Strony

sobota, 26 grudnia 2015

Cud czternasty :)

-Teraz już przesadziliście. Malak popadasz ze skrajności w skrajność. Z deszczu pod rynnę, gratuluje. - skwitował blondyn rzucając we mnie pudełkiem po pizzy. Jego policzki tak śmiesznie drgały kiedy się denerwował. Stał przed nami nie wiedząc czy ma dalej nas karcić za nieodpowiedzialność i głupotę czy może już wziąć się za sprzątanie. -To, że wróciliśmy dzień później niż mieliśmy to w planach wcale nie oznacza, że Nasz dom ma zamieniać się ot tak w stajnie Augiasza. - dodał, a jego wzrok mówił sam za siebie. Właśnie wszedł w fazę zabójczego, nadopiekuńczego kuzyna.

-Wybacz, mogę nadal leżeć i zalewać się łzami. Nie wiedziałam, że ta wersja bardziej trafiła w Twoje gusta. Prędzej czy później wymyślą coś za co zostanę ukarana i nie pozostanie mi nic z beztroski oraz młodości. Widzę, że faktycznie chcesz mojego ,,dobra''. - skomentowałam leniwie podnosząc się z kanapy. - Nie bój się Twój najwierniejszy przyjaciel odwodził mnie od wypicia trzech butelek wina. Brawo nawet w biednym Stefanie zaszczepiłeś Swoją sztywność i czepialstwo. - zgniotłam w dłoniach kartonowe opakowanie po czym wyrzuciłam je do śmieci.

-To znaczy, że istnieje tylko na maksa wyluzowana lub depresyjna odmiana Twojego zachowania? - zacisnął zęby i ledwo co wyraźnie wypowiadał poszczególne słowa. Obróciłam się w jego stronę i założyłam ręce na piersi.

-Od dziecka uczono mnie myślenia czarno-białego. Wpajano mi pojęcie perfekcjonizmu. Albo dajesz z siebie 100 % albo jesteś zerem. Nie zmienię tego założenia choćbym bardzo chciała. Zbyt wryło mi się to w mózg, więc tak, jestem imprezowiczką lub wrakiem człowieka. - odrzekłam pewnie.

-W tym momencie nie obchodzi mnie na jakich obrotach i w jaki sposób pracuje Twój narząd myślenia. Na własne oczy widzę, że skutecznie pozbyłaś się Swego rozsądku. W dupie mam teraz Twoje żałosne tłumaczenia. Bierz się do sprzątania albo fora ze dwora!. - wrzasnął. Wtedy właśnie zrozumiałam, że już wcale nie chodzi o bałagan, iż znów coś męczy mego kuzyna. Musiałam odpuścić dalszą dyskusję bo totalnie bym go załamała.

-Michi jesteś zmęczony. Nie przejmuj się wysprzątamy tak jak jeszcze nigdy. Przepraszamy. Więcej nie zastaniesz tu nawet kurzu. Słowo harcerza. - odezwał się Kraft podchodząc do przyjaciela i delikatnie klepiąc po ramieniu. Obserwowałam jak z blondyna uchodzą wszelkie negatywne emocje i niemal w żółwim tempie udaje się do własnej sypialni. Byłam pełna podziwu dla spostrzegawczości szatyna.

-Wiesz może co go dręczy? - spytałam kładąc butelkę po winie do worka ze szkłem. Delikatnie ułożyłam opróżnione naczynia w zlewie, a mój towarzysz nadal milczał. Po wyczyszczeniu ostatniego kieliszka nerwowo odwróciłam głowę. -Stefan? - zastałam go w pozycji przyjętej w celu wyczyszczenia stołu. Domyślałam się, że usłyszał pytanie, ale odpowiedź na nie sprawiała mu odrobinę więcej kłopotu. Nie dostrzegałam jego twarzy, więc nie miałam pojęcia czy rzeczywiście zna prawdę.

-Na serio się nie domyślasz? - przycisnął mocniej ścierkę do jasnego blatu i uniósł się na własnych ramionach. Obrzucił niechętnym wzrokiem kolejny fragment zagraconego pomieszczenia i usadowił się na drewnianym krześle. Mój mózg stale wymyślał nowe idee jednak najbardziej prawdopodobne to.. ? -Myślisz, że Michael z ogromnym uśmiechem rozstał się z Sandrą na rzecz jej dziecka ze Schlierenzauerem? To nie jest takie proste, bo sam Gregor jak już Ci mówiłem przechodzi trudne chwile i wszystko stało się strasznie pogmatwane.

-Nie sądzę, żeby Schlieriemu chciało bawić się w tatusia. - powiedziałam wzruszając ramionami. -Współczuję Michaelowi, ale co my możemy zrobić w takiej sytuacji? Zarówno jeden jaki drugi musi się pogodzić z obrotem spraw, bo lepiej już nie będzie. Może zmienić się tylko na gorsze. - westchnęłam wyczekując jego reakcji na moje słowa.

- Czy mu się chce czy też nie powinien ponieść odpowiedzialność za Swoje wcześniejsze czyny. Ale znając bliżej tego głupka mogę spokojnie stwierdzić, że wykręci się z tego całego tacierzyństwa w taki sposób, iż jego reputacja nawet nie ucierpi. Trzeba mu to przyznać jest sprytną świnią. - na jego twarzy pojawił się grymas.

-Może on tylko chce być tak postrzegany? Tworzy wokół siebie otoczkę aroganckiego chama z przerośniętymi ambicjami. Nie chce, aby ktokolwiek się przez nią przebił i poznał jaki tak na prawdę jest. Z tego co mi opowiadałeś każdy z Jego najbliższych mówił o Nim jako o imbecylu bez zahamowań, każdy oprócz Thomasa Morgensterna. W tym tkwi sedno sprawy. Tylko on zdołał złamać ograniczonego emocjonalnie Grega. Właściwie, co takiego się stało, że nie utrzymują już tak dobrego kontaktu? Nie wierzę, że jedynym powodem jest zakończenie kariery przez Morgiego. - wydusiłam wszystkie przemyślenia, które od jakiegoś czasu błąkały się po mojej głowie, nie znajdując wcześniej żadnej drogi wydostania się na powierzchnie.

-Wow zamurowało mnie... Szczerze mówiąc nigdy nie patrzyłem w taki sposób na Gregora. Właściwie możesz mieć racje. Był zupełnie inny gdy Thomas jeszcze skakał. W pewnych momentach gdy mu odbijało Morgenstern brał go na bok i przemawiał mu do rozumu. Nieraz mu się nie udawało, ale były to nieliczne przypadki. Zerwali kontakt podobno dlatego, że wcześniej mówili sobie o wszystkim, a Schlieri dowiedział się dopiero z prasy o końcu kariery jego najlepszego przyjaciela. Wtedy długo nie mógł do siebie dojść i stał się taki nieznośny.. -zakończył opierając podbródek na własnych dłoniach.

-To wszystko jest tak skomplikowane. Na waszym miejscu już dawno siadłaby mi psychika. Macie cholernie trudno w życiu. Nigdy nie skoczyłabym na tych dwóch deskach. Prędzej umarłabym ze strachy niż odbiła się od tej całej belki. To jest na prawdę niemożliwe. Po tylu dniach ja nadal nie wierzę, że wy potraficie latać. - postanowiłam zmienić temat, bo poprzedni ciążył nie tylko mi.

-W porównaniu do tego co ty przechodziłaś na co dzień.. Nasza historia to bułka z masłem. - przeszedł przez jadalnie i oparł się o blat jednej z szafek kuchennych. -Póki tu jesteś nie pozwolimy Cię skrzywdzić pamiętaj. - zapewnił z wyraźnym zdecydowaniem wypisanym w oczach. Uśmiechnęłam się delikatnie wiedząc jakie wpływy mają moi rodzice. Takich jak ta banda skoczków zamietliby raz dwa pod dywan w taki sposób, że cały świat sportu nawet by nie drgnął. Przełknęłam ślinę.

-Za to właśnie jestem Wam wdzięczna. Cieszę się, że mogę tu być z Wami, mam w Was wsparcie i mogę liczyć na Waszą pomoc. Nieistotne czy próbuję na siłę być beztroską Malak czy też umieram ze smutku wy nie odchodzicie. Jesteście tu i widzę, że nie macie najmniejszego zamiaru odpuścić. To bardzo dużo dla mnie znaczy i daję mi siłę żeby normalnie funkcjonować. - posłałam mu ciepły uśmiech, który odwzajemnił.

-Dużo zmieniłaś w Naszym życiu. - dodał przyjaznym tonem. -Oczywiście na gorsze. -zaśmiał się cicho, a za to zdanie otrzymał kuksańca w bok. Nie powiem nieźle się dogadywaliśmy. Zgrani przyjaciele. ,,Co innego myślisz, co innego mówisz.'' A już miałam nadzieję, że to będzie szczęśliwy dzień. Niestety musiałaś się pojawić. ,,Taka moja rola - psucie Twego humoru.'' Właśnie dlatego masz u mnie nie za dobrą opinię...

Wtedy do Naszych uszu dobiegł dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie lekko zdziwieni. Nie byliśmy przyzwyczajeni do tego, że ktoś dopomina się o wpuszczenie go do środka. Zazwyczaj wchodziło się tu bez ówczesnego powiadamiania i wychodziło tak samo. Stefan ruszył w stronę korytarza i uchylił drzwi wejściowe. Byłam zbyt daleko, aby usłyszeć kim jest tajemniczy gość, lecz po chwili ujrzałam go na oczy. We własnej osobie - Sandra Stiegler. Na twarzy szatyna jawiło się zakłopotanie.

-Cześć - zwróciła się do mnie. Nie było to chamskie przywitanie, wręcz przeciwnie, wydawała się być przyjaźnie nastawiona. Lekko zaokrąglony brzuszek uwydatniał jej niebieski sweterek. -Miło Cię widzieć. - po tych słowach już kompletnie mnie zamurowało.. Boże gdzie podziała się ta wredna blondi?! ,,Ulotniła się wraz ze zmianą koloru włosów.'' Faktycznie nie wspomniałam, że stała przede mną szatynka, nie jasnowłosa.

-Hej, Ciebie też. Jak się czujesz? - spytałam z grzeczności.. Może wtedy miała gorszy dzień i dlatego była niezbyt sympatyczna? ,,Tak pewnie, a Gregor tak po prostu ma o niej wyrobione złe zdanie. Twoja inteligencja, a raczej jej brak mnie powala...'' Może się zmieniła? ,,Nie pamiętasz Swej teorii, że ludzie nigdy się nie zmieniają tylko zakładają nowe maski?'' Więc założyła nową maskę.. Pasuje? ,,Tak. Nie daruję Ci tego, że odmieniłaś mnie w czepialską jędze.'' Nie ma za co skarbie. ,,Policzymy się w przyszłości..''

-Całkiem okej jak na 100 kilogramowego wieloryba. - mrugnęła i subtelnie się uśmiechnęła. Spojrzała znacząco na Stefana, a ten zniknął nam z pola widzenia, udając się na górę. -Dawno się nie widziałyśmy... Może ty wiesz gdzie obecnie jest Greg..? Bardzo się martwię. - westchnęła.
-Przykro mi, chciałabym to wiedzieć, niestety nie jest mi to dane. - odparłam zgodnie z prawdą. - Nie powinnam się rządzić, ale co tam.. Napijesz się herbaty? - zapytałam przechodząc bliżej kuchenki. Pokiwała twierdząco głową. Wzięłam do ręki czajnik i nalałam sporą ilość wody. Postawiłam go na gazie i usiadłam przy stoliku. -Jak Gregor zareagował na wieści o tym, że zostanie ojcem? - zainteresowałam się chyba tym czym nie wypada, ale trudno, mleko się już rozlało. Zerknęła w stronę schodów i zajęła miejsce naprzeciwko mnie.

-Wydawało mi się, że całkiem neutralnie. Nie był zły, tak jakby ktoś go już wcześniej na to przygotował. Może sam się domyślał? Wszystko było w normie, odwiedzał mnie co drugi dzień, a przedwczoraj tak po prostu wyjechał. Nie wiadomo dokąd i po co. Słyszałam, że ma spore problemy z własnym organizmem. Jeśli mam być z Tobą szczera, chciałabym aby skończył skakać.. - wypaliła delikatnie spuszczając wzrok. ,,A więc tu jest pies pogrzebany.. Schlierenzauera wnerwiała jej postawa odnośnie Jego pasji..'' To martwy punkt. Takiego konfliktu zazwyczaj już się nie da rozwiązać.

-Czemu nie zaakceptowałaś jego zawodu? - uniosłam brew zadając pytanie na które odpowiedź była tak klarowna i jasna jak słońce świecące za oknem. Miałam ochotę popukać się po czole. Czasami wydawało mi się, że to właśnie ja jestem całkiem głupią, niedomyślną istotą.

-Cholernie się o Niego bałam. Gdy widziałam jego sukcesy bardzo się cieszyłam, ale przed każdym kolejnym konkursem żołądek zawiązywał mi się w supeł, a serce podchodziło do gardła. Kiedy już wylądował bezpiecznie czułam jak strach ze mnie uchodzi. Pamiętam wyraźnie każdy jego upadek i to oczekiwanie w napięciu na to czy się podniesie. To było najtrudniejsze. - pod koniec wywodu wypowiadała każde słowo z większymi przerwami. Jej oczy zaszły łzami. Chciałam coś powiedzieć, ale czajnik rozgwizdał się do tego stopnia, że nawet własnych myśli nie słyszałam. Przekręciłam kurek i zalałam dwie esencje.

Postawiłam jeden kubek przed kobietą. Wtedy też usłyszałam szmery dochodzące od strony schodów. Wychyliłam głowę z pomieszczenia i ujrzałam Michaela, a za Nim idącego Stefana. Hayboeck miał minę jakby właśnie szedł na ścięcie, Kraft jakby był katem przyjaciela. Ich powaga odrobinę mnie zaniepokoiła. Szybko skojarzyłam fakty i pojęłam, że Sandra przyszła porozmawiać ze Swoim ,,byłym''.

Jej zwierzenia zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Ona na prawdę kochała Gregora.. Tylko czy po paru latach narzekań działało to również w drugą stronę? Może iskra miłości po owym czasie wygasła tak szybko jak zapłonęła? Obserwowałam wszystko myślami będąc na prawdę daleko. Szatynka zniknęła wraz z blondynem za drzwiami pokoju gościnnego. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Krzyków lub kulturalnej rozmowy dwóch dorosłych ludzi. Jedyne co mogłam uczynić to wziąć herbatę i zasiąść na kanapie. Dołączył do mnie Stefan.

-Sandra nie chcę, aby to Schlieri wychowywał ich dziecko. Ona.. Ma zamiar przekonać Michiego, żeby do siebie wrócili. - oznajmił wyczekując mojej reakcji.

-Może tak będzie dla wszystkich lepiej? Jak już Ci wcześniej mówiłam, nie wydaje mi się, żeby Schlierenzauerowi uśmiechało się bawić w tatusia, a z Twoich słów wynikało, że Michael pragnął zostać ojcem. - przełknęłam ślinę. Nie miałam pojęcia czy moje spostrzeżenia były trafne, ale spotkały się tylko z milczeniem chłopaka.

Pomimo wcześniejszych ekscesów modliłam się, aby Pannie Stiegler wszystko się poukładało i żeby każdy z nich wyszedł z całej sytuacji usatysfakcjonowany. Wierzyłam, że Gregor niebawem wróci, a przecież wiara czyni cuda.







***************************
Witam Was kochani ♥
Święta się już kończą :/ 
Chciałam Wam podziękować za piękny prezent :)
Jestem wdzięczna za ponad 5000 wyświetleń.
Sama nie mogłam uwierzyć, że jest ich aż tyle. 
Odświeżałam bodajże 10 razy stronę główną bloggera i powiem Wam że się wzruszyłam. 
Gdyby nie to, że daliście mi taką motywacje nie byłoby ani tego, ani poprzedniego rozdziału. 
Także na prawdę dziękuje wszystkim razem i każdemu z osobna. 
Gdy widziałam przybywającą ilość pozytywnych komentarzy buźka mi się cieszyła. 
Nie wiem co jeszcze mam powiedzieć ♥ 
DZIĘKUJE! 
Pozdrawiam :*

5 komentarzy:

  1. Witam!
    Sandra i jej dobroduszność. Czy ja wierzę w takie usposobienie blondynki? Sama nie wiem. Być może ostatnie komplikacje w jej życiu sprawiły, że stała się bardziej wrażliwa? Szkoda mi tylko chłopaków. Michi chodzi zawiedziony a Gregor uciekł, chcąc obyć się bez odpowiedzialności. No cóż, zobaczymy co z tego wyniknie :)
    Widać, że Stefan i Malak są coraz bliżej siebie. Chłopak okazuje się naprawdę dobrym przyjacielem i bardzo mi się to podoba. Może zakwita między nimi coś więcej?
    Pozdrawiam i buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem
    Jeju nie znałam jeszcze takiej twarzy Michiego. Ale no jego problemy w tej chwili wszystko wyjaśniają. Biedny :(
    A Gregora nadal nie ma.
    Sandra taka miła? Hoho"magia świąt działa" :D
    Za to kiedy tu Michi ma problemy tak Stefan i Malak są coraz bliżej siebie. Kto wie co sie wydarzy :)
    Czekam na następny!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Michi --- biedny ;<<<<<
    jak tak można sisss ???
    no ale Malak i Stefan ho ho ho <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem :) Nadrobiłam chyba z 5 rozdziałów. Ale wszystko się poplątało. Mam nadzieje, że wszystko się dobrze ułoży :) Pozdrawiam:D

    OdpowiedzUsuń