Strony

poniedziałek, 12 października 2015

Cud sósty :)

-Nie chcę, żebyś widziała, będzie większa niespodzianka. -zawiązał mi oczy chustą. Wysiadłam z samochodu z Jego pomocą. - Musimy kawałek przejść, ale nie bój się, zaufaj mi. - powiedział prowadząc mnie gdzieś. -Usiądź. To tylko trawa. - zaśmiał się widząc moją minę. Powoli pomacałam podłożę i usadowiłam się wygodnie. Odwiązał tkaninę. Zamrugałam, aby przyzwyczaić się do światła.

Ujrzałam widok gór. Siedzieliśmy zaraz przy przepaści. Rozwarłam lekko usta. Byłam przerażona. Trzeba było jednak przyznać, że krajobraz rozpościerający się przed nami zapierał dech w piersiach.

-Lubię tu przyjeżdżać, gdy mam serdecznie wszystkiego dość. - powiedział zwijając w ręce chusteczkę. Po chwili wyrzucił ją przed siebie. Obserwowałam ją dopóki nie zniknęła mi z oczu na dnie czeluści. Położył dłoń na moim ramieniu. -Możesz mi się wygadać. - odrzekł patrząc na mnie. -Znamy się jeden dzień, ale bądź co bądź jesteśmy rodziną.- dodał przenosząc wzrok na szczyty. Zacisnęłam rękę w pięść i odwróciłam głowę, tak aby nie widział spływających po mej porcelanowej cerze łez.

Pomału z mojego gardła wytaczały się słowa, składające się w spójne zdania, których pozazdrościłby każdy autor dramatów lub kryminałów. Co jakiś czas po policzkach strumykami leciały mi słone krople, a w tym samym czasie widziałam jak u Michiego na twarzy pojawiał się zarys grymasu.

-Czasami czuję się jakbym sama spadała z dużej wysokości, albo dostawała obuchem w głowę. - podciągnęłam kolana pod brodę i zacisnęłam powieki. Siedzieliśmy w ciszy. Żadnemu z Nas nie ciążyło to zbytnio. Gdy słońce zaczęło schylać się ku zachodowi Michael wykonał pierwszy ruch. Objął mnie ramieniem, a ja jak malutka dziewczynka zaczęłam po prostu ryczeć. Wtuliłam się w Niego, a Moim ciałem zawładnął nieoczekiwany dreszcz. Sama już nie wiedziałam czy był wywołany zimnem czy cierpieniem..

-Zostań u mnie ile tylko chcesz. Nie będziesz wiecznie wynajmować pokoju w hotelu. - okrył mnie Swą kurtką.

-Myślę, że to wiecznie nie potrwa dużej niż tydzień. Wkrótce mnie znajdą i kto wie czy nie zakatują. Wiedz, że nie wymuszam na Tobie współczucia, ale może przy świadkach w hotelu mnie nie zabiją. - powiedziałam smętnie, zaciskając wargi w wąską linię.

-Nie pozwolę..

-Przestań. Oboje dobrze wiemy, że masz gdzieś co się ze mną stanie. Nie znasz mnie. - odrzekłam oschle patrząc pusto na Swe ręce. Nie chciałam, żeby łudził moją osobę jakimiś bajeczkami. To nie możliwe aby w tak krótkim czasie się do kogoś przywiązać. -Lepiej jedźmy już do domu. Nie chcę się z Tobą pokłócić. Mam trudny charakter. - powiedziałam apatycznie wywracając oczami. Wstał bez słowa. Poszliśmy do auta.

-Zostaniesz u Nas choćbym miał Cię kajdankami skuć. - dodał trzaskając drzwiami.

-Propozycje seksualne niewątpliwe zostaw dla kogoś innego. Ewentualnie zaczekaj z pomysłami na Stefana, w końcu on też należy do Naszego trójkąta miłosnego. - próbowałam zmienić temat, jednocześnie rozluźnić atmosferę. To drugie bez dwóch zdań mi się udało. Na twarzy blondyna pojawił się szczery uśmiech. Po chwili przekręcił kluczyk w stacyjce.

-Nie myśl, że jesteś taka sprytna. Zostajesz. -zakończył. Skrzyżowałam ręce na piersi, chciałam coś jeszcze dodać, ale nie wiedzieć czemu ugryzłam się w język i wsłuchałam w słowa piosenki z radia.

Take away all your things and go
You can't take back what you said, I know
I've heard it all before, at least a million times
I'm not one to forget, you know
I don't believe, I don't believe it
You left in peace, left me in pieces
Too hard to breathe, I'm on my knees
Right now, 'ow.


Po ostatnim zdaniu Michael raptownie ściszył głośność do poziomu 0. Popatrzyłam na Niego zdziwiona. Tekst wpadający w ucho, muzyka rytmiczna, głos piosenkarki świetny. Uniosłam brew do góry. Kątem oka dokładnie widział moją reakcję. Westchnął.

-Dobra, miałem być szczery, to ulubiona piosenka mojej byłej. Nie znoszę jej. - zaczął nerwowo stukać palcami o kierownicę.
-Piosenki, czy tej byłej? - spytałam odrobinę złośliwie. Przeniósł swój morderczy wzrok prosto na mnie. Jeśli mam być uczciwa, przeszedł mnie dreszcz, a po plecach zleciała mi strużka lodowatego potu. Dzień wcześniej mogłam zaobserwować, że Michi nie należy do osób spokojnych i opanowanych.

-Gdy widzę tą kobietę to zbiera mnie na wymioty. To wrodzony szatan, który za jakąś błahostkę, potraktuję Cię jakbyś jej Ojca i Matkę zabiła. - zacisnął zęby i przymrużył oczy. - Nikomu nie życzę spotkania z taką osobą. - po tych słowach samochód się zatrzymał, a ja spostrzegłam, że zaparkowaliśmy pod Jego domem. Nie miałam najmniejszego zamiaru się sprzeciwiać. Podeszliśmy bliżej białego budynku. Ku mojemu zaskoczeniu w drzwiach przywitał Nas Stefan. Niezadowolony..

-Martwiłem się o Ciebie. - krzyknął. Wybałuszyłam oczy. -Michi jak mogłeś tyle czasu się nie odezwać? - spytał z wyraźną pretensja w głosie. -Kupiłeś piwo, prawda? - jęknął. Hayboeck zaprzeczył ruchem głowy. - Michael! To jedyne o co Cię prosiłem. Zapomniałeś, że gramy w pokera? - zapytał oburzony.

-Tak zapomniałem. Pojadę po ten Twój ukochany napój ale ty nauczysz Malak grać w karty. - uśmiechnął się szelmowsko i po chwili już go nie było. Odwróciłam się do okna.

-O kogóż my tu mamy, panna Calineczka. - ktoś położył ręce na mojej talii. Podskoczyłam wystraszona i nie zastanawiając się długo uderzyłam owego kogoś w twarz, z całej siły. Po kilku chwilach zauważyłam zwijającego się z bólu Schlierenzauera. Byłam okrutna bo zamiast mu pomóc nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Po schodach zbiegł Kraft. Zrobił aferę jakby Gregor dostał pierwszego okresu, a oni nie mieliby podpaski, cóż.. Gorzej niż dziewczyna. Wezwał pogotowie szybciej, niż ja zdążyłam się opanować.

-Ty się lepiej módl żeby mu nic nie było. - stwierdził patrząc przez szybę na opatrywanego przyjaciela.

-A co zdradzasz Nas z Nim? - szepnęłam prosto do Jego ucha. -Jeśli tak to ty lepiej módl się o życie mój drogi, bo Ci nie popuszczę. - dodałam równie cicho. Obdarzył mnie spojrzeniem pełnym niedowierzania.

Wierzyłam, że to na Niego zadziała i w końcu przestanie tak wszystko wyolbrzymiać, wierzyłam, a przecież wiara czyni cuda.

********************
Znowu spóźniona szósteczka. 
Motywacja była, ale czasu brak :)
Utrzymuję nadal zasadę :
KOMENTUJESZ- MOTYWUJESZ
Na prawdę dało mi to kopa do pisania 
Pozdrawiam :*

4 komentarze:

  1. Rozdział z resztą jak zawsze rewelacyjny.
    Nie mam się do czego przyczepić!
    Sytuacja z Gregorem... Cóż troche sie nie dziwię że tak zareagowała.
    Czekam na kolejny :)
    Buziaki i weny !
    I przepraszam za nie trzymający sie "kupy" komentarz, ale mam wiele obowiązków :(

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny :*
    Czekam na następny:)
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny blog! :) Czekam na więcej, będę odwiedzała :)
    a w wolnym czasie zapraszam do mnie ;)
    http://sztrojkaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń