyłam na Niego zdziwiona. Tekst wpadający w ucho, muzyka rytmiczna, głos piosenkarki świetny. Uniosłam brew do góry. Kątem oka dokładnie widział moją reakcję. Westchnął.

-Dobra, miałem być szczery, to ulubiona piosenka mojej byłej. Nie znoszę jej. - zaczął nerwowo stukać palcami o kierownicę.
-Piosenki, czy tej byłej? - spytałam odrobinę złośliwie. Przeniósł swój morderczy wzrok prosto na mnie. Jeśli mam być uczciwa, przeszedł mnie dreszcz, a po plecach zleciała mi strużka lodowatego potu. Dzień wcześniej mogłam zaobserwować, że Michi nie należy do osób spokojnych i opanowanych.

-Gdy widzę tą kobietę to zbiera mnie na wymioty. To wrodzony szatan, który za jakąś błahostkę, potraktuję Cię jakbyś jej Ojca i Matkę zabiła. - zacisnął zęby i przymrużył oczy. - Nikomu nie życzę spotkania z taką osobą. - po tych słowach samochód się zatrzymał, a ja spostrzegłam, że zaparkowaliśmy pod Jego domem. Nie miałam najmniejszego zamiaru się sprzeciwiać. Podeszliśmy bliżej białego budynku. Ku mojemu zaskoczeniu w drzwiach przywitał Nas Stefan. Niezadowolony..

-Martwiłem się o Ciebie. - krzyknął. Wybałuszyłam oczy. -Michi jak mogłeś tyle czasu się nie odezwać? - spytał z wyraźną pretensja w głosie. -Kupiłeś piwo, prawda? - jęknął. Hayboeck zaprzeczył ruchem głowy. - Michael! To jedyne o co Cię prosiłem. Zapomniałeś, że gramy w pokera? - zapytał oburzony.

-Tak zapomniałem. Pojadę po ten Twój ukochany napój ale ty nauczysz Malak grać w karty. - uśmiechnął się szelmowsko i po chwili już go nie było. Odwróciłam się do okna.

-O kogóż my tu mamy, panna Calineczka. - ktoś położył ręce na mojej talii. Podskoczyłam wystraszona i nie zastanawiając się długo uderzyłam owego kogoś w twarz, z całej siły. Po kilku chwilach zauważyłam zwijającego się z bólu Schlierenzauera. Byłam okrutna bo zamiast mu pomóc nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Po schodach zbiegł Kraft. Zrobił aferę jakby Gregor dostał pierwszego okresu, a oni nie mieliby podpaski, cóż.. Gorzej niż dziewczyna. Wezwał pogotowie szybciej, niż ja zdążyłam się opanować.

-Ty się lepiej módl żeby mu nic nie było. - stwierdził patrząc przez szybę na opatrywanego przyjaciela.

-A co zdradzasz Nas z Nim? - szepnęłam prosto do Jego ucha. -Jeśli tak to ty lepiej módl się o życie mój drogi, bo Ci nie popuszczę. - dodałam równie cicho. Obdarzył mnie spojrzeniem pełnym niedowierzania.

Wierzyłam, że to na Niego zadziała i w końcu przestanie tak wszystko wyolbrzymiać, wierzyłam, a przecież wiara czyni cuda.

********************
Znowu spóźniona szósteczka. 
Motywacja była, ale czasu brak :)
Utrzymuję nadal zasadę :
KOMENTUJESZ- MOTYWUJESZ
Na prawdę dało mi to kopa do pisania 
Pozdrawiam :*

niedziela, 4 października 2015

Cud piąty :)

 To, na co się najbardziej czeka, pojawia się czasem zupełnie nieoczekiwanie.

Otworzył przede mną drzwi auta. Cóż za gentelmen. Zaśmiałam się do Swoich myśli. Wysiadłam lekko niepewnym krokiem. Rozejrzałam się dookoła. 20 metrów od Nas znajdował się ten sam obiekt, który rano ujrzałam z okna. Wzięłam głęboki wdech. Górskie powietrze.. Wspaniałe widoki, wolność.. czego chcieć więcej?

-Jak widzisz nie jestem gwałcicielem, nie zabrałem Cię do lasu lub w ciemny zaułek. -uśmiechnął się promiennie. Moje kąciki ust również mimowolnie powędrowały ku górze. -Oto Nasza królowa - Bergisel. - na te słowa rozejrzałam się po parkingu za jakąś dziewczyną.

-Gdzie? - spytałam, bezskutecznie szukając postaci płci żeńskiej.. Westchnął ciężko.

-Tu.- pokazał skocznię. Uniosłam brew do góry. Powstrzymywałam się od wybuchu śmiechem. Pokręcił głową z dezaprobatą, wziął moją rękę i lekko pociągnął w stronę drewnianych domków.

-Tutaj ktoś mieszka? - spojrzałam zdziwiona.

-Jak masz zadawać takie pytania to już lepiej się nie odzywaj, bo Cię za głupią wezmą. To jest miejsce w którym podczas zawodów między Swymi skokami odpoczywają lub trenują skoczkowie. -powiedział po czym przyłożył palec do ust. Podszedł do Niego jakiś mężczyzna, koło czterdziestki.

-Stefan?Ty też jesteś taki dobroduszny jak Twoi koledzy? -był wyraźnie zaskoczony obecnością chłopaka. -Przyszli do mnie o 8 i stwierdzili, że zabawią się w trenerów. - prychnął.

-Po tych idiotach można się wszystkiego spodziewać- fuknął. -Gdzie Oni teraz są? Z młodzikami? - zaciekawił się. Starszy pokiwał tylko głową. Gestem ręki Kraft kazał mi za sobą iść. Niechętnie przebierałam nogami z wzrokiem wbitym w ziemię.

-Nie lubię jak traktuje się mnie jak dziecko.- mruknęłam. Przystanął. Znów złapał moją dłoń *CHOLERA, CO ON WYPRAWIA?! NIECH GO SZLAG TRAFI Z TĄ CZYNNOŚCIĄ!*.

-Obiecałem, że Ci wszystko wytłumaczę, to tak zrobię. - nacisnął czubek mojego nosa. Teraz tym bardziej wydawało mi się że uważał mnie za małolatę. Gdy dotarliśmy do samych barierek zatrzymał się. -Spójrz tam wskazał palcem na dojazd. - popatrzyłam w kierunku, który mi pokazał, zobaczyłam młodego chłopaka lecącego w powietrzu.

-Jezu, on się zabije. - byłam przerażona. Z jego gardła wydobył się cichy śmiech. Obrzuciłam go rozzłoszczonym wzrokiem. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie mrucząc niezrozumiałe dla nikogo słowa. Wpadłam na przeszkodę, w postaci olbrzyma. Znaczy pewnie był to normalnego wzrostu chłopak, ale dla mnie każdy był wielki.

-Patrz jak chodzisz. - syknęłam nawet nie spoglądając na Niego.

-Wybacz nie zauważyłem takiego małego chucherka. Zgubiłaś się? - zadrwił.

-Nie jestem mała!-warknęłam. -Czemu wszyscy patrzą na mnie jak na 10-latkę? -spytałam oburzona.

-Bo jesteś słaba i bezbronna, kotku. - przechylił lekko głowę dokładnie mi się przypatrując.

-Nie jestem delikatna, potrafię być silna. - skrzyżowałam ręce na piersi.

-Coś mi się nie wydaje. -zachichotał,a następnie jednym szybkim ruchem przełożył moją sylwetkę przez ramię.

-Puść mnie! Postaw na ziemi. - wrzeszczałam bijąc go piąstkami po plecach. Wydawało mi się że sprawia mu to jeszcze większą satysfakcję.

-E! Schlierenzauer zostaw ją i Sobie nie pozwalaj. -wydarł się Kraft koło którego przechodziliśmy. Wysoki chłopak odstawił mnie na miejsce zaraz przy Stefanie.

-Jak mam się hamować to lepiej pilnuj Swojej laski. - odrzekł mrugając do mnie.

Byłam wściekła, nie dość że odstawia jakąś szopkę z przenoszeniem mojej osoby gdzie mu się podoba, to teraz jeszcze te jego słowa. Po prostu bezczelny chłopak, z mózgiem wielkości orzeszka. Ma taki mały zakres słownictwa, że porównuje dziewczyny do kawałka drewna?! Myślałam, ze wybuchnę i Go uderzę. Podeszłam bliżej niższego szatyna i obróciłam głowę wpatrując się uważnie w kolejnego lecącego skoczka. Był wolny, jak ptak, bez żadnych ograniczników. Mógł robić co chciał, co najbardziej kochał.. Wszyscy byli szczęśliwsi ode mnie.. mieli lepsze życie..

-Malak. - z zamyślenia wyrwał mnie głos blondyna, który pojawił się znikąd. Dopiero wtedy spostrzegłam, że obok mnie nie ma już chłopaków, a słońce znacznie zmieniło Swoje położenie. -Stoisz tu już ponad godzinę, nie idziesz z Nami? - spytał strapiony. Próbowałam wrócić z świata wyobraźni na Ziemię.

-Raczej nie powinnam się wtrącać w Wasze spotkania. Poza tym nie mam szczególnej ochoty iść gdzieś z tym bufonem.. -ściągnęłam brwi i przybrałam poważną minę. -On nadaje się tylko do zabawy w piaskownicy. Duży bachor z Niego. - dodałam ostrym tonem. - Wielki jak brzoza, a głupi jak koza. Nie obrażając przy tym kóz..

-Jeśli chodzi o Schlieriego, to nie jest taki zły. - przerwał mi wtrącając Swoje zdanie. Uniosłam prawą brew do góry. -Poza tym mieliśmy pogadać. Jeżeli nie chcesz iść grupą możemy wybrać się gdzieś we dwoje. Na spokojnie omówimy pewne kwestie. - uśmiechnął się blado, a następnie spojrzał na zegarek. -Kino,pizzeria, kawiarnia? - zaproponował zachowując szarmancki wyraz twarzy. Pokiwałam tylko głową na zgodę. Udaliśmy się do szatynów poinformować ich o Naszych planach.

-Ej Kraft! Michael Ci panienkę kradnie. -uniósł się Schlierenzauer.

-A co ty się tak indyczysz? Phi, jak ty staroświecki jesteś Gregor. Żyjemy w trójkącie. - po tym zdaniu nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam głośnym melodyjnym śmiechem. Zostawiliśmy zdezorientowanego chłopaka i ruszyliśmy w stronę białego Audi R8. Zrobiło na mnie niemałe wrażenie. Wsiadłam niepewnie.

-Zdaję się na Ciebie - odrzekłam zapinając pasy. Przemyślał dokładnie każdą możliwość i wbił coś w nawigację.

-Mam dosyć tego całego zgiełku. Wyjedziemy gdzieś gdzie Nas nikt nie znajdzie i pomału się dogadamy, co ty na to? - spytał z iskierkami nadziei w oczach. Należało mu się trochę odpoczynku. Widać było, że jest zmęczony ostatnimi wydarzeniami. Niepotrzebnie zwaliłam mu się na głowę, ale skąd mogłam wiedzieć, że moja Ciotka nie żyje? Chciałam się dowiedzieć co z wujem.Ale bałam się poruszyć drażliwy temat, który mógł okazać się kolejną gafą i powodem wybuchu złości blondyna.

Jadąc na miejsce dużo myślałam. O tym jak będzie wyglądać moje życie i przede wszystkim kiedy mnie odnajdą. Czy znajdę wsparcie w Michim, który nie ma pojęcia o całej sytuacji? Musiałam wierzyć, że tak, a wiara przecież czyni cuda.

**************************
Od czego by tu zacząć ?
Ach tak, oto i piątka :P
Przepraszam za spóźnienie, ale zupełnie nie miałam weny. 
Nie wyszło tak jak chciałam, po prostu beznadzieja :/ 
Pozdrawiam :* 
P.S Komentujesz - Motywujesz <3