Strony

wtorek, 29 marca 2016

Cud dwudziesty piąty :)

-Malak? - usłyszałam tuż koło ucha. Słone, lodowate krople sączyły się z kącików moich oczu. Pod wpływem kilkakrotnego mrugnięcia swobodnie spłynęły po czerwonych od ciepła, jedwabistych policzkach. Następnie, po przebyciu krótkiej wędrówki po mojej delikatnej cerze, stoczyły się w otchłań zapomnienia i rozgoryczenia. Zaczerpnęłam łapczywie powietrza do płuc i przesunęłam się bliżej ściany. Po chwili krótszego zastanowienia podciągnęłam kolana pod brodę i otuliłam je ciepłymi ramionami. Prawe lico przystawiłam do materiału, z jakiego wykonane były czarne leginsy i wbiłam puste spojrzenie w oczy Forfanga. - Co się dzieje? - to proste pytanie było moim gwoździem do trumny. Nie mogłam wydusić ani słowa. Wiedziałam, że siedzący obok Johann nie uzyska jakiejkolwiek odpowiedzi.

Zacznie żyć w nieświadomości, albowiem było to dla mnie zbyt trudne do opisania. Moje serce, skryte za osłoną klatki piersiowej przyspieszyło tempa. Miałam ochotę zwrócić wzrok w kierunku windy, która już dawno uniemożliwiła wstęp nowym przybyszom i bezwładnie zjechała w dół, aby wysiedlić tego mężczyznę, którego widoku tak bardzo się obawiałam. Kiedy ujrzałam jego ciepłe tęczówki narząd upoważniony do wymiany gazowej nagle zapomniał jak ma funkcjonować. Cały świat zawirował. Przed oczami zatańczyły mi bezwzględne czarne mroczki, a umysł zupełnie odciął się od reszty organizmu.

Mój towarzysz wyrwał mnie z dość długotrwałego zamyślenia. Umiejscowił swą dłoń na moim przedramieniu i delikatnie ją ścisnął. Po upływie krótkiej chwili mogłam zaobserwować zmianę pozycji Norwega na stojącą. Ponownie wyciągnął w moim kierunku długą, chudą, górną kończynę. Tym gestem zachęcił mnie do ponowienia jego ruchów, których przez nieobecność duchem nie zdołałam dokładnie zaobserwować. W mojej głowie pojawił się moment zawahania. Zdecydowana, ujęłam jego rękę i bez pytania, ani żadnej innej informacji wtuliłam się w niego. Nie potrzebowałam nieszczerych słów. Chciałam jakoś przeżyć te kilka dni. Modliłam się o to aby nie musieć rozmawiać z Gregorem. Mogło się to źle skończyć.. Zamknęłam oczy. Miałam świadomość, że Forfangowi należą się skrupulatne wyjaśnienia. Żywiłam nadzieję, że okaże się osobą godną zaufania. Odsunęłam twarz od jego obojczyka. Włożyłam kartę magnetyczną do czytnika i nacisnęłam złotą klamkę, zdobiącą mahoniowe drzwi.

Moim tęczówkom ukazał się przytulny pokoik. Barwy panujące wewnątrz pomieszczenia nie odbiegały koloryzacją od pozostałej części hotelu. Wszystko skąpane było w ciepłym brązie. Każdy fragment podłogi mienił się w odcieniach smacznej czekolady. Łóżko stojące w rogu spowite zimną, kremową pościelą, nadawało całemu pokojowi nieco chłodu. Usiadłam na wspomnianym miejscu spoczynku i splotłam swoje dłonie razem. Poczułam, że druga sylwetka styka się z moją. Niepewnie uniosłam wzrok na źródło przyjemnej temperatury wynoszącej 36,6 stopnia, która zamajaczyła tuż przy mojej talii. Zmrużyłam śniade powieki, a z moich ust wylał się potok gorzkich, przesiąkniętych wspomnieniami słów.

Po wypłynięciu wszelkich żali jakie zawdzięczałam bezwzględnej przeszłości ponownie zerknęłam w stronę chłopaka, który cierpliwie i uważnie wsłuchiwał się w każdy wyraz, jaki  wypowiadałam. W momencie zakończenia mego monologu westchnął dość ciężko i ułożył rękę na moim ramieniu. Delikatnie je pomasował i przyciągnął do siebie. - Pomimo wszystkich ran jakie zadał Ci los, ty nadal tu jesteś i potrafisz wyjść z opresji z uśmiechem na ustach. Niejeden poddałby się już dawno. Pamiętaj Malak, musisz być twarda. Nie ulegaj jeśli tego nie chcesz. Unikaj rozmowy z Gregorem, ale jeśli zajdzie potrzeba przeprowadzenia konwersacji bądź silna. Nie możesz zawrócić z wyznaczonej wcześniej drogi. Nie wahaj się. - wyszeptał nadal pocierając moją kończynę. Następnie lekko się odsunął. Ponownie przymknęłam ociężałe powieki. Już miałam zamiar zdobyć się na wydukanie cichego ,,dziękuje'', ale właśnie wtedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Nie dziwiłam się Johannowi. To zbyt wiele rewelacji od prawie obcej osoby. Również nie nadążyłabym za natłokiem tak dobijających wspomnień. Skuliłam się w kłębek na łóżku i w takiej pozycji zaczęłam cicho łkać. Zadrapania, a także głębokie szramy.. To wszystko co pragnęłam odkreślić grubą linią powróciło ze zdwojona siłą.

***

- Nie przywiozłem Cię tutaj, żebyś czas spędziła pod kołdrą. Idziemy się rozerwać. - niemalże krzyknął. Klasnął w dłonie i przyjrzał mi się z szerokim uśmiechem na ustach. - Dzisiaj będzie rozdanie numerów startowych i będziesz tam obecna. - dodał siadając tuż przy mnie. Zerknęłam na niego niepewnie i już otwierałam usta, aby wydobyć z siebie cichą odmowę, ale Kraft skutecznie mi to uniemożliwił. - Zapewniam, że jest to dobry pomysł. Liczę na twoje wsparcie w najbliższych dniach. W końcu ktoś będzie trzymał za mnie kciuki. - mrugnął i tym razem cierpliwie poczekał na moją reakcję.

- Nie licząc tysięcy fanek, rzeczywiście będę jedyną osobą, która będzie Cię dopingować. - stwierdziłam, a moje kąciki ust mimowolnie powędrowały ku górze. - Boje się Stefan. Jeśli porozmawiam ze Schlierim jeszcze bardziej będę żałować mojej decyzji. - wlałam w swą wypowiedź maksimum szczerości. Przez jego twarz przemknął mało widoczny cień. Na chwilę odwrócił wzrok, wbijając go w swoje splecione dłonie. Zaśmiał się sztucznie i uniósł całą swą posturę do góry.

- Tak bardzo go kochasz? - spytał nadal na mnie nie patrząc. W mojej głowie nagle zapanował mętlik. Nie rozumiałam jego zachowania. Liczyłam na kilka słów otuchy. Tymczasem stało się to czego nigdy bym się nie spodziewała. - Skoro tak to w czym problem? Wróć do niego. Bądźcie szczęśliwi. - zacisnął dłonie w pięści. Moje wargi rozjechały się w dwóch różnych kierunkach. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie powiedział. Każdy mój mięsień mimowolnie się napiął, a mózg za wszelką cenę pragnął przyswoić niejasne przesłanie jego wypowiedzi.

- Ale.. Ja... Nie chcę, żeby ich dziecko wychowywało się bez ojca.. Myślisz, że dlaczego wtedy powiedziałam mu, iż nasz związek był tylko zabawą? Nic nie rozumiesz? - zapytałam płaczliwie podnosząc się z miękkiego łóżka. Chciałam do niego podejść i tak po prostu go przytulić. Liczyłam, że wtedy każdy problem zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

- To ty niczego nie przyswajasz. - zakończył. Przeszedł parę kroków w stronę drzwi i nacisnął złotą klamkę. Zamknęłam powieki, a do moich uszu dobiegł dźwięk zetknięcia się fragmentów drewna. Trzask, a następnie tylko głucha cisza. O co chodziło? Co się właśnie wydarzyło? Czy zrobiłam coś źle? Nie miałam zielonego pojęcia co Stefan chciał mi przekazać.. Opadłam bezwładnie na zajmowane wcześniej miejsce i nabrałam powietrza do płuc. Jedyne co mogłam wtedy uczynić to zwrócić się z prośbą o pomoc do Boga. Nikt inny nie był w stanie mnie wesprzeć.

***

Ponownie tamtego dnia usłyszałam niepewne stukanie w powierzchnie drewnianych, ciemnych drzwi. Zwlokłam się z łóżka i ospałym krokiem podeszłam do epicentrum narastającej głośności wspomnianego dźwięku. Nacisnęłam, mieniącą się w bladym świetle słabej żarówki, klamkę. Moim oczom ukazał się Johann. Odsunęłam się delikatnie, aby umożliwić mu wejście. Lecz on nie ruszył się nawet o milimetr. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, pociągnął mnie za rękę i jednym, zdecydowanym ruchem zamknął pokój. Spojrzałam na niego zdezorientowana. Na twarzy Norwega widniał tajemniczy uśmieszek.

- Słyszałem, że nie masz planów na wieczór. - odparł, widząc, iż nie odgadłam jego myśli. - Idziemy na rozdanie numerów startowych. - dodał pewniej. Następnie podał mi granatową, lekką kurtkę. - Dziś wystąpisz pod norweską pelerynką niewidką. - niezdecydowanie chwyciłam materiał w rękę. Nadal nie przyswajałam jego szybkich, wręcz gwałtownych ruchów. Włożyłam kończyny w rękawy ubioru i potulnie ruszyłam za Forfangiem. Wiedziałam, że nie ma opcji ,,Wycofaj się do pokoju''. Musiałam brnąć w to wydarzenie bez najmniejszego zawahania.

Przeszliśmy na sam koniec korytarza. Kiedy stanęliśmy tuż przed srebrzystymi wrotami windy, przyłożyłam palec do pomarańczowego przycisku i zwiększyłam siłę parcia. Urządzenie zjeżdżające z góry po krótkiej chwili zatrzymało się na naszym piętrze. Drzwi od ,,ruchomego pomieszczenia'' rozwarły się. Wewnątrz dostrzegłam jakąś sylwetkę. Blond czupryna pozwoliła mi w mig skojarzyć tajemniczą posturę z postacią  Daniela Andre Tande. Pierwsze wrażenie, które zrobił na mnie parę miesięcy przed ponownym spotkaniem w Bad Mittendorf, nie było pozytywne. Albowiem to on doprowadził do pocałunku Gregora i Sandry.. To przez jego wyzwanie opuściłam wtedy lokal. To przez n...

- To była ta ważna sprawa, którą miałeś do załatwienia? - Norweg oderwał wzrok od swojego iPhone'a i obrzucił moje lico przelotnym spojrzeniem. - Teraz masz zamiar namieszać w naszej kadrze? Od razu mówię, że pod koła się za Tobą nie rzucę. - dodał oschle, a ja zacisnęłam zęby.

- Jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia to lepiej milcz. Nie prowokuj mnie, bo języka strzępić nie będę. - odpowiedziałam na złośliwą wypowiedź blondyna. Starałam się zignorować drugą część jego krótkiego monologu. Zmrużyłam powieki, a następnie skrzyżowałam ręce na piersi. Wtedy też winda zatrzymała się, a naszym oczom ukazał się widok przytulnego holu, o ciepłych barwach.

- Jeszcze raz taka akcja i będziesz miał przejebane. - szepnął Johann do swojego kolegi z drużyny. Złapał mnie pod ramię i wdziewając na wargi szeroki uśmiech pociągnął do przodu nasze sylwetki. Z minuty na minutę odczuwałam coraz większy stres. Jak spojrzę w oczy Stefanowi? To on chciał mnie wyciągnąć z tego bagna. To z nim miałam się tam udać. Byłam świadoma, że w tej dobie mój humor nie ulegnie poprawie. Jak w życiu się coś pieprzy, to już wszystko naraz.

***

- A teraz brawa dla mistrza świata w lotach, który w ten weekend będzie bronił swojego tytułu. Przed państwem Severin Freund! - pod sceną rozległy się donośne oklaski. Oparłam dłonie o zimną barierkę. Przedstawiciele Austrii, Słowenii, Niemiec, Norwegii, Japonii i Polski zgromadzili się na dość sporym podwyższeniu. Niektórzy uczestniczyli w takiej imprezie po raz pierwszy w życiu, inni byli specjalistami w tejże dziedzinie. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi, toteż nawet przez moment nie zerknęłam na Stefana.
Kiedy podziękowania, życzenia i prośby dobiegały końca poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Podskoczyłam nerwowo. Kiedy odwróciłam się o całe 180 stopni ujrzałam tego, którego tak się obawiałam. Przełknęłam ślinę i zacisnęłam dłonie w pięści.

- Musimy porozmawiać. - odrzekł twardo. W jego oczach widziałam ból, smutek, cierpienie, a nawet strach? Wszystkie uczucia zaczęły mi się mieszać. Nie wiedziałam nawet czy dobrze interpretuję negatywny błysk czekoladowych tęczówek. Mężczyzna nachylił się nade mną. - Okłamałaś mnie. - szepnął na tyle głośno, że owa informacja dotarła do każdej komórki somatycznej, budującej moje spięte ciało. - Dobrze wiesz, że powinniśmy być razem. - jego zniżony głos łaskotał każde wyobrażenie tego spotkania, które przez ostatnie godziny zawitało do mojej, pełnej chaosu głowy.

- To co wtedy powiedziałam było prawdą. Ten związek nic dla mnie nie znaczył. - zaczęłam, spuszczając podbródek. Wbiłam wystraszony wzrok w twardy, zbity grunt. Zacisnęłam rzędy perlistych zębów w mocnym uścisku. Nie wiedziałam co jeszcze mogłabym powiedzieć. Domyślałam się jednak, że nie pójdzie tak łatwo.

- Skoro idziesz w zaparte. - westchnął cicho. Po chwili ujął moją nieskazitelną twarz w swoje ciepłe ręce i uniósł tak, abym w pełni mogła zobaczyć te hipnotyzujące tęczówki. - Powtórz to jeszcze raz. - po tych słowach tempo bicia mojego serca znacznie przyspieszyło. Dziwiłam się, że byłam w stanie utrzymać je pod osłoną klatki piersiowej.

- Malak! Chodź już. Roi się tu od niebezpiecznych i podejrzanych typów. - głuchą ciszę przeszył głos innej osoby. Dobrze znany ton, który okazał się być zbawiennym wydźwiękiem. Odwróciłam się na pięcie i w całej okazałości ujrzałam mojego ,,księcia na białym koniu''. Nie czekając dłużej zmniejszył dzielącą nas odległość i chwycił moje zmarznięte dłonie. - Wybacz Gregor, ale chyba już wszystko sobie wyjaśniliście. - zawołał do osłupiałego Schlierenzauera i oddalił się wraz ze mną na bezpieczną odległość.

Czy to wystarczyło, aby raz na zawsze odciąć się od postulatów Schlieriego? Czy oznaczało to definitywny koniec smutnej historii miłosnej? Wtedy nie znałam na te pytania, jasnych odpowiedzi, ale wiedziałam, że warto wierzyć, bo wiara czyni cuda, takie jak pojawienie się tego, u którego właśnie zostałam dłużniczką..



******************
Jest i 25! 
Taka trochę jubileuszowa :P 
Po raz pierwszy od wielu dni wyrobiłam się z rozdziałem.
To tylko i wyłącznie dzięki temu, że miałam wolne. 
Nie sądzę, że z następnym pójdzie mi równie łatwo i szybko. 
Mam nadzieję, iż powyższy twór Wam się podoba. 
Święta, święta i po świętach.
Czas wrócić do szarej smutnej rzeczywistości. 
Pozdrawiam :*.

wtorek, 22 marca 2016

Cud dwudziesty czwarty :)

- Czy aby na pewno dobrze trafiliśmy ? - ściągnęłam brwi i zaczęłam nerwowo stukać paznokciami o prawe kolano. Rozejrzałam się jeszcze raz dookoła budynku i wbiłam zaciekawiony wzrok w roześmiane oblicze Stefana. - To nie wygląda jak hotel. - dodałam, a poziom mojego stresu znacznie wzrósł. Nie rozumiałam rozbawienia mojego towarzysza i oczekiwałam od niego konkretnej odpowiedzi.

- Zapomniałem powiedzieć, że zabieramy kogoś po drodze? - zapytał, a z jego gardła wydobył się stłumiony chichot. Owiałam spojrzeniem niewielką drewnianą chatkę na skraju lasu i wywróciłam teatralnie oczami. Można powiedzieć, że od czasu przyjazdu do Austrii opanowałam tą sztukę wręcz do perfekcji. Skrzyżowałam ręce na piersi i cierpliwie obserwowałam ruchy Krafta. Wykonał kilka kroków w stronę małego mieszkanka w zacisznym miejscu, na obrzeżach Bad Mittendorf. Zastukał w drzwi wejściowe, z których już po chwili wychylił się szatyn z kolczykiem w lewym uchu. Zamrugałam kilkakrotnie na widok ściskających się Austriaków. Parsknęłam cicho i odwróciłam na pięcie. Chciałam ponownie wsiąść do srebrnego auta, ale usłyszałam fragment ich rozmowy.

- Nie wygląda jak Arabka. - skomentował uszczypliwie chłopak, na tyle głośno, że jego uwaga dobiegła do moich uszu. Zostałam zmuszona do ponownego obrotu. Mimika Stefana diametralnie się zmieniła. W osłupieniu patrzył na kolegę z drużyny nie wypowiadając ani jednego słowa. -Gdzie Twoja chusta? - rzucił, a jego prawy kącik ust uniósł się ku górze. Wargi Krafta zadrgały w oznace oburzenia. Posłałam mu litościwe spojrzenie.

- Została tam gdzie Twój rozum. - odpowiedziałam i z gracją zmniejszyłam dzielącą nas odległość. - Skoro już oceniamy po wyglądzie.. Przypominasz nielota tułającego się po Pucharze Kontynentalnym, a w najlepszym przypadku po trzecich dziesiątkach Pucharu Świata. Wybierasz się na Mistrzostwa, aby w końcu nauczyć się czym są prawdziwe skoki, czy jedziesz tam, żeby stać się pośmiewiskiem innych? - przygryzłam dolną wargę, nadając rysom mojej twarzy wyraz niewiniątka. Nienawidziłam kiedy ludzie krytykowali ,,książkę'' ze względu na jej okładkę. W dodatku w tym dniu humor niezbyt mi dopisywał. Może moje wagi były zbyt dotkliwe, ale w tamtym momencie nie żałowałam ani jednego słowa. Nie tolerowałam chamstwa. Kątem oka ujrzałam niemrawy uśmiech na ustach Stefana.

-Chodźcie już. Pozabijacie się później. Byle nie w samochodzie. Niedawno wymieniałem tapicerkę. Mówię to zwłaszcza do Ciebie, Clemens. - mój pierwotny towarzysz złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę auta. Widocznie zauważył, że nie jestem skora do głupawych żartów. Po upływie paru chwil zapinałam już pas bezpieczeństwa i w myślach modliłam się o szybki dojazd.

***

- Wow. - rozdziawiłam usta widząc budynek, w którym mieliśmy mieszkać w ciągu 5 najbliższych dni. Moje wargi rozeszły się w dwóch przeciwnych kierunkach. - Jest.. jest większy niż ten w Klingenthal. - oznajmiłam i zamrugałam kilkakrotnie. Pociągnęłam klamkę. Niemal natychmiast na nieco rozgrzanej od temperatury panującej w samochodzie, twarzy, poczułam przyjemny powiew chłodnego wiatru.

Zapięłam guzik szarego płaszcza. Był zdecydowanie za cienki jak na zimę. Postanowiłam, że w najbliższym czasie kupię coś cieplejszego. Postawiłam stopę, odzianą w białą tenisówkę na podłożu pokrytym lekkim śniegiem. Zmrużyłam powieki. Górskie powietrze uderzyło w moje nozdrza ze zdwojoną siłą. Było ono dość orzeźwiające i mroźne. Przeszłam kilka kroków w przód i niemrawo się uśmiechnęłam. Za plecami usłyszałam odgłos zamykanych drzwi od srebrzystego Audi. Nie wiem co skoczkowie mają do tej marki, ale co drugi zasiadał właśnie w takim aucie. Stefan podszedł do bagażnika i wyjął potrzebne torby ze swoim sprzętem. Rzucił w moją stronę przelotne spojrzenie i ponownie zagłębił się w odmętach tylnej części samochodu.

Wyciągnął z niej niebieską kurtkę z czerwonymi naszywkami na ramionach. Pokonał dzielącą nas odległość i zarzucił mi ubranie na ramiona. Obdarzyłam go przyjaznym wyrazem twarzy i w spokoju obserwowałam poczynania drugiego z Austriaków.

-Przepraszam za niego. Wszyscy mówią, że ma dość niewyparzony język. - poinformował Kraft, starając się w jakiś sposób mnie pocieszyć. Wiedziałam, że nie mogę rozpamiętywać takich żartobliwych sprzeczek, bo zamiast przyjaciół narobię sobie wrogów. Umiejscowiłam kończyny w rękawach odzienia i zapięłam się pod samą szyję. Ponownie skrzyżowałam ręce. W takiej pozycji było mi odrobinę cieplej. Mężczyzna stojący naprzeciwko mnie wyjął z kieszeni jakąś smycz z przywieszona plakietką. - Dzięki temu będziesz mogła wejść prawie wszędzie. - powiedział. Złapał jedną z moich dłoni i ułożył w niej wspomniany przedmiot. Jeszcze przez chwilę trzymał ją w delikatnym uścisku, dopóki sama jej nie zabrałam.

-Dziękuje. - wyszeptałam. Wyminęłam jego posturę i udałam się w kierunku czerwonokrwistej walizki, którą już po niecałej minucie postawiłam pionowo. Chłopak znajdujący się tuż obok zarzucił na ramię torbę z nartami i posłał mi przesiąknięte złością spojrzenie. Pokręciłam głową i zaczęłam podążać jego śladami. Słyszałam, że Kraft również uporał się z własnymi pakunkami i wlókł się za nami.

Drzwi rozsunęły się tak, abyśmy mogli przekroczyć ich próg. Moim oczom ukazał się przestronny hol, od którego biła barwa ciepłego brązu. Podłoga wyłożona była ciemnymi panelami, ściany w nieco jaśniejszym odcieniu czekolady, a sofy i wszelkie inne drewniane powierzchnie miały kremowy kolor. Zerknęłam w kierunku uprzejmej Pani, która zapisywała coś w swoim notesie. Uniosła wzrok znad okularów w bordowych oprawkach i uśmiechnęła się do obsługiwanych właśnie gości.

Nie pozostało mi nic jak cierpliwie czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Chłopak w granatowej kurtce rozpoczął poszukiwania czegoś po swoich kieszeniach. Obserwowałam uważnie jak jakiś papier wysuwa się z wnętrzności jego ubioru. Wykonałam szybki przysiad i podniosłam kartkę. -Coś Panu wypadło. - zagadałam kaleczonym angielskim i szturchnęłam lekko jego ramię. Gdy ujrzałam w całej okazałości jego buzię, zakrztusiłam się własną śliną.

-Malak? - uniósł brwi, a na jego ustach już po chwili zagościł szczery, szeroki uśmiech. Podał papier blondynowi stojącemu obok i przytulił mnie. Zaśmiałam się cicho. - Myślałem, że już się nie zobaczymy. - odrzekł klepiąc mnie ręką po łopatce. Byłam zadowolona. Mogłam ponownie spotkać kogoś z kim na prawdę dobrze się dogadywałam. Może nie utrzymywaliśmy stałego kontaktu, ale pomimo wszystko miło go było zobaczyć. - Widzę, że zmieniasz Austriaków jak rękawiczki. - wyszczerzył się. Wiedziałam, iż nie miało to na celu mnie urazić.

-No pewnie, ale ty ciągle z tym samym Danielem. - wykrzywiłam wargi w geście iście udawanego smutku. - Gratuluje wytrwałości. - odsunęłam się nieco, żeby w pełni zaobserwować jego reakcję. Przyjazny wyraz nie schodził mu z twarzy. Dzięki czemu miałam wrażenie, że to co mówię czasami jest zabawne.

-Nie tak głośno. - przyłożył mi palec do ust. - Nawet nie wiesz jak ciężko jest w takim związku. - dodał, kręcąc głową z dezaprobatą. - Nie wszyscy nas akceptują. - westchnął teatralnie. Po chwili parsknęłam, a cały hol przeszył odgłos donośnego chichotu naszej dwójki. Zwróciliśmy na siebie uwagę większości osób przebywających w pomieszczeniu.

Starałam się nie przejmować tak dużym zainteresowaniem i odchodząc na bok przeprowadziłam dłuższą konwersację z Johannem. W międzyczasie Kraft wręczył mi kartę magnetyczną do mojego tymczasowego pokoju i odszedł w stronę windy. Forfang bez wahania stwierdził, że może mnie odprowadzić, bo jego pokój jest zaledwie piętro wyżej. Weszłam do małego, wręcz klaustrofobicznego pomieszczenia, które miało zdolności przemieszczania się w górę i w dół. Oparłam ręce o metalową barierkę i przyjrzałam się mojemu odbiciu w lustrze.

-Jutro rano idziemy biegać. - zaoponował właściwie nie pytając mnie o jakiekolwiek zdanie. Przyłożyłam palec do głowy i kilkakrotnie się tam popukałam. - To nie była prośba. To rozkaz. - mrugnął do mnie, a drzwi za moimi plecami rozsunęły się w dwie przeciwne sobie strony. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Przez moją nieuwagę z całym impetem wpadłam na dość masywną sylwetkę kogoś innego.

Już chciałam wydobyć z siebie potulne przeprosiny. Uniosłam wzrok ku górze. Nie potrafię opisać co czułam gdy natrafiłam na ciepło jego brązowych tęczówek. W kącikach oczu zebrały mi się słone krople. Nie stałam tam dłużej niż dwie minuty. W milczeniu wyminęłam rosłą posturę i szybkim krokiem przeszłam przez korytarz. ,,To nie mógł być on.. To wszystko mi się zdawało..'' - usilnie sobie wmawiałam. Oparłam plecy o zimną ścianę i zsunęłam się po niej bezwładnie. Po chwili poczułam przy sobie ciepło ciała innej osoby, ale nie byłam w stanie normalnie kontaktować. Wiara czyni cuda, ale dlaczego tym razem jeden z ich, przeobraził się w odnowienie zaschniętych ran?

*********************
Jest i 24 :). 
Myślę, że dobrze wiecie kogo Malak napotkała po wyjściu z windy.
Nie jestem dobra w budowaniu napięcia. xD
 Rozdziały nadal będą pojawiały się nieregularnie. 
Po testach na pewno się to zmieni :3. 
Mam nadzieję, że podobał wam się powyższy rozdział.
Cieszę się z kolejnego tysiąca wyświetleń. 
Tak szybko to leci. 
Nie sądziłam, że ktoś zechce to czytać.
A tymczasem już ponad 14000 odwiedziliście tego bloga.
DZIĘKUJE <3.
Pozdrawiam :*

niedziela, 13 marca 2016

Cud dwudziesty trzeci :)

Mam czasami wrażenie, że życie toczy się bez mojego udziału. Staje się wtedy nieobecnym obserwatorem wszystkich zdarzeń. Są to dni w których zupełnie odłączam się od ludzi i wszystkich interakcji jakie mają z nimi związek. Staram się wystrzegać takich chwil jak ognia, bo właśnie wtedy uświadamiam sobie jaki odmienny charakter posiadam. W momencie zamyślenia nie zwróciłam nawet uwagi gdzie dotarliśmy wraz z moim towarzyszem. Stefan zawsze był bacznym ,,detektywem'' mojego obecnego nastroju i zanim otworzył drzwi do jednej z najprzytulniejszych restauracji w całym Innsbrucku przystanął na chwilę i chwycił moje ramię.

- Coś się dzieje. - to zdecydowanie nie było pytanie, lecz stwierdzenie. Wyrywając mnie z odległej krainy podświadomości zwrócił na siebie całą moją uwagę. Zamrugałam kilkakrotnie śniadymi powiekami, próbując przyswoić to co właśnie wydobyło się z jego ust. Skupiłam swój wzrok na jego czekoladowych tęczówkach i delikatnie zmrużyłam oczy. - Malak.. - zaczął uważnie obserwując moją reakcję. Co miałam mu powiedzieć? Że tęsknie za kimś kto już niedługo zostanie ojcem dla dziecka innej dziewczyny? - Wiem, że trudno pogodzić się z obecnym stanem rzeczy, ale nie jestem tu po to aby patrzeć jak z każdym kolejnym dniem przygasasz i zamykasz się w sobie. - jego druga dłoń powędrowała tym razem na lewą kończynę.

- Przepraszam, jestem straszną egoistką. - przemówiłam drżącym tonem, starając się uspokoić buchające w mojej duszy i głowie emocje. Czy tak łatwo było zagłuszyć donośny głos bicia serca, który stale przypominał o niedawnej, nieszczęśliwej miłości? Czy zawsze droga do szczęścia jest kręta i wyboista, a może to podróżnik zgubił się z racji jej zawiłości? - Pogubiłam się. - dodałam jeszcze mniej pewnie. - Tęsknie za nimi. - zakończyłam spuszczając podbródek, tak aby uniknąć jego troskliwego spojrzenia. - Nie sądziłam, że spotkają mnie tu takie uczucia.. Chowana przed wszystkimi realiami życia zbyt szybko zderzyłam się z bezwzględną rzeczywistością. Zupełnie niedoświadczona zostałam rzucona na głęboką wodę. Nic dziwnego, że nie radzę sobie nawet z prostymi relacjami międzyludzkimi. - poinformowałam. Aby wyrzuty sumienia zmieszane z obcym odczuciem nie zaległy mi dłużej w krtani, natychmiast przełknęłam ślinę.

- Od dziś będziesz ze mną jeździć na każde zawody. Do końca sezonu nie zostało wiele. Twoja praca jest tylko dorywcza, a poza tym jeśli masz ryzykować konflikt z prawem to lepiej z niej zrezygnuj. Odetniesz się nieco od problemów. Poznasz nowych ludzi.. - zaczął wyliczać. Zdezorientowana postanowiłam doszukać się prawdziwych intencji Krafta, ale on w oczach miał wymalowaną tylko i wyłącznie szczerość.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Co jeśli znowu się na kimś zawiodę? - spytałam niechętnie opierając dłoń o mur restauracji. Cierpliwie czekałam na jego odpowiedź nad którą dość intensywnie myślał, co zauważyłam po ściągniętych brwiach i zadumanym wyrazie każdej rysy jego twarzy. Westchnął cicho po czym lekko zacisnął wargi.

- Nie każę Ci szukać nowej miłości. Możesz się z kimś zaprzyjaźnić. Podobno jest tylu fajnych skoczków.. Oczywiście lepszego ode mnie nie znajdziesz, ale kogoś podobnego, czemu nie? - obdarzył mnie jednym ze swoich najszerszych uśmiechów, a moje kąciki mimowolnie zadrgały ku górze. - Zgódź się, a nie pożałujesz. W końcu załapiesz co nieco o skokach i ewentualnie imprezach, bo są one skutkiem ubocznym wyjazdów w nieznane dotąd miejsca. - ponownie podjął próbę rozluźnienia atmosfery, która znacznie mi się udzieliła. Pokręciłam rozbawiona głową i nacisnęłam złotą klamkę drzwi od lokalu.

***

- Więc chcesz wyjechać i tak po prostu zostawić mnie samą ? - zapiszczała Sabira rzucając deską do krojenia o blat. Uniosłam brwi w geście zdziwienia. Nie spodziewałam się takiej reakcji z jej strony. Odwróciła się na pięcie i po wykonaniu paru kroków stanęła tuż przede mną. - Uważaj na siebie, Malak. - powiedziała, tak jakbyśmy miały zobaczyć się po raz ostatni. - Nie pozwolę na to, żebyś znowu przechodziła gehennę przez któregoś z tych pacanów. - zamrugała powiekami i utkwiła w mojej twarzy bezradny wzrok. - Bądź silna. - uśmiechnęła się delikatnie i klepnęła subtelnie moje ramię. Nadal nie mogłam wyjść z podziwu i zaskoczenia dla jej postawy.

Wstałam z drewnianego krzesełka. Przeszłam parę metrów kwadratowych naszego zakątka. W mieszkaniu, które udało nam się wynająć za 500 euro miesięcznie były 3 pomieszczenia. Kuchnia, łazienka i pokój dzienny, który był też naszą sypialnią. Usiadłam na materacu, który leżał na podłodze, tuż pod parapetem, odchodzącym od okna. Swą głowę oparłam o dłonie. Łokcie automatycznie umiejscowiły się na podciągniętych prawie pod brodę kolanach. Przymknęłam powieki.

Czy na prawdę znów chciałam zaryzykować? Odkreślić smutną rzeczywistość grubą kreską? Stanąć naprzeciwko przeznaczenia? Przecież już raz to uczyniłam. Ponownie miałam uciec od szarej rzeczywistości? Nic nie dzieje się bez przyczyny. Za każdym cierpieniem kryje się jakiś powód. Nigdy nie obwiniałam o to Boga, bo tylko on był przy mnie od narodzin, wspierał i pomagał w najcięższych chwilach. Szczerze wierzyłam, ze teraz również wskaże mi tą odpowiednią drogę.

- Obiad gotowy. - donośny głos należący do Sabiry przerwał głuchą ciszę, dzięki której moje myśli mogły się ulotnić i owiać cały organizm. Przejechałam opuszkami palców po odsłoniętych kolanach, po czym naciągnęłam na nie szary, wełniany sweter. Westchnęłam cicho, uwalniając przy tym resztę wątpliwości. Pragnęłam aby zniknęły już raz na zawsze. Tak na prawdę nie wiemy kiedy nasz żywot się skończy. Należy korzystać ze wszystkich dóbr jakie posiadamy i dlatego właśnie podjęłam najlepszą dla siebie decyzje.

***

- To tylko 280 kilometrów. - jęknęłam zapinając ostatni suwak czerwonej walizki, którą parę miesięcy temu dostałam od Gregora, ale o tym fakcie chciałam jak najszybciej zapomnieć. - Jadę do
Bad Mitterndorf, a nie na koniec świata, to blisko. - dodałam, ściągając dość duży przedmiot ze stołu. Kilka dni wcześniej intensywnie myślałam nad zabraniem rzeczy w plecak Sabiry, ale zrezygnowałam z tego pomysłu za jej namową, w wyniku czego torba, o kolorze krwi była prawie pusta.

- O 280 kilometrów za daleko. - stwierdziła szatynka obejmując moja drobną posturę swym ramieniem. Wtuliłam twarz w jej zagłębienie przy obojczyku i pokiwałam z dezaprobatą swą głową. Poczułam jej ciepłą dłoń, klepiącą mnie lekko po barku. - Pamiętaj co ci mówiłam. Jak przyjedziesz zapłakana to już lepiej szykuj się na długie kazanie. - zakończyła, odsuwając się ode mnie. Jej ręce ułożyły się na moich przedramionach. - Możesz ufać tylko Stefanowi. Nie rozumiem tylko, dlaczego tak się przed tym bronisz?

- Nie chcę wysłuchiwać twojej gadaniny. - skwitowałam, poważniejąc. - Skończyłoby się to tak samo jak pozostałe relacje, które chciałabym nawiązać. - dodałam łapiąc uchwyt walizki. Posłałam jej całusa w powietrzu i nacisnęłam klamkę od ciemnych, ciężkich drzwi wyjściowych. Wtedy nie było już odwrotu. Miałam zamknąć ten rozdział raz na zawsze. Żałuje tylko, że głębokie rany tak łatwo się odnawiają.

*Gregor*

- Zostajesz w domu. Po pierwsze niedługo będziesz rodzić, a ja nie doprowadzę do tego abyś wywołała na skoczni tak duże zamieszanie. Po drugie nie chce żebyś jechała tam jako moja towarzyszka. - odrzekłem surowo, wyrywając swoją dłoń z jej uścisku. - Nie próbuj mnie zmanipulować, bo będę Cię ranił jeszcze bardziej. Musisz zrozumieć, że dawnego Gregora już nie ma, a jedyne cechy jakie we mnie zostały są negatywne. - zacisnąłem zęby.

- Po co to robisz? Przecież zawiesiłeś karierę. - wypaliła nieco zmieniając nastawienie i front na ofensywny. - Nie radzisz sobie z problemami, a w ten sposób tylko sobie o nich przypomnisz. - jej słowa były prawdziwe, ale nie do końca wierzyłem w nagłą szczerość, szczególnie po tak okrutnych stwierdzeniach jakimi ją obdarzyłem.

- Dobrze, że ty doskonale panujesz nad kłopotami i własnym życiem. Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć. - syknąłem. - Gdyby nie ja skończyłabyś na bruku. Wybacz, ale to nie moja wina, ze Twoje mieszkanie spłonęło. Przygarnąłem Cię tylko ze względu na dziecko, które w sobie nosisz. Przepraszam, że okazałem Ci tą krztę litości. Jesteś na tyle wredna, że umiesz doszukiwać się tylko tej złej strony medalu. Nie, nie jadę tam, żeby zabawiać się z innymi, bo w przeciwieństwie do ciebie nie wskakuje byle komu do łóżka. - nieco podniosłem ton głosu. Wziąłem do ręki czarną torbę i wyminąłem blondynkę w przejściu, pozostawiając ją samą z myślami.

Tęskniłem za skokami, to fakt. Miałem jednak świadomość, że potrzebuje przerwy, bo męcząc się z tym tylko coraz bardziej się dobijałem. Nie wiedziałem, czy kibicowanie przyniesie mi tyle samo radości co kiedyś skakanie, ale człowiek musi spróbować wszystkiego. Takie doświadczenie mogło mi w pewnym sensie pomóc. Popatrzeć z dala na loty innych. Na ich radość po udanym występie i złość po haniebnej przegranej. Los dał mi szanse obserwowania tego wszystkiego i odcięcia się od własnych smutków i pretensji. Los? A może to Bóg? Może właśnie wiara poniekąd uczyniła ten cud?

*****************
Jest i 23!
Musiałam nieco przypomnieć sobie jak dużą motywację 
miałam na początku tego opowiadania, 
bo w pewnym momencie znowu zaczęłam tracić na to chęci..
Dałam radę! 
Powiedziałam sobie, że muszę napisać i naszła mnie wena. 
Dziękuje ponownie za każdy zostawiony pod rozdziałami komentarz, bo to dodatkowo motywuje. 
Dziękuje i pozdrawiam :*.

sobota, 5 marca 2016

Cud dwudziesty drugi :)

- Co Pani robiła dzisiaj około godziny 4 nad ranem? - spytał oschłym tonem mężczyzna ubrany na granatowo. W prawej dłoni z zacięciem dzierżył zdobiony złotymi wstawkami długopis, a lewą kończyną podpierał własną głowę. Skrzyżowałam ręce na piersiach i uniosłam jedną z moich brwi ku górze, nadając całej twarzy zabawny wyraz.

- To co każdy normalny człowiek. - prychnęłam, mierząc jego posturę bacznym okiem. Uniósł na moje oblicze swój apatyczny wzrok, a jego tęczówki powoli przepełniały się złością oraz czystą niecierpliwością. - Spałam. - dodałam wywracając oczami i pochyliłam się delikatnie do przodu.

- Czy ktoś może to potwierdzić? - pokręcił z dezaprobatą głową, notując coś w zeszycie oprawionym granatowym, zbitym materiałem. Przejechałam dłonią po przedramieniu i nabrałam cicho powietrza do płuc. Nadal nie wiedziałam po co mnie wezwali, w jakim celu przesłuchują, o jaką zbrodnie jestem podejrzana. Wszystkie te myśli zgrabnie skumulowały się w mojej głowie, wywołując dość silne poirytowanie.

- Moja współlokatorka. Prawdopodobnie też pies sąsiadki. - ponownie zakpiłam, gdy mój cynizm osiągnął apogeum. - Może wyjaśni mi Pan w końcu o co chodzi? - zapytałam, opierając dłonie o blat ciemnego biurka. Zapadła cisza. Głuche milczenie. Podenerwowanie ponownie wzrosło.

- Wczoraj z sejfu w restauracji której Pani pracuje zniknęły wszystkie pieniądze. - oznajmił, dokładnie przyglądając się mojej reakcji. Moje wargi rozbiegły się w dwóch przeciwnych kierunkach. Odchyliłam się nieco do tyłu, do tego stopnia, iż moje plecy delikatnie dotykały oparcia metalowego, niewygodnego krzesła. - Czy wie Pani coś w tej sprawie? - zadał kolejne kłopotliwe pytanie. Co miałam powiedzieć? I tak snuliby swoje daleko idące wnioski.

- Wychodziłam ostatnia. Właściciel dał mi klucze. Zrobiłam to co należało i zamknęłam drzwi wyjściowe. Zresztą powinniście mieć materiał dowodowy w postaci nagrania. Przy lokalu są kamery. - zaczęłam się bronić. Musieli mieć jakiś powód, aby ciągnąć mnie na samą komendę. Gdyby miało być to rutynowe przesłuchanie z łatwością załatwiliby to u nas w domu.

- O to właśnie chodzi. Widać tam tylko, moment w którym pod restauracje podjeżdża czarny pojazd. Później obraz zanika. - odrzekł dobitnie, zamykając swój notes, zapisany do połowy. Utkwiłam w jego włosach rozkojarzone spojrzenie. Nie miałam pojęcia co zamierzają. Otworzyłam nieco usta, lecz po chwili je zamknęłam nie potrafiąc wydobyć z siebie żadnego wydźwięku. Nie wiedziałam nawet kiedy koło funkcjonariusza pojawił się drugi młodszy i niższy mężczyzna. Podwładny nachylił się nieco nad pracodawcą i zakomunikował mu o czymś szeptem. Potrafiłam być tylko świadkiem kolejnych wydarzeń. Na komisariacie zapanował chwilowy mętlik zmieszany z chaosem. Nie mogłam skupić wzroku na jednym punkcie, gdyż już po chwili zmieniał on swoje położenie. Do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Stanął w nich...  Stefan...

- Malak. - odrzekł swym ciepłym głosem, po czym zbliżył się do mnie. Odruchowo wstałam, a gdy to uczyniłam na ramionach poczułam otulające mnie ramiona. Wtuliłam własną, nieco wilgotną twarz w miejsce spoczywania jego obojczyków, osłoniętych śniadą skórą i bordowym T - shirtem. - Przyjechałem, aby wyjaśnić tym Panom, że wczorajszy wieczór spędziłaś grzecznie w domu. - odsunął się i ujął mój podbródek w dłonie. Uśmiechnął się tak,jakby chciał mnie pocieszyć, a ja powoli zaczynałam rozumieć o co mu chodzi. - Bez adwokata, który będzie tu góra za pół godziny nic więcej nie powiesz. - złożył na czubku mojej głowy przelotny pocałunek i opuścił obydwie ręce, tak że swobodnie zsunęły się wzdłuż jego talii.

Zamrugałam kilkakrotnie, jakby nie wierząc w jego słowa. Przyszedł.. Ochronił.. Zaakceptował.. Zaopiekował się.. Zapomniał..? Ten heroiczny czyn budził we mnie jeszcze większy szacunek dla jego osoby, ale mózg zaczął mi wysyłać ostrzegawcze alarmy o pojawieniu się możliwego uczucia z jego strony. Nie budząc atmosfery zachwytu odgoniłam precz męczące myśli i opadłam na metalowe krzesło. Policjanci zapewne byli już wcześniej poinformowani, gdyż nie składali żadnych protestów. Pozostało mi tylko cierpliwie czekać na człowieka, którego zatrudnił Kraft.

Poczułam zaciskającą się na moim ramieniu dłoń. Odruchowo odwróciłam wzrok na oblicze ciemnowłosego. Jego głowa zwrócona była w kierunku wyjścia. Powędrowałam spojrzeniem w tym samym kierunku. W progu ujrzałam wysoką dziewczynę o czekoladowych włosach i śniadej cerze. Usta w mocnym kolorze niemal natychmiast przyciągnęły moją uwagę, podobnie jak idealnie wyprasowana koszula z czarnym kołnierzykiem, której dół wsunięty był pod spódniczkę w równie ciemnym kolorze. Jej kąciki ust lekko zadrgały. Przeszła parę kroków w moją stronę, a swój neseser ułożyła na biurku policjanta. Funkcjonariusz niemal natychmiast poderwał się do góry.

- Pani.. Alessandra.. - wydukał rozdziawiając delikatnie usta. Z zaciekawieniem przyglądałam się jego dalszym ruchom. - Alessandra Leone. - dodał nieco rozanielonym tonem, a ja miałam ochotę parsknąć śmiechem na widok jego mimiki.

- We własnej osobie. - odrzekła melodyjnym tonem i wyciągnęła dłoń w jego stronę. Ten niemal natychmiast ją ujął i obdarzył kobietę promiennym uśmiechem. Następnie wydał polecenie o przyniesieniu dla niej krzesełka. Wyglądało to jak dobry teatrzyk. Szkoda tylko, że nikt wcześniej nie opisał mi planu wydarzeń. - Przejdźmy do sedna. Przyjechałam tu, aby wybronić Pannę Malak. - złączyła usta, jakby rozmazując burgundową szminkę, którą wcześniej pokryła pełne usta.

- To zaszczyt gościć najlepszą Panią adwokat w Europie. - sztuczny uśmiech nie schodził z jego twarzy.Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale istota płci żeńskiej uniosła jedną z rąk i zatrzymała potok słów jaki miał wydobyć się z jego krtani. Policjant nieco spoważniał, jakby przypominając sobie o własnych obowiązkach i spuścił podbródek, patrząc znacząco na czarną teczkę prawniczki.

- Gdy tylko dowiedziałam się o oskarżeniach skierowanych w stronę mojej klientki udałam się na miejsce zaistniałej zbrodni. Zauważyłam tam kamerę. Oprócz tego rejestratora, z którego obraz został skutecznie zamazany znajduje się tam również drugi sprzęt nagrywający. Poprosiłam o taśmy, jakie uwieczniono tej nocy. Widać na nich jak Pani Malak odjeżdża, a na jej miejsce godzinę później przybywa białe audi. Zbrodniarz dopiero dziś przed południem przypomniał sobie o istnieniu kamery. Zamontował przy niej mini bombę, która doszczętnie zniszczyła kasety. Mam jednak w zwyczaju zachowywać w inny sposób dowody. Inaczej nie było tym razem. Cały film nagrany jest na moim telefonie. - gdy zakończyła swoją wypowiedź, jednym ruchem odpięła zapięcie nesesera i wyciągnęła swego iPhona. Już po chwili mężczyzna wpatrywał się w ekran smartfona, kiwając głową z podziwem.

- W takim razie.. Jest Pani wolna. - funkcjonariusz westchnął cicho, opierając plecy o tył krzesła. - Gratuluję kolejnej wygranej sprawy. - zwrócił się do schludnie ubranej szatynki i pożegnał ją delikatnym uściskiem dłoni. Nie do końca docierała do mnie ta radosna wiadomość. Dopiero gdy moi towarzysze spojrzeli na mnie ze zdziwieniem zrozumiałam, że na razie ominęłam wszelkie kłopoty.

***

- Moje zadanie w tym miejscu się kończy. Muszę wracać tam skąd przybyłam. - zaczęła dziewczyna. Następnie wykonała kilka ruchów w stronę Krafta. Zarzuciła mu ręce na szyję. - Miło Cię było znów zobaczyć. Musimy się jeszcze spotkać. - oznajmiła na tyle głośno, iż wydźwięk tych słów odbił się echem w mojej głowie. Mimowolnie ściągnęłam brwi i skrzyżowałam ręce na piersiach.

,,Czy ty właśnie..? Jesteś zazdrosna..?''
Nie, a poza tym nic Ci do tego. Umiesz tylko zepsuć humor.
,,Mów co chcesz, ja i tak wiem swoje.''
To po co zadajesz głupie pytania?
,,Żeby zmusić Cię do racjonalnego myślenia. Zapomnij o jakichkolwiek uczuciach.'' Wiesz dobrze, że nie mam na takowe emocje ochoty.
,,Umiesz się bronić ale tylko do czasu...''

Powróciłam na ziemię i dopiero wtedy spostrzegłam, że szatynka opuściła już nasze trzyosobowe grono. Zamrugałam kilkakrotnie, jakby chcąc utrwalić widok jego twarzy w nienagannym stanie, ale on nagle zmienił jej wyraz na bardziej poważny i surowy. Zacisnęłam obydwa rzędy białych zębów i wiedziałam, że nadszedł już moment poważnej rozmowy.

- Mam świadomość jak bardzo Cię zawiodłam swoją postawą. Nie chcę, abyś znowu przyjmował mnie pod swój dach. Nie wymagam, żeby wszystko było jak dawniej. Stefan.. Ja, potrzebuję Twojego wsparcia. - spuściłam zmieszany wzrok na palce, którymi odruchowo zaczęłam poruszać, co chwilę zaciskając je i rozluźniając. - Nie bierz ze mnie przykładu. Proszę nie zostawiaj mnie teraz. Jestem tu tylko dzięki Twojej pomocy. Gdybyś nie sprowadził Alessandry.. - urwałam i odważyłam się unieść spojrzenie przepełnione żalem na jego ciemne tęczówki. Coś zaległo mi w gardle, uniemożliwiając dalszy monolog. Przełknęłam ślinę. Moje powieki opadły w dół. Wtedy ponownie stało się coś, co definitywnie nie było do przewidzenia. Poczułam jak oplatają mnie jego ciepłe ramiona skryte za szarym płaszczem. Z wrażenia otworzyłam oczy. Nie miałam zamiaru protestować. Ułożyłam swoje dłonie na jego łopatkach.

- Wybaczam Ci. - wyszeptał, a na czubku mojej głowy zostawił lekko wilgotny ślad, który był pozostałością po złożeniu w tym miejscu przez niego przelotnego pocałunku. - Oboje potrzebujemy wzajemnej pomocy po stracie Michiego.. - dodał nieco zdławionym tonem. Pokiwałam tylko głową i zatopiłam twarz w ciemnym materiale.

Do dziś nie jestem pewna czy nie był to jeden z najważniejszych dni w moim życiu, ale wiem, że to stało się dzięki głębokiej wierze. Gdybym ją porzuciła, już dawno wylądowałabym na bruku, albo co gorsza w rodzinnym mieście. Moje serce zabiło szybciej, a w myślach złożyłam pokorne dziękczynienie Bogu. Wiara na prawdę czyni niezwykłe cuda..

*******************
Jest i 22!
To opóźnienie nie jest spowodowane brakiem weny czy też chęci. 
Przyczyną tego jest szkoła i nauka. 
Mam nadzieję, że wybaczycie mi lekki poślizg. 
Zachęcam do wydania opinii w komentarzu.
Pozdrawiam ♥ 
P.S Dziękuje za 13000 wyświetleń <3