Strony

piątek, 15 stycznia 2016

Cud osiemnasty :)

Pik... Odzyskałam świadomość. Nie mogłam poruszyć nawet powieką. Leżałam nieruchomo. Pewnie z perspektywy innego człowieka wyglądałam jakbym spała albo co gorsza już nie żyła. Faktycznie właśnie tak się czułam. Jakby ktoś wyssał ze mnie wszystkie siły, a na dodatek przejechał po mnie czołgiem. Nic nie pamiętałam. Gdy próbowałam sięgnąć po jakiekolwiek wspomnienie do mego umysłu, przed oczami stawał mi rozmazany obraz.

Pik... Niech ktoś wyłączy ten cholerny budzik. Chwila, budzik? Przecież nie mam takiego dzwonka w telefonie, Gregor również nie. Więc co to za dźwięk? Nagle do moich uszu dochodzi coś jeszcze.. Jakiś szmer. Przesuwanie krzeseł. Pik...

-To już tydzień. Martwię się. - stwierdził jakiś mężczyzna o znajomym głosie. - A co jeśli..? - urwał zawieszając się. Nie skończył. Ponownie nastała głucha cisza. Oprócz rzecz jasna tego durnego odgłosu pikania. Nie miałam zielonego pojęcia o bożym świecie. Nie wiedziałam co dzieje się w rzeczywistości i co doprowadziło mnie do takiego stanu. Zupełna pustka.

,,Boże, proszę daj mi jeszcze jedną szansę. Nie popełnię już tych samych błędów. Nie chcę umierać. Błagam, pomóż mi. Jesteś moją ostatnią nadzieją. Zawsze wierzyłam. Zawsze od 11 lat. Wcześniej nie byłam świadoma. Nikt mi o Tobie nie mówił. Sam wiesz najlepiej, że nie jestem idealna. Czasami zapominam o dobrych uczynkach, ale staram się być jak najuczciwszym człowiekiem. Wszakże przekładanie własnych przyjemności nad innych ludzi, nigdy w pełni nie zapewni mi idyllicznego podejścia do życia. Bo radość dajesz mi tylko ty Ojcze. ''

Poczułam nagły przypływ siły. Nie na tyle, aby się podnieść i przenieść góry znajdujące się za oknem, ale przynajmniej mogłam unieść powieki. Ponownie okazać wyblakłe, czekoladowe tęczówki. Znów zamrugać z gracja, poruszając osłoną czarnych, gęstych rzęs. Uczyniłam to. Jednak już po chwili ratując się przed zbyt dużą ilością świata zmrużyłam oczy. Jak przez mgłę ujrzałam siedzącego ze spuszczoną głową szatyna, a po drugiej stronie równie zafrasowanego Krafta. Czekałam, aż któryś z nich mnie zauważy. Nie byłam gotowa się odezwać. Gregor uniósł powoli podbródek na wysokość twarzy Stefana. Przeniósł apatyczny wzrok na mnie. Wtedy zobaczyłam jego ogromne zdziwienie zmieszane z radością.

-Malak! Malak! Obudziłaś się! Malak! - zawołał z wyraźnie wyczuwalnym podekscytowaniem. Zachowywał się jak mały chłopiec i zapewne gdybym była w stanie wybuchnęłabym głosnym, melodyjnym śmiechem. -Nawet nie wiesz jak się bałem. - dodał ponownie siadając na plastikowym krześle. Drugi mężczyzna wpatrywał się w osłupieniu we własne ręce i po chwili zniknął za drzwiami małego pomieszczenia. Zdziwiło mnie jego zachowanie.. Ponownie zacisnęłam powieki.

Ale chwila.. Gdzie ja jestem?! To nie jest hotelowy pokój! Nie.. Nie.. Nie to nie możliwe.. Nie.. Nie mów nawet..
,,Że to szpital? Brawo, masz plusa za spostrzegawczość.''
Co ty tu robisz?
,,Wróciłam, nie cieszysz się?''
Niezmiernie.
,,Wyczuwam ironię.''
Ależ skąd. Może ty mi powiesz co się stało?
,,Wiem tyle samo co ty. Tyle lat się ze mną kontaktujesz, a nadal nie pojmujesz, że ja to ty, a ty to ja.''
Zagmatwane to wszystko.
,,Idealnie pasuje do ciebie.''
Przesadzasz.
,,Nie wydaje mi się. Kto normalny wchodzi w związek po tak krótkim okresie znajomości?''
Znowu zaczynasz.
,,Spójrz prawdzie w oczy, jesteś nieodpowiedzialna.''
Mhm. Coś jeszcze?
,,Nic się nie nauczyłaś? Serio nadal go kochasz po tym co zrobił?''
To tylko głupie wyzwanie.
,,Gdyby nie chciał to by go nie przyjął.''
...
,,Czemu milczysz? Zakuło w serduszko? Może potrzeba Ci takiego bolesnego bodźca. Inaczej sama się zniszczysz.''
Mam dość.
,,Samej siebie?''
A jednak, jestem nienormalna.
,,Powiedz mi coś czego nie wiem.''

Drzwi do sali uchyliły się. Pojawił się w nich starszy pan, z okularami w grubych, złotych oprawkach na nosie. niewielkie zmarszczki okalały jego małe, nieco skośne oczy. Odsłonił część swojego białego uzębienia w szczerym uśmiechu. Patrzył na mnie jakbym była nowo narodzonym dzieckiem, na sali porodowej.

-Witamy wśród żywych. - pomachał do mnie jedną ze swych rąk. Miał ciemną karnację i bardziej przypominał mężczyznę pochodzącego z Turcji, niż rodowitego Niemca. -Miała Pani wypadek. - nieco spoważniał, widząc moją zdziwioną minę. - Wszystko skończyło się całkiem dobrze. Doznała  Pani wstrząsu mózgu, ale pamiętajmy, że zawsze mogło być gorzej. - zakończył pocieszająco. Ja starałam się przetworzyć wszystkie informacje jakie mi przekazał. Przychodziło mi to z trudem, gdyż moja głowa stale pulsowała. Wewnątrz zaś czułam, jakby ktoś miał ją od środka rozsadzić młotem pneumatycznym . -Poleży tu pani jeszcze kilka dni. Jeśli będzie się poprawiać wypis jest prawie pewnym zakończeniem naszej przygody. - nacisnął klamkę i z przyklejonym do buzi uśmiechem wyszedł.

Całkiem interesujący człowiek. 
,,Dziwny.''
Jeśli będziesz tak wszystkich postrzegała to stanę się przez ciebie aspołeczną introwertyczką.
,,Tak by było lepiej dla wszystkich.''
Dzięki za słowa otuchy w tych trudnych chwilach.
,,Tobie należy się tylko porządny kop w dupę.''
To i tak dobrze, ty jako moje sumienie, nawet na to nie zasługujesz.
,,Jestem bardziej rozsądkiem.''
Gdzie więc byłaś, gdy wplątywałam się w związek z Gregorem? Szach Mat.
,,Jednak masz rację, sumienie to dobre określenie, teraz będę Cię zadręczać własnymi wyrzutami. Zobaczymy czy nadal będziesz taka wygadana.''
Skończ. I lepiej mi powiedz czemu tu tak cicho?
,,Może myśli, że zemdlałaś?''
Z otwartymi oczami. Ty nawet na tą rolę, jaką pełnisz jesteś za głupia.
,,Przypominam - ja to ty, a ty to ja.''

-Nawet nie wiesz co czułem, kiedy leżałaś, bez żadnego znaku życia. Myślałem, że zaraz sam zejdę z tego świata. Uświadomiłem sobie ile dla mnie znaczysz.. Bez ciebie nie jestem nic wart. To może bardzo poważne deklarację jak na tak krótki związek. Ale.. Kocham Cię. Podobno widziałaś, co zaszło między mną a Sandrą. To nie miało najmniejszego sensu, wiem.. Ona już się nie liczy.. Teraz moją nadzieją na lepszy start jesteś ty. Zresetowałem dawnego siebie. Zaczynam od nowa.. Z Tobą. - przez cały ten monolog trzymał moją dłoń w delikatnym uścisku, a gdy wypowiedział ostatnie słowo musnął jej zewnętrzną część własnymi, ciepłymi wargami. Chciałam coś powiedzieć, być twardą. Ale gdy zobaczyłam jego oczy, przepełnione bólem.. Coś we mnie pękło. Mur, który budowałam w wyobraźni. Próby zakończenia tego wszystkiego widywane tak często podczas całej śpiączki.. Wszystko legło. Pozostał tylko kurz wątpliwości, który otaczał mnie w każdej chwili gdy odrywałam wzrok od jego twarzy spowitej grymasem. Siedzieliśmy w milczeniu przez dłuższą chwilę.

- Gregor.. - wydusiłam ostatkiem sił. Nie mogłam pobudzić do normalnego funkcjonowania własnych strun głosowych. -Ja też.. - próbowałam wykrzesać cokolwiek i przyniosło to skutki, opłakane, ale jednak. -Cię kocham. - zakończyłam zaciskając własne wargi. Na kołnierz, który owinięty był wokół mojej szyi spadło kilka słonych kropel. Nie tylko ból głowy spowodował mój płacz.. Cała jego wypowiedź doszczętnie mnie wzruszyła. Zamrugałam kilkakrotnie, aby strzepnąć pozostałości łez osadzonych na moich rzęsach. -Idź.. odpocznij.. - wyszeptałam zachrypniętym tonem. Pokiwał ze zrozumieniem głową. Uniósł własną posturę do góry. Nachylił się nade mną i złożył pocałunek na czubku mojej głowy.

Wyszedł. Zostawił mnie z własnymi myślami. Co się tak właściwie stało? Miałam wypadek, ale dlaczego nic nie pamiętam? To chwilowa amnezja? A może ma ona trwać już do końca? Wiem dobrze, przez co przechodziłam przez te wszystkie lata, a nie potrafię skojarzyć kilkunastu ułamków sekund, które miały miejsce tego felernego wieczoru. Byłam wtedy zła, zawiedziona, smutna. Siedziałam na ławce. Rozmawiałam z Michaelem. Tak. Wszystko się zgadza. Ale gdzie tu mogło coś pójść nie tak? Przecież Hayboeck nie rzucił we mnie kamieniem. Gdzie jest Michi? Znowu stworzyłam w głowie rzeczywistość, w której widnieją same znaki zapytania, żadnej konkretnej, klarownej odpowiedzi. Kto miał mi jej udzielić, jak nie ja sama?

Przekręciłam się na drugi bok z wielkim trudem. Poczułam przeszywający ból w okolicach kości potylicznej. Noc ogarnęła cała miejscowość. Świetnie.. Nawet nie wiem gdzie jestem. Czemu dali mi tylko ochłapy wiadomości, które nic mi nie mówią? Powinni jasno oświadczyć co zaszło 7 dni temu w Klingenthal. Ale czy buntowanie się coś da? Może warto cierpliwie poczekać na jakąś treściwą informację.

Było późno. Zbyt późno na odwiedziny.. A jednak ktoś odważył się uchylić białe, ciężkie drzwi. Sala była spowita w ciemności. Nie mogłam od razu dostrzec twarzy owego gościa, który skradał się do mnie, niczym niechciany złodziej. Ale tu byłam teoretycznie bezpieczna. Szpital to miejsce, które z reguły uważamy za ostoję spokoju i ostrożności. Nie wpuściliby o tej porze żadnego terrorysty. Co ja mówię?! A o której by wpuścili?!.. Z każdą sekundą życia uświadamiam sobie, że racjonalne myślenie opuszcza mnie wraz z energią do funkcjonowania.

-Śpisz? - usłyszałam cichy szept. Stanął w łunie światła księżycowego niemrawo wpadającego do pomieszczenia, przez okno. Moje źródło informacji. We własnej osobie - Stefan Kraft, który kilka godzin temu opuścił spowite bielą cztery ściany i przyprowadził podstarzałego lekarza. Beznamiętnie pokręciłam głową. Ten ruch wystarczył, aby zajął miejsce tuż przy moim łóżku. Spojrzał na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem, jakby analizując moje myśli. Ten zabieg w pełni mu się udał. - Pewnie chcesz poznać szczegóły? - zapytał unosząc prawą dłoń do gór. Po chwili spoczęła ona na jego karku i poruszyła się nieznacznie w celu podrapania fragmentu ciała bruneta. Potwierdziłam jego wątpliwość apatycznym kiwnięciem. -Sam chciałbym je poznać. - dopowiedział cicho. Ujrzałam na jego twarzy zmieszanie, zakłopotanie. Uporczywie wpatrywałam się w niego jak w obrazek, nie ulegając jego marnemu aktorstwu.

-Wyszłaś do toalety. Po 10 minutach zorientowaliśmy się, że długo nie wracasz. Ktoś rzucił hasło, że może poszłaś się przewietrzyć. Schlieri od razu się spiął i nie słuchając naszych tłumaczeń zaczął szukać swojej puchowej kurtki. Narzucił ją na ramiona, a ja udałem się w ślad za Nim. Obeszliśmy dookoła cały budynek. Nic. Nie znaleźliśmy Cię. Gdy mijały kolejne minuty coraz bardziej się martwiliśmy. Pomimo wielu procentów w krwi domyślaliśmy się, że to nie są dobre znaki od losu. Dołączył do Nas Johann i Wank. Jeden z nich zaproponował przeszukanie parku. Posłusznie obraliśmy tamten kierunek. Znowu głucha cisza. Kolejne 5 minut w plecy. Nerwowość osiągnęła apogeum. Rozdzieliliśmy się, gdy po raz 15 nie odebrałaś telefonu. Skierowałem się na północ i wtedy usłyszeliśmy pisk opon dochodzący od strony drogi szybkiego ruchu... Jak zobaczyłem Ciebie.. taką bladą.. Ja.. - zawiesił głos. W jego oczach zalśniły łzy. Ścisnęłam jego dłoń, którą jakimś cudem dosięgnęłam.

-Jest.. już.. dobrze.. - wyszeptałam z trudem. On energicznie zaprzeczył ruchem głowy. Nagle zniknął zawsze wesoły Stefan. Jego ciałem zawładnął przeraźliwy szloch. Trząsł się jakby było mu zimno. Ponowiłam uścisk jego kończyny. Nic to nie dało. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Przecież żyłam, leżałam koło niego... A co jeśli nie chodziło o mnie? -Stefan.. - wychrypiałam, starając się przeanalizować wszystko co mi opowiedział i dotrzeć do sedna problemu. -Jestem.. przy... Tobie... - dodałam ostatkiem sił.

-Ale jego może już nie być... - pisnął. Kogo? Mów Kraft, mów... ! -On walczy o życie.. Lekarze nie dają mu szans.. - uniósł twarz i spojrzał na mnie zaczerwienionymi oczami. Rozwarłam wargi, bo po raz pierwszy widziałam, tak ogromną bezsilność. Nigdy wcześniej nie był przy mnie, aż tak otwarty emocjonalnie. Swoim zachowaniem, wręcz błagał mnie o pomoc. Ale co miałam zrobić, gdy nie znałam źródła rozpaczy. -On Cię uratował.. Michael Cię uratował. - spuścił głowę bezwiednie. Po tych słowach poczułam, że tracę przysłowiowy ,,grunt pod nogami.'' Ale.. Jak? Nic nie docierało do mojego ograniczonego umysłu. Leżałam wlepiając nieobecny wzrok w sufit. Nie potrafiłam zebrać własnych rozbieganych myśli. Nie panowałam nad organizmem. Po krótkim czasie sama poczułam słone krople na policzkach. To było jak gwóźdź do trumny, nóż prosto w serce.

Boże... Dlaczego? Dlaczego mu to robisz? Ja zaczęłam wątpić.. Zawsze wmawiałam sobie, że wiara mi pomoże w każdej kryzysowej sytuacji.. Uratuj go... Muszę wierzyć.. Ale... Boże... Udowodnij, że wiara na prawdę czyni cuda..

**********************
Jest i 18 :).
Ostatnio pojawiają się smutne rozdziały.
Taki zaplątał mi się pomysł na pokierowanie tej historii.
Mam wrażenie, że wprowadziłam zbyt dużo przytłaczających scen.
Ale ostateczny osąd pozostawiam Wam.
W pewnym momencie miałam kompletny zastój weny.
Myślałam nawet nad zawieszeniem opowiadania.
Po paru dniach intensywnego myślenia, idea objawiła mi się w śnie i przelałam ją na ,,papier''
Dziękuje za każdy komentarz i wyświetlenie, bo to motywuje dodatkowo.
Ferie zaczęłam trochę wcześniej, z powodu choroby.
Na szczęście wracam do zdrowia.
Zostawiam bloga na 10 dni.
Rozdział pojawi się jak wrócę z Zakopanego, najpóźniej 29 stycznia.
Tym, którzy również zaczynają swój odpoczynek, życzę aby te chwile trwały jak najdłużej. Każdemu należy się krótka przerwa od nauki/pracy.
Trochę się rozpisałam, jak nigdy, ale mam nadzieję, że ujęłam wszystkie istotne informacje.
Pozdrawiam :*

7 komentarzy:

  1. Witaj!
    Rozdział może i jest nieco smutny, ale za to baaardzo dobry. Naprawdę, miałam wrażenie, ze to chyba najlepszy ze wszystkich jakie napisałaś. Bardzo mi się podobał mimo tej smutnej atmosfery, wypadku i problemów. Oczywiście, cała ta sytuacja z Michaelem jest przytłaczająca. Naraził swoje życie, by uratować Malak a teraz sam może z tego nie wyjść. Gorąco wierzę, że nam go nie uśmiercisz i wszystko to powoli się rozwiąże.
    Cieszę się też z tego wyznania Malak i Gregora. Myślała, że po akcji z Sandrą już się między nimi nie ułoży, ale na szczęście dla niego ten pocałunek nic nie znaczył, a Malak potrafiła mu wybaczyć.
    Życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia a potem udanych ferii. Oby Zakopane w wykonaniu naszych chłopaków wypadło świetnie. Również jadę i oczekuję najlepszych wrazeń.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Sissssssss ZABIJE CIE, ZABIJE CIE, ZABIJE CIE I JESZCZE RAZ ZABIJE.
    CO TY MI TU Z MICIM ROBISZ? JAK TO WALCZY O ŻYCIE?
    płacze właśnie czytajac ostatni akapit.
    Całość ogolnie boska ale w Zako tak ci sie za ostatni akapit dostanie, ze nie wiem czy wrocisz do domu;p ;*
    Ogolnie to : pisz dalej, ale moze mniej tragicznie bo tu mozna zawału dostać.
    I tak jest świetne, ale ja tu odbywam pogrzeb ;p
    hahaha
    Weny ;**
    Udanych feriii <3
    i do następnego ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam takie pytanie. Dlaczego Gregor jest chłopakiem Malak skoro w bohaterach jest tylko ona, Stefan i inni panowie? Nie mniej jednak wolę Stefusia od tego nadentego bufona. ;) Biedny Misiek :( mam nadzieję że nic mus się nie stanie. Dziwi mnie też jedno. Z szacunkiem do Malak, bardzo ją lubię, ale dlaczego wogóle nie weźmie się za jakąś robotę. Utrzymuje ją albo Gregor albo Michi. Nie podoba mi się to. A blog uwielbiam. Dwa moje ulubione połączenia Turcja+skoki <3 życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rany...
    Szczerze? Jest mu smutno po przeczytaniu...
    Smutno i tylko tyle umiem powiedzieć...

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny lecz też smutny ��
    Michi nie może umrzeć nie może... Musi wyzdrowieć...
    Czekam na kolejny bardziej weselszy i o zdrowego Michiego ☺
    Buziaki ��

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem!
    Rozdział jest bardzo ciekawy i przede wszystkim niesamowity *-*
    Tyle się teraz dzieje. Malak się wybudziła. Tyle dobrego. Ale jak to Michi walczy o życie!? Nie!
    Czekam na kolejny :/
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże jaki to jest piękny rozdział... Aż się wzruszyłam. :)
    Powiem szczerze, że podziwiam postawę Michaela. I mam nadzieję, że z tego wyjdzie. Bo jeśli nie, to... Malak będzie miała do siebie pretensje do końca życia. :/
    Kto by pomyślał, że takie jedno głupie wyzwanie może wywołać takie pasmo nieszczęść? :o
    Mam nadzieję, że dla Michaela skończy się to takim samym happy endem jak i dla Malak.
    Gregor wyjaśnił wszystko dziewczynie, ale tak naprawdę, ja nadal jestem na niego zła. Zachował się jak dzieciak. Durny dzieciak.
    Czekam na więcej ;*
    Buźka xx

    OdpowiedzUsuń