sobota, 26 września 2015

Cud czwarty :)

Sabira wynajęła pokój w jednym z miejscowych hoteli. Obudziły mnie jasne promienie słońca, padające prosto na moją twarz. Otworzyłam oczy i przez dłuższą chwilę po prostu patrzyłam się w sufit. Coś powodowało, że nie mogłam się ruszyć. Leżałam tak dobre pół godziny.

Podniosłam się i leniwie spojrzałam przez okno. Zatłoczone ulice miasta.. Piękny widok na góry. Brunetka naprawdę się postarała. Mój wzrok padł na jakiś dziwny obiekt naprzeciwko mnie w odległości około kilometra. Cały zielony nie za bardzo szeroki pas.. Porzuciłam rozmyślania na temat tajemniczego miejsca i postanowiłam udać się do Sabiry.

Zapukałam cicho. Po chwili dopiero przemyślałam, że jest w okolicach godziny 6. Zazwyczaj tak wstawałam. Postukałam się po czole. Z zamiarem powrotu do swego pokoju odwróciłam się na pięcie. Gdy tylko to uczyniłam przywitał mnie radosny głos dziewczyny.

-Malak. Wejdź. - powiedziała. Przyjrzałam się jej i nie zauważyłam nawet cienia zmęczenia.. Czyli też była rannym ptaszkiem. Powolnym krokiem weszłam do środka. Zupełnie jakbym bała się własnego cienia.

-Obudziłam Cię? - zapytałam dla formalności aby nie wyszło, że jestem niegrzeczna lub nieuprzejma i bez wahania będę się jej wpychać do pokoju codziennie nad ranem.

-Nie. - uniosła brew do góry i zaciekawiona spojrzała na zegarek. -Normalni ludzie raczej wstają o 8-9. Nie widziałaś ruchu na ulicach? - zaśmiała się cicho.

-Już ósma - nie dowierzałam w słowa towarzyszki, lecz ta tylko pokiwała głową. -Zazwyczaj wstawałam wcześniej - pokiwałam głową z dezaprobatą dla reformy moich zwyczajów.

-Spokojnie mi też na początku ciężko było się przyzwyczaić do zmiany strefy czasowej. Teraz to o wiele łatwiejsze, po tylu wyjazdach.. - na chwilę umilkła. Po kilku minutach na jej twarzy znów zagościł uśmiech. - Co u Cioci ? Czemu nie zostałaś? - spytała troskliwie. Po mojej twarzy przemknął cień.

-Ona.. nie żyje. - odparłam z wielkim trudem wypowiadając owe słowa. Sabira szerzej otworzyła oczy. -Zginęła.. -dodałam szeptem próbując powstrzymać napływające do oczu łzy. -Mam dziś porozmawiać o tym z Jej synem, Michaelem.. - zakończyłam wbijając wzrok w podłogę.

-Jak On się czuje? - zadała pytanie na które nie do końce znałam odpowiedź. Zamieniłam z Nim 2 może 3 zdania. Milczałam. Po chwili uznałam, że zmiana tematu będzie najstosowniejsza.

-Myślisz, że jeszcze śpi? - z zainteresowaniem zapytałam brunetkę. Pokręciła karcąco głową. -Pojadę do Niego - dopowiedziałam a po chwili znajdowałam się już przy drzwiach.

-Jak tylko wrócisz zajrzyj do mnie. - dodała stanowczo po czym pomachała lekko ręką na pożegnanie.

Po wyjściu na korytarz zaczęły mną targać różne emocje. Sama nie wiedziałam czy potrafię tak po prostu zwierzyć się komuś obcemu. Była to moja rodzina, ale jak do tej pory nie miałam miłych w wspomnień z najbliższymi. Wbiłam wzrok w podłogę i poważnie zaczęłam się wahać. Z zamyśleń wyrwała mnie przechodząca obok sprzątaczka. Po spełnieniu jej prośby o przesunięciu się podjęłam odważną decyzję. Przekręciłam klucz w zamku, aby nikt nie odwiedzał mnie pod nieobecność. Zjechałam windą na poziom 0 i pewnym krokiem ruszyłam ku wyjściu. Rozejrzałam się dookoła i przeszłam spacerkiem pod znany mi adres.

Tym razem zadzwoniłam dzwonkiem, którego wcześniej nie zauważyłam. Czekałam dobre 5 minut aż ktoś mi otworzył. Nie byle jaki ktoś - Stefan. Kiedy ujrzał moją drobną postać wykonał gest zapraszający do środka.

-Cześć - przywitał się trochę zakłopotany. Zapewne krępował go brak koszulki na sobie zaśmiałam się pod nosem po czym przeszłam do salonu.

-Jest Michael? - zapytałam rozglądając się po pokoju, po czym skierowałam wzrok na niewiele wyższego ode mnie bruneta. Zaprzeczył ruchem głowy.

-Wyjechał gdzieś wcześnie rano. Zapewne ten idiota coś znowu wymyśli - westchnął. -Schlierenzauer jest mistrzem w wymyślaniu świetnych zabaw. - zacisnął zęby. Popatrzyłam na niego zdezorientowana. Kto? Sch..? -Znaczy, nasz kolega z drużyny..- dodał po chwili widząc moją minę. Chwila.. Drużyny? Oczy zrobiły się jeszcze większe.

-Gracie w piłkę nożną? - wypaliłam bez zastanowienia. Coraz bardziej przyzwyczajałam się do Jego czekoladowych tęczówek. Ukazał zęby w szerokim uśmiechu.

-Zgaduj dalej, Malak. - mrugnął do mnie porozumiewawczo. - Od razu widać, że nie jesteś stąd. Napijesz się czegoś? - spytał idąc w stronę kuchni. Podreptałam za Nim, sama nie wiem czemu. Rozejrzałam się ciekawie po beżowym pokoju z ciemno drewnianą podłogą.

-Wody. - stwierdziłam bez namysłu. Gdy byłam w Turcji nie piłam niczego innego. Uniósł jedną brew do góry po czym odwrócił się na pięcie, wyjął szklankę i nalał do niej przezroczystej cieczy.

-Michi zawsze taki jest. Umawia się z kimś, a później wyjeżdża i ja się zajmuje Jego gośćmi. - podał mi napój do ręki. Upiłam łyk i dopiero po chwili zrozumiałam znaczenie słów które przed chwilą wypowiedział. Odstawiłam kubek.

-Nie chciałam Ci przeszkadzać. Lepiej będzie jak już pójdę. Obróciłam się o 180 stopni. Po chwili poczułam jego dłoń na nadgarstku.

-Nie o to mi chodziło. Czasami najpierw mówię później myślę. - jednym ruchem sprawił że stanęłam na powrót twarzą zwróconą w Jego stronę. Spuściłam głowę a on uwolnił moją rękę z uścisku. -Nie skomplikujesz mi dnia gdy trochę dłużej zaczekasz na Hayboecka. - posłał mi szczery uśmiech po czym wstawił wodę w czajniku.

-Skoro więc mam już na Niego poczekać, może opowiesz mi jaka to drużyna? -zaciekawiłam się rzeczą, która nie dawała mi spokoju.

-Miałaś zgadywać. Ale skoro tak bardzo chcesz to Ci powiem. Jesteśmy skoczkami narciarskimi. - popatrzyłam na Stefana rozbawiona. Byłam święcie przekonana, że sobie ze mnie żartuję. Po jego wyrazie twarzy wywnioskowałam, że mówi poważnie.

-Przepraszam, nie chciałabym Cię wkurzyć, ale mówisz serio? Skaczecie na nartach? - wybałuszyłam oczy i przejechałam palcem po blacie. -Jak? Jak można skakać na dwóch deskach? - starałam się powstrzymać śmiech. -Jeszcze się nie zabiliście? - zdziwiłam się.

-Nigdy nie słyszałaś o tej dyscyplinie? W tureckiej telewizji o tym nie mówią? - spojrzał na mnie zdumiony. Zaprzeczyłam ruchem głowy. Po tym pytaniu zdecydowanie straciłam dobry humor.

-Więc już wiem co będziemy dzisiaj robić.- stwierdził, a czajnik zaczął gwizdać jak oszalały.

-A kto powiedział, że chce coś z Tobą robić? - chciałam się z Nim lekko podrażnić.

-Nikt nie musiał mi tego uświadamiać, sam do tego doszedłem. - puścił mi perskie oko po czym zalał wrzątkiem torebkę z zieloną herbatą.

-Twoja dedukcja jest błędna, Panie Kraft. - wypowiadając Jego nazwisko zbiłam bruneta z pantałyku. Odczytałam je wypisane złotymi literami na skrzynce pocztowej. Jak widać przydało się.

-Jest jak najbardziej prawidłowa. Zobaczysz, że można skoczyć na dwóch deskach. Zanim Michi wróci wszystko dokładnie Ci objaśnię. - poinformował mnie zadowolony.

Przez moją głowę zaczęły przebiegać dziwne myśli. W pewnym momencie stwierdziłam nawet, że cieszę się iż nie zastałam Michaela w domu. Odgoniłam to stwierdzenie tak szybko jak pojawiło się w moim umyśle. Co tak na mnie działało? Czekoladowe oczy, białe jak perły zęby stale odsłaniające się w uśmiechu? To co się działo nie było wywołane wiarą.. A przecież tylko wiara potrafi czynić i tworzyć takie cuda.. Tak??..

***********************
Jest i 4.
Bardzo dobrze i sprawnie pisało mi się ten rozdział.
Możecie ocenić efekty w komentarzu. 
Pozdrawiam :*

niedziela, 20 września 2015

Cud trzeci :)


Zapukałam cicho do drzwi. Nogi lekko się pode mną uginały. Dom był dość dużych rozmiarów, cały biały. Przy każdym oknie wisiały pelargonie umieszczone w doniczkach. Bałam się reakcji cioci na moje nagłe, niezapowiedziane odwiedziny.

-Hmm? - burknął niewysoki brunet o czekoladowych oczach. To pewnie był jej syn o którym tyle się naczytałam... Wyobrażałam go sobie inaczej. W jego wzroku było coś takiego co sprawiało, że patrzyłam się na niego zamiast cokolwiek odpowiedzieć. - Nie mów tylko, że jesteś jakąś opętaną fanką.. Nie zniosę 3 ataku w tym tygodniu.- jęknął chcąc zamknąć się na 4 spusty.

-Sorry, nie oceniaj książki po okładce. - skomentowałam ostro przytrzymując drzwi ręką. - Jestem Malak. Czy Pani.. znaczy czy Brigitte jest w domu? - zapytałam łagodniej. Brunet lekko pobladł i wpuścił mnie do środka.

-Michi!- krzyknął na cały dom. Po minucie w korytarzu pojawił się wysoki blondyn. Nadal nie rozumiałam ,, co ja tam robię?? ''. Chciałam wepchnąć się w życie ciotce której wcale nie znałam. Pewnie miała swoje problemy i nie potrzebowała kolejnego..

-Patrzysz się tak jakbyś ducha zobaczył. - mruknął ten niższy. - Wiem że nie za często masz bezpośredni kontakt z dziewczynami, ale mógłbyś się trochę ogarnąć. - poklepał wyższego po plecach.

-Może byś mi wytłumaczył kim jest owa dziewczyna?! - fuknął.

-Malak - wyciągnęłam rękę w  stronę blondyna.

-Michael. - odpowiedział. Złapał moją dłoń i lekko nią potrząsnął. - Jesteś dziewczyną Stefana? - spytał bez ogródek jakby to było całkiem normalne pytanie. Wskazałam palcem na chłopaka stojącego obok mnie i lekko się uśmiechnęłam.

-A przeszkadzałoby Ci to ? - tym razem odezwał się brunet. Lekko wytrzeszczyłam oczy ale nic nie mówiąc czekałam na rozwój wydarzeń.

-Biorąc pod uwagę fakt, ze wczoraj zerwałeś z Claudią cieszę się, że już jesteś pocieszony. - odrzekł Michi. A wzrok chłopaka stojącego obok mnie ciskał piorunami.- Może zostawię Was samych. - dodał po czym chciał udać się z powrotem na górę.

-Dobra koniec szopki. Szukam Brigitte Hayboeck. - zatrzymałam odchodzącego blondyna. Podszedł bliżej. Dzieliło Nas dobre 10 centymetrów.

-Wyjdź stąd. - powiedział ostro. Patrzył na mnie z góry wskazując palcem na wyjście.

-Powiedziałam coś nie tak? - 5 cm..

-Wyjdź. - powtórzył. Zaparło mi dech w piersiach. Nie wiem czy od zapachu jego perfum czy od tonu jego głosu. Posłusznie odwróciłam się na pięcie.

-Stój. - udzielił się Sefan siedzący do tej pory cicho. -Michael, może warto byłoby się najpierw dowiedzieć kim jest. - uspokajał przyjaciela.

-Chcesz to wynoś się z nią. - wrzasnął. -Mam dosyć wszystkich pieprzonych dziennikarek wypytujących o to jak zginęła. - skończył i wyszedł popychając mnie przy tym barkiem. Trzasnął drzwiami i poszedł.. Moja zachwiana równowaga skończyła się upadkiem. Byłam w szoku po słowach blondyna. Siedziałam wpatrując się w podłogę.

-Wszystko okej? -brunet potrząsnął mną lekko. Wtedy nic do mnie nie docierało..

-To prawda? - wydusiłam po 5 minutach.

-Wstań.- podał mi swoją rękę. -Jeszcze się przeziębisz. - dodał.

-To prawda? - ponowiłam pytanie. Nic nie odpowiedział. Pokiwał lekko głową. Ukryłam twarz w dłoniach.. Ona była moją ostatnią nadzieją na lepsze życie.. ostatnią deską ratunku.. Nikt nie jest w stanie pokonać śmierci.. Nie chciałam wiedzieć jak zginęła.. co się stało. Poczułam silne ukłucie w sercu.. Nie znałam jej ale jakaś cząstka mnie za nią tęskniła.. A może to był po prostu strach przed tym co dalej?...

Wytarłam łzy lecące bez jakiejkolwiek kontroli. Wstałam o własnych siłach.. Musiałam wracać tam skąd przyszłam. Stałam przed drzwiami. Nagle otworzyły się.. Gdy pusto wpatrywałam się w podłogę parę chwil temu, straciłam poczucie czasu. Na dworze panował zupełny mrok. Blondyn stojący wtedy przede mną patrzył jakby co najmniej zobaczył kosmitę.

-Nie jesteś dziennikarką.. - wydusił zdumiony opierając się o ścianę. Zaprzeczyłam ruchem głowy naciskając klamkę. -Czekaj. - powiedział biorąc mnie za rękę. - Znałaś ją? - spytał. Dopiero wtedy spostrzegłam że Stefana już dawno nie było w pokoju.

-Nigdy jej nie widziałam.. Ale.- zaczęłam niepewnie. -Ale byłam jej siostrzenicą. - obserwowałam jego reakcję. Nadal trzymał moją dłoń. Lekko nią pociągnął w stronę kolejnego pomieszczenia którym okazał się być salon. Usiedliśmy na białej kanapie stojącej na samym środku.

-Miałaś wcześniej przyjechać. - szepnął patrząc w przestrzeń za mną. - Mówiła że Nas odwiedzisz.. Tydzień później.. - przymknęłam powieki. -Zginęła pół roku temu.. - zakończył. Wsłuchiwałam się w ciszę.. Milczał.. Nie wiedziałam co robił.. Nadal nie otworzyłam oczu.. Bałam się, że nagle to wszystko zniknie i znów będę w Swoim piekle..

-Opowiadała Ci o mnie? O moich rodzicach? - zapytałam cicho. Wstał. Chyba podszedł do okna.

-Nie. - odparł. -Malak.. - wypowiedział moje imię. -Podejdziesz tu? - poprosił. Spełniłam bez wahania jego prośbę.

-Nie znam Cię.. Jesteś moją siostrą cioteczną.. Jeśli jest coś co chciałabyś wyznać.. mów śmiało. - trudno było mu to mówić. Męczył się.. Domyśliłam się że nie jest typem wujka dobrej rady.

-Michael.. Muszę już iść. - przypomniałam sobie o Sabirze czekającej w hotelu na jakąkolwiek wiadomość.

-W razie czego.. Podasz mi swój numer? - spytał z troską w głosie.

-Wybacz.. Ale nie mam telefonu. - mruknęłam. Nigdy nie miałam pieniędzy na choćby komórkę.. Spojrzał na mnie lekko otwierając buzię.

-Zostań jutro w domu. Przyjadę i pogadamy. - zaproponowałam. Pokiwał głową na zgodę.

Jadąc taksówką miałam w głowie milion myśli.. Nie wiedziałam co mam dalej robić. Do tej pory miałam nadzieję że wszystko się poukłada, że zacznę nowe życie. Bez stresu, zmartwień, z dala od rodziców i katuszy jakich z Nimi przeżywałam. Miałam tak po prostu wrócić? Miałam się poddać? Jedyną rzeczą dającą mi siły do dalszej egzystencji była wiara.. Wierzyłam że na rozstaju mej życiowej drogi Bóg mi pomoże, a przecież wiara czyni cuda..

******************
Jest i 3 :D 
Dzień spóźniona ale jest :)
Zachęcam do komentowania, również użytkowników nie mających konta na Google+ :)
Czekam na opinie ;)
 Pozdrawiam :*

wtorek, 15 września 2015

Informacja :)

Słusznie zostało zauważone, że nie można było dodawać komentarzy anonimowych - błąd naprawiony :)
Pozdrawiam :*

sobota, 12 września 2015

Cud drugi :)

Brunetka wystukiwała jakiś rytm. Patrzyłam gdzieś w dal, na szybko mijane przez pociąg drzewa. Księżyc wpadał przez okno do środka. Nadawał przedziałowi tajemniczości i lekko oświetlał wnętrze. Po raz pierwszy obserwowałam otoczenie które nie było moim rodzinnym miastem, po raz pierwszy czułam się wolna i niezależna.

-Co zamierzasz? - spytała Sabira z ciekawością wypisaną na twarzy. I tak długo wytrzymała z tym pytaniem. Była inna niż wszyscy. Nie miała zamiaru dowiedzieć się o mnie większości, potrafiła milczeć i czekać na wyznania z mojej strony.

-W Innsbruck'u mieszka moja ciocia. Kiedyś prowadziłam z nią korespondencje ale rodzice się dowiedzieli i reszty możesz się domyślić. Chciała mi pomóc i się mną zająć nie zważając czy pozwą ją za to do sądu. - skończyłam wypowiedź z oczami pełnymi łez. Byłam wzruszona postawą siostry mojej matki.

-Rozumiem. Widzę, że jesteś zmęczona, odpocznij Malak. - poradziła ciemnowłosa. Widziałam w jej oczach czystą troskę i szczerość. Przymknęłam powieki. Domyślałam się że będę miała duże problemy z zaśnięciem.

-Boję się. To że mnie znajdą jest pewne, ale muszę sobie jakoś z Nimi w końcu poradzić. - dodałam otwierając oczy.

-Będziesz miała moje wsparcie. Na pewno ciocia też Ci pomoże. - zapewniła klepiąc mnie lekko po udzie. -Jeśli uwierzysz, że się uda to tak będzie. - zakończyła lekko się uśmiechając.

-Zawsze chciałam gdzieś wyjechać i zobaczyć cokolwiek. - stwierdziłam znów wlepiając wzrok w okno. -10 lat temu nie myślałam, że będzie mi tak trudno. Ale nigdy nie zwątpiłam. Wiesz dlaczego wierzę w Boga? - spytałam, wiedząc doskonale, że nie zna odpowiedzi. Pokiwała przecząco głową.
Po raz pierwszy opowiedziałam komuś o babci. O tym jak ją kochałam. O tym jak bardzo za nią tęskniłam. Sabira słuchała. Od czasu do czasu na jej twarzy pojawiał się grymas. Opisałam jej każdą moją ucieczkę i kary wyznaczane przez rodziców.

Niejedna łza spłynęła mi po policzku. Nieraz miałam przed oczami obrazy z mojego osobistego piekła. W pewnym momencie przestałam mówić. Brunetka przesiadła się na miejsce koło mnie. Wtuliłam się w nią. Otoczyła mnie ramionami. Po raz pierwszy czułam się bezpieczna i potrzebna.... po raz pierwszy od wielu miesięcy zasnęłam niedręczona żadnymi koszmarami... po raz pierwszy komuś zaufałam i się zwierzyłam.. po raz pierwszy mogłam stwierdzić że życie nie jest tylko czyśćcem w którym stale musiałam pokutować za grzechy..

***

-Malak - ktoś lekko mną potrząsnął. Obudziłam się. Po otworzeniu oczu, promienie słońca lekko mnie oślepiły. Leżałam na miejscu naprzeciwko Sabiry. Byłam przykryta zielonym miękkim kocem, którego obecność mocno mnie zdziwiła.

-Długo spałam? - spytałam przechodząc do pozycji siedzącej. Dopiero wtedy zauważyłam że pociąg stoi w miejscu.

-Jakieś 40 godzin. - odparła swobodnie brunetka. Gdy dotarły do mnie jej słowa wytrzeszczyłam oczy. -Jesteś lepsza od koali. - zaśmiała się melodyjnie.

-Żartujesz, prawda? - nie dowierzałam w jej słowa. Zaprzeczyła ruchem głowy.

-Skoro żartuje to jak wytłumaczysz fakt że jesteśmy w Austrii? A skoro o tym mowa.. Jeśli się nie pospieszysz to za jakieś 15 minut pojedziemy do Budapesztu. - zerknęłam na zegarek. 10:22. Wzięłam koc w rękę. Chciałam sięgnąć pod siedzenie po swoją torbę.

-Wszystko jest już w taksówce. - poinformowała z szerokim uśmiechem Sabira. Pokiwałam niedowierzająco głową.

-Jak ja Ci się odwdzięczę? - zapytałam znów wzruszona.

-Wystarczy, że będziesz szczęśliwa zaczynając nowe życie. A tak a propos. Mam nadzieję że pilnie uczyłaś się niemieckiego bo ja niestety byłam z tego przedmiotu cienka. - skrzywiła się na wspomnienie szkoły.

-Mach dir keine Sorgen. - mrugnęłam do niej. Spojrzała na mnie jak na kosmitkę ale po chwili machnęła tylko ręką.  Wyszłyśmy z pociągu. Doszłyśmy kawałek do ulicy głównej. Jasno-żółty samochód z napisem taxi, czekał z otwartymi drzwiami. -Ale przecież my jesteśmy w Wiedniu. Nie mogę narazić Cię na takie koszta. - stwierdziłam stanowczo.

-Pieniędzmi się nie przejmuj. Wielu rzeczy o mnie nie wiesz Malak. - uśmiechnęła się szeroko. - Ale byłabym wdzięczna gdybyś to jednak ty dogadała się z kierowcą. - dodała wchodząc do auta.

Przekazałam mężczyźnie siedzącemu z przodu nasz cel. Z początku popatrzył niechętnie lecz po chwili ruszył przez zatłoczone ulice miasta.

Ludzie ciągle gdzieś gnali. Wiedeń na dobre już się obudził. Niektórzy spieszyli się do pracy, inni po prostu stali i rozmawiali między sobą, kolejni stali w długich kolejkach po żywność w sklepach.
Ten klimat znacznie różnił się od tego jaki panował w miejscowości, w której mieszkałam. Tam było tak bardziej wiejsko i przyjaźnie. Tu wszyscy wydawali się być szczurami w jednym wielkim wyścigu z nagrodą jaką była śmierć. Nikt jej się nie wywinie. Wszystkich czeka ten sam los.

Prosiłam Boga nie tylko o to żeby mój koszmar się skończył. Błagałam również żebym nigdy nie była jak właśnie te szczury, żebym potrafiła dostrzegać wartości, które na prawdę były ważne w życiu i abym nigdy nie zgotowała takiego losu swoim dzieciom, jaki ja przeżywałam od kilku lat. Wierzyłam, że mi się uda, a przecież wiara czyni cuda.

*************************
Jest i rozdział drugi. 
Dużo nauki ale dałam radę napisać. 
Czekam na Wasze opinie :)
Pozdrawiam :*

sobota, 5 września 2015

Cud pierwszy :)

Turcja, 2015


Weszłam do łazienki. Spojrzałam nieśmiało w swoje odbicie. Krew leciała mi nie tylko z łuku brwiowego ale także z dolnej wargi. Przymknęłam oczy. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza, którą szybko otarłam rękawem swetra. Otworzyłam apteczkę. Przemyłam i opatrzyłam ranę. Delikatnie zmoczyłam mały niebieski ręcznik i przyłożyłam go do brzucha. Dziś wyjątkowo mocno mi się dostało.

Usiadłam na podłodze. Odczuwałam czystą bezsilność. Wypowiadałam słowa tak dobrze znanej mi modlitwy.

-Boże, co mam robić? - spytałam unosząc głowę do góry. Chciałam wyjść z małego pomieszczenia iść do siebie do pokoju, zamknąć się i spać tak długo póki to wszystko się nie skończy.
Gdy tylko wychyliłam się zza drzwi zauważyła mnie matka.

-Myślisz że to już koniec? - zapytała ostro. - Jak śmiesz się nam sprzeciwiać, gówniaro? - po chwili na policzku poczułam mocne pieczenie, upadłam. -Gdzie teraz jest Twój Bóg?! - zadała ostry cios. Czekałam aż odejdzie. Podniosłam się powoli i ruszyłam jak najszybciej do małego pokoiku na strychu.

Rodzice nie mogli przyjąć do wiadomości, że nie wierzę w Allaha. Bili mnie za to. Było tak od kiedy mając 14 lat chciałam iść do kościoła,a nie jak oni do meczetu. Wtedy Jasir o mało co mnie nie zabił.
To bolało. Ci co mieli być dla mnie wsparciem burzyli wszystko po kolei i rujnowali całe moje życie. Ci, na których podobno zawsze można liczyć nigdy nie dali mi nawet nadziei na normalne dzieciństwo.

Otworzyłam stare odrapane drzwi. W środku przywitał mnie chłód. Białe ściany z których schodził tynk tylko pogarszały klimat całego pomieszczenia. W rogu leżał materac mający jakieś 20 lat a na nim starannie złożony koc. Obok miejsca spoczynku znajdowały się książki, były poniszczone. Wypożyczyłam je na początku roku z miejscowej biblioteki. 

W mieście większość ludzi była dla mnie łaskawa. Każdy pomagał jak tylko mógł. Nikt nie odważył się jednak sprzeciwiać moim rodzicom. W końcu i tak wszystkim zamknęliby usta. Ojciec był lekarzem, jedynym w promieniu 20 kilometrów a nikt przecież nie chciał stracić zaufania tak potrzebnej osoby.

Mariam z piekarni zawsze dawała mi pod koniec dnia bułki które się nie sprzedały, przemiły pan z mięsnego odkładał codziennie 5 plasterków wędliny, a kucharka w szkole przynosiła mi obiad (który de facto wykupywała ona, lecz ludzie w tym mieście na prawdę byli życzliwi i pomocni).

Może niektórych zdziwi fakt : Dlaczego nie uciekłam skoro mi tak źle? Nieraz próbowałam. Za każdym podejściem znajdywali mnie i sprowadzili do domu. Tutaj w tym państwie brak szacunku do rodziców często karany był katowaniem, więc po 13 razie zaprzestałam prób wymknięcia się.

Tego dnia coś mną kierowało. Znów chciałam tego spróbować. Wiedziałam że w Austrii mam ciocię która chciała się mną zająć. Lisa była siostrą mojej matki, z którą ta już dawno zerwała wszelki kontakt. Jak się o niej dowiedziałam? Zupełnie przez przypadek. Poszłam pewnego razu na cmentarz gdzie była pochowana moja babcia. Wtedy spotkałam tam starszą kobietę, jej przyjaciółkę.

Opowiedziała mi że matka mojej rodzicielki miała również drugą córkę i podała mi jej ówczesny adres zamieszkania. Długo się zbierałam żeby napisać informacje o tym wszystkim co działo się w moim życiu. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać, jakieś 2 miesiące. Prowadziłam z nią korespondencje, lecz gdy tylko rodzice się o tym dowiedzieli, zakazali mi tego i spalili każdy list, który otrzymałam.

Wzięłam wszystkie swoje rzeczy, nie było ich dużo. Dwie bluzki, dwie pary spodni i bielizna. Spakowałam wszystko w torbę, którą dostałam w wieku 6 lat od mojej babci. Wyszłam przez okno po drabinie. Zmieniali dach w naszym domu dlatego nie miałam żadnego problemu z wydostaniem się z mojego osobistego piekła.

Ku mojemu zdziwieniu brama była otwarta, lecz postanowiłam nie ryzykować i wyszłam wyjściem dla służby i ogrodnika. Oglądałam się ciągle za siebie, byłam przerażona tym, że ktoś mógłby mnie zauważyć.

Po około 15 minutach drogi dotarłam do centrum. Było parę minut po 18. Ruszyłam niepewnie w stronę stacji kolejowej. Stanęłam na przeciwko rozkładu jazdy. Podane były różne miejscowości, w różnorodnych państwach. Dopiero o 19:40 odjeżdżał pociąg do Wiednia. Przymknęłam powieki, lecz pomimo wszystko w duchu czułam, że w końcu może się udać.

-Malak. - krzyknął ktoś zza moich pleców. Strach jaki czułam nie pozwalał mi się ruszyć chociażby o milimetr. Przeraziłam się na myśl że to jakiś człowiek od mojego ojca. Może kazał mnie śledzić bo domyślał się że chce uciec? Pomału odwróciłam głowę w stronę nieznajomego... -Co ty tu robisz? - spytała ostro wysoka brunetka. Była to moja jedyna koleżanka. Poznałam ją w tym roku. Przypadkowo zderzyłyśmy się w bibliotece. Nie odzywałam się do niej jakieś 4 miesiące. Serce powróciło do normalnego rytmu bicia a ja blado się uśmiechnęłam

-Wyjeżdżam - wychrypiałam. Na jej twarzy pojawił się grymas. Podeszła bliżej i tak bez powodu mnie przytuliła. Zrobiło mi się miło. Już dawno nikt tak po prostu mnie nie objął.. nikt nie dał tyle czułości co ona w tamtej chwili. Może dla pozostałych ludzi przytulenie nie jest niczym nadzwyczajnym, ale na pewno dla mnie było to coś niezwykłego. Na wspomnienie tego jakie miałam życie z rodzicami znów łza spłynęła powoli po mojej twarzy, spadając prosto na cienką koszulkę Sabiry. Momentalnie się odsunęłam. -Przepraszam - dodałam. -Pomoczyłam ci ubranie. - jej kąciki ust zadrgały.

-Nic się nie stało. - teraz już zaśmiała się głośno. -Gdzie jedziesz? Pozwolili Ci się stąd ruszyć? - wypytywała troskliwie. Zaprzeczyłam ruchem głowy.

-Muszę stąd uciekać. Po raz pierwszy czuje że może mi się udać. - niemal szepnęłam. -Cholera. - przeklęłam pod nosem. Zapomniałam o najważniejszej rzeczy. Nigdy nie udało mi się uciec bo nie miałam funduszy na to. Kopnęłam leżący na ziemi kamień, upuściłam torbę z ubraniami i po prostu zaczęłam płakać. Sabira znów to zrobiła, znów dodała mi otuchy otaczając mnie swoimi ramionami.

-Ja za wszystko zapłacę. Musisz się od nich uwolnić. - stwierdziła cicho. Pokiwałam przecząco głową. -To będzie taki prezent na Twoje 18 urodziny - dokończyła. -Pojadę z Tobą, tylko powiedz mi gdzie masz zamiar zacząć Swoje nowe życie? - zapytała z uśmiechem.

Nie mogłam uwierzyć że na świecie są jeszcze tacy cudowni ludzie jak ona. Praktycznie w ogóle mnie nie znała, lecz pomimo wszystko chciała pomóc wyplątać się z problemów. Wiedziałam, że Bóg pomagał mi jak tylko mógł. Dlatego w Niego wierzyłam, a przecież wiara czyni cuda.      




******************
Dziękuje za wszystkie miłe słowa dotyczące prologu. 
To bardzo zmotywowało mnie do pisania :)
Dlatego też rozdział powstał dwa dni wcześniej niż planowałam. :*
Życzę powodzenia wszystkim którym zaczęła się szkoła :D
Czekam na opinie :)
Pozdrawiam :*