- Gregor, uspokój się. - dotknęłam Jego ramienia, przerywając pełną nienawiści i wrogości wypowiedź. -Nie jest tego warta, pamiętasz? Tak mi mówiłeś.. Chyba, że coś się zmieniło i jesteś zazdrosny? - uniosłam prawą brew w geście zdziwienia. Spłukałam pianę z kolejnego talerza. -Nie wyglądasz na takiego, któremu Sandra jest zupełnie obojętna. - ,,To był błąd Malak. Złe posunięcie.'' Cisnął ścierką o blat i szybkim krokiem ruszył w stronę salonu. - Schlierenzauer! - krzyknęłam. Nie zatrzymał się. Odłożyłam naczynie do zlewu i truchtem podbiegłam, aby powstrzymać go przed czymś czego później by żałował.
-Puść mnie. Muszę przemówić jej do rozumu. Niech za przeproszeniem nie wtrąca Swojego dużego nosa, z toną makijażu do mojego życia. - prychnął. Mocniej zacisnęłam dłoń na Jego ramieniu. Odwrócił się i popatrzył na mnie, jakbym zabiła mu Matkę i Ojca. Zsunęłam rękę i dotknęłam Nią własnej szyi.
-To ona powinna być zdenerwowana. W końcu uzyskała, ku mojemu zdziwieniu, twierdzącą odpowiedź. - ściszyłam głos. Ukradkiem przeniosłam wzrok na Jego orzechowe oczy. ,,Cholera.. Jeśli każdy ze skoczków jest taki przystojny, to ja nie wiem jak wytrzymam wśród nich kilka dni.''.
-A czy wygląda na wkurzoną? Bezczelnie się śmieje.. Nie wierzy mi. - przełknął ślinę. Wyglądał na zmieszanego. Przynajmniej nie emanował chęcią mordu i rządzą krwi, jak przed momentem.
-To sprawmy, żeby uwierzyła. Nikt więcej nie musi, tylko ona. - uśmiechnęłam się tajemniczo i pociągnęłam go w stronę pomieszczenia, z którego dochodziły donośne chichoty. Z racji tego iż byłam spostrzegawcza, zauważyłam, że na kanapie znajduje się tylko jedno wolne miejsce. ,,Idealnie. Zaczynamy grę.''
-Może Ci zejść? Myśleliśmy, że jeszcze zmywasz. - odparła blondynka, upijając łyk czerwonego, wytrawnego wina. Moje kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej.
-Jestem wdzięczna za Twoją opiekuńczość i troskę, ale sama sobie poradzę. - powiedziałam. Miałam jeszcze dodać, że gdy ona zwolni powierzchnię którą zajmuje, to przy okazji zmieści się tam ktoś jeszcze. Powstrzymałam się tylko ze względu na zapatrzonego w Nią jak w obrazek Michaela. Szturchnęłam delikatnie ramię Schlieriego, w geście, że ma usadowić Swoje 4 litery na skórzanej sofie. Posłusznie wykonał polecenie. Nikt nie przerywał zabawnych opowiastek, jednak widząc moje poczynania, każdy z obecnych wlepił we mnie Swój zdziwiony wzrok. Wygodnie rozsiadłam się na kolanach szatyna i wyczekiwałam dalszych reakcji. -Jestem gdzieś brudna, że się tak patrzycie? - udałam zaskoczenie. - Chyba wolno mi zająć taką pozycję.. Chyba, że jest na to jakiś przepis, bądź zakaz? - zapytałam. Na szczęście Greg nie był taki głupi i jako jedyny nie miał miny niedorozwiniętego 6-latka. Wyszczerzył Swoje białe zęby i położył dłoń na mojej talii. Zupełnie tak jak wtedy gdy dostał po twarzy.. ,,Ach te cudne czasy.'' Tym razem jednak moja pięść nie zamierzała mieć bliskiego spotkania z Jego nosem. - O której wyjeżdżamy? -zmieniłam temat, aby ktokolwiek z nich w końcu zmienił mimikę na normalniejszą.
-Szósta, siódma - odpowiedział spokojnie Michi. Chyba jako jedyny skapnął się w porę, że to tylko teatrzyk dwóch marnych aktorów. ,,Cóż oskara za tą rolę nie dostałam, ale rychło się go spodziewam drodzy organizatorzy tej jakże cudnej gali!'' Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-Michael odwieziesz mnie? - spytała Panna Stiegler. Na siłę chciała zachować w miarę zwyczajny ton. Jednak wyraźnie słychać było nutkę podejrzliwości i konfuzji w jej głosie. To napawało mnie dumą i chęcią do kontynuacji przedstawienia. Udając brak zainteresowania odjazdem blondynki położyłam dłoń na policzku Gregora. Niezamierzenie przeszedl mnie dreszcz i w środku zrobiło mi się tak dziwnie ciepło.. ,,MALAK! Dosyć.'' - Do zobaczenia. - odparła sfrustrowana kobieta, dumnym krokiem opuszczając salon.
Wzajemnie patrzyliśmy się na siebie do chwili w którym drzwi wejściowe z impetem trzasnęły. Nachyliłam się nad uchem szatyna. - Udało się. - byłam zadowolona z efektu końcowego, jednak niezbyt wygodne myśli wciąż zadręczały moją biedną głowę.
-Wybaczcie jestem już zmęczona. Chciałabym odpocząć. Do jutra chłopaki. - pomachałam i ruszyłam do Swojego tymczasowego pokoju. Wspinając się po schodach nie mogłam zaznać spokoju. Stale próbowałam zapomnieć o tym co chodziło po moim umyśle.. Nie dało się!
(...) ,,Rzeczy od Krafta - są. Szczotka do włosów, do zębów - obecne. Śladowe ilości starego tuszu do rzęs dostanego przed dwu laty od Sabiry - spakowane. '' Prawą ręką przeczesałam delikatnie pofalowane pasma. Po raz pierwszy jechałam do Polski. ,,Ciekawe jak tam jest? Czy rzeczywiście fanki mdleją na widok bandy mężczyzn w obcisłych kombinezonach, a fale pisku zalewają uszy sportowców z każdej strony? Jeśli tak to oni na prawdę są biedni..'' Ktoś zapukał niepewnie do drzwi. Pchnęłam je biorąc torebkę minimalnych rozmiarów zapożyczoną od stojącego w progu blondyna. Cóż nie ruszało mnie to, że opierał się o futrynę w samych bokserkach. Gdyby nie był moim kuzynem, to swobodnie wpisałabym go na moją wyimaginowaną listę przystojnych chłopaków, których w ostatnim czasie poznałam całkiem sporo, za parę godzin miałam spotkać ich około 70. Trochę mnie to przerażało. Ale bardziej bałam się tych wszystkich kibiców.. To nie było do końca normalne. Blondyn ziewnął przeciągle.
-Już wstałaś? Chciało Ci się? Dopiero 6.. - jęknął widząc moja wypoczętą i odprężoną twarz. Energicznie pokiwałam głową i po kilku krokach znalazłam się u szczytu metalowych, zimnych schodów. Przejechałam dłonią po lodowatej barierce i zbiegłam na sam dół. Wokół było jasno. Jak na lato przystało.
- Zakładam, że Schlierenzauer nie popiszę się dziś Swym talentem kucharskim? - spytałam dla pewności. Powiedziałam to na tyle głośno, że zapewne usłyszał mnie nie tylko Michi, ale również drugi mieszkający w owym budynku, odrobinę niższy mężczyzna. Moje założenia sprawdziły się i po kilku chwilach błogiej ciszy zza drewnianych wrót znajdujących się zaraz przy wejściu do salonu wyjrzał zdezorientowany Stefan.
- Powariowaliście? - niemalże krzyknął. Widząc moją drobna postać stojącą na środku ogromnego holu podszedł bliżej. - Nieistotne.. - dodał mierząc mnie wzrokiem. Nie miałam pojęcia co jest grane i na jakich skrzypcach? -Powiedz, że to było po prostu przedstawienie.. To by było nienormalne. Ty i ten idiota. Bleh. - wykrzywił się. ,,Czyżby nutka zazdrości, panie Kraft?''. Moje kąciki ust mimowolnie powędrowały do góry. Nie odezwałam się słowem. Chciałam w duchu trochę go jeszcze pomęczyć i chichotać w myślach. -Malak. - otworzył oczy szerzej zaniepokojony.
- Teatrzyk dwóch kukiełek, laleczek na sznurkach. - uśmiechnęłam się. Sprytnie go wyminęłam i ruszyłam w stronę kuchni. Usłyszałam ciche odetchnięcie co wprawiło mnie w jeszcze lepszy nastrój. - Niestety gama mojego menu kończy się na kanapkach. - rozejrzałam się po pomieszczeniu.
-Pomożemy Ci. - zaoferował półnagi Kraft. Pokiwałam przecząco głową, a wzrok skierowałam na czerwonego pomidora i zieloniutkiego ogórka. Wzięłam je do rąk i zabrałam się za dokładne obmycie owych warzyw.
-Idź się lepiej szykuj. Bo mamy niecałą godzinę. - odrzekłam ukradkiem spoglądając na opuszczającego pokój szatyna. Wyciągnęłam ramiona do przodu i rozciągnęłam zmęczone mięśnie. Po chwili obierania skórki odłożyłam pożywienie na bok i sięgnęłam po nóż. Pokroiłam starannie wszystko co miałam przygotowane i rozłożyłam na białym talerzu. Wyciągnęłam zawartość lodówki i umiejscowiłam ją na ciemnym stole. Szczęśliwa z efektu końcowego uświadomiłam dwóch lokatorów o gotowym posiłku
(...) Zanim się spostrzegłam siedziałam wciśnięta między Krafta i Hayboecka w nie za wielkim samolocie. Blondyn niemiłosiernie gramolił się szukając własnych słuchawek, młodszy z nich nie mógł powstrzymać śmiechu machając własnością Michiego przed jego uchem. Gdy ten zauważył owy incydent obrzucił bruneta wściekłym spojrzeniem i wyrwał urządzenie pozwalające na słuchanie muzyki nie narażając innych na utratę bębenków.Nie ukrywałam skrępowania dotyczącego zachowaniem Schlierenzauera. Teraz to on patrzył się na mnie jak glapa w gnat. Zamrugałam oczami oczekując jakiejkolwiek reakcji w postaci odpowiedzi na niezadane pytanie. Aczkolwiek 25-latek nie dostrzegł mej frustracji i wygodnie wyciągnął się w fotelu. Odwróciłam się na prawy bok i przymknęłam powieki. ,,Może jednak jestem troszkę zmęczona?''
(...) -Ona nie czuła nawet jak wynosiliśmy ją z tej latającej maszyny. Każdy głupi by się spostrzegł. - zaśmiał się Poppinger. Dopiero wtedy wyszłam z sennego letargu. Szybka zmiana miejsca wprawiła mnie w osłupienie. Całe wnętrze busa widziałam przechylone, prawdopodobnie dlatego, że komfortowo leżałam na samym jego końcu. Przeszłam do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po twarzach obecnych. ,,To dziwne jak 10 par oczu włącznie z tymi trenera wpatruje się w Ciebie jakbyś zaraz miała się stłuc niczym jajko.''
-O! Nasza śpiąca królewna. Aż niemożliwe. Myśleliśmy, że dopiero piski hotek Cię obudzą. - dodał Michi również cicho chichocząc. - O wilku mowa.. -zakończył smętnie, a pojazd zatrzymał się. - Cholera! Jest ich więcej niż rok temu.. Znowu się zacznie. Lubię Swoich fanów, ale te nastki z pewnością nie należą do normalnych. - odchylił lekko zasłonę i szybko ją puścił.
-No to panowie, powodzenia. - najstarszy mężczyzna sięgnął własny bagaż i szybkim krokiem opuścił samochód.
-Ja idę z Malak. - zawołał wesoło Gregor chwytając moją rękę. Wtedy miny pozostałych zrzedły i ze spuszczonymi głowami poczęli brać własne torby. - Kto idzie z Tobą ten ma więcej luzu. - szepnął widząc znaki zapytania w moim wzroku. -Ale Cię znienawidzą. - gwizdnął na znak współczucia.
Po chwili znaleźliśmy się na zatłoczonym parkingu. Trzymając łokieć Schlieriego gwałtownie zakryłam uszy usłyszawszy pierwszą ,,falę zachwytu. Zaraz potem poczułam na sobie dziesiątki morderczych spojrzeń i szeptów. Wtedy czas się zatrzymał. Spojrzenie Stefana, pełne zawodu zmierzyło mnie od góry do dołu. Z wyrzutem prychnął słysząc kolejne słowa kibiców. Miałam nadzieję, że nie uraziłam go i nie przekreśliłam moim bezmyślnym postępowaniem naszej znajomości. Na prawdę go lubiłam, doceniałam. ,,Cholera, uważaj żeby się nie rozkleić i przede wszystkim nie zakochać. Malak!'' Wierzyłam, że jakoś mi się uda, a przecież wiara czyni cuda..
****************************
Jest 10!
Miała być dużo później, ale wkradłam się na komputer i wena mnie naszła.
Mam nadzieję, że ktoś jeszcze ze mną został.
Czkam na Wasze opinię.
KOMENTUJESZ - MOTYWUJESZ.
Pozdrawiam <3