wtorek, 10 listopada 2015

Cud dziewiąty :)

Podciągnęłam nogi pod brodę i objęłam je własnymi ramionami. Siedziałam skulona, z pogardą patrząc na stojące przede mną śniadanie. Niczemu mi nie zawiniło.. A czym ja się naraziłam na takie niebezpieczeństwo? Chciałam po prostu być wolna, poczuć jak to jest być niezależnym od nikogo.. Ale czy na prawdę taka się stałam? Mieszkałam u brata ciotecznego, któremu pewnie zwaliłam się niepotrzebnie na głowę.. Za podróż zapłaciła moja koleżanka, a ja sama nie umiałam nawet wygrzebać się z bagna w jakie wpadłam.

,,Boże dziękuję Ci za to że mi pomagasz, że jesteś przy mnie w tych ciężkich chwilach, że otoczyłeś mnie ludźmi, którzy za wszelką cenę chcą mego dobra. Od wielu miesięcy nie prosiłam Cię o nic.. Teraz jednak wiesz jak wygląda moja sytuacja. Ty najlepiej rozumiesz mój ból.. Błagam znajdź jakieś wyjście.. Błagam.. Nie pozwól błąkać się mej duszy po tym świecie pełnym nienawiści. Odizoluj ją od cierpienia. Wiem, jestem zwykłym prochem wobec Ciebie, Stwórcy wszelkiego stworzenia, ale proszę nie pozostań obojętny na wołania Swej córki.. Mój jedyny i prawdziwy ojcze, oszczędź mi śmierci. A jeśli będę Ci potrzebna, tam w niebie ostrzeż, abym w porę pożegnała się z tymi do których się przywiązałam. Amen.''

-Malak, zjedz coś. - po ramieniu poklepała mnie Sabira. - Od wielu dni zachowujesz się jak zbuntowane dziecko.. Musisz walczyć. Gdy z nami porozmawiasz na pewno znajdziemy jakieś stosowne rozwiązanie. - kontynuowała w celu pocieszenia i poskładania strzępek mego serca. -Proszę.. -szepnęła gładząc moją górną kończynę. Obróciłam głowę w jej stronę. Nie miałam siły ustać na nogach, toteż siedziałam i pusto się w nią wpatrywałam. Po dłuższej chwili zastanowienia wzięłam do ręki chleb i ugryzłam kawałek. Przeżuwałam go dobre 3 minuty. Połknęłam wraz z posmakiem gorzkich łez, których fala znów zamierzała mnie nawiedzić. Po dwóch godzinach dumania nad posiłkiem, skończyłam jedną z przygotowanych kanapek. Spróbowałam się podnieść. Nie obyło się bez pomocy brunetki. Zaprowadziła mnie do salonu. Na kanapie i innych skórzanych fotelach siedziało 3 milczących mężczyzn. Bezwładnie opadłam na wolne miejsce obok Stefana. Ten nie zastanawiając się dłużej niż minutę mocno mnie do siebie przytulił. Zamknęłam oczy i wtuliłam twarz w jego tors. Chciałam zasnąć i nie myśleć o tym wszystkim.

-Wymyśliliśmy coś. - zaczął Schlierenzauer. Wolnym ruchem podniosłam się do pozycji siedzącej i dałam mu znak do mówienia. -Ale zanim Ci opowiemy musisz obiecać, że będziesz szczęśliwa, inaczej ten plan nie wypali. - westchnął widząc w jakim jestem stanie. -Jutro musimy wyjechać do Polski na pierwszy konkurs tegorocznego LGP, tam aż roi się od fanów i hien szukających sensacji. Gdyby zobaczyli wśród Nas ciebie całą zapłakaną zaczęłyby się pytania i zapewne wyciągnęliby wnioski, że jesteś tam z nami bo któryś z Nas wpadł. Sądzę, że wiesz co mam na myśli. - spojrzałam na Niego i pokiwałam głową. -Przez ten okres masz być silna. Zaczęliśmy już szukać dobrego adwokata. W razie potrzeby wytoczymy Twoim rodzicom sprawę o znęcanie się nad Tobą. - szybko zaprzeczyłam potrząsając głową.

- Nie ma innego wyjścia.. - zakończył za szatyna Michael. Przełknęłam głośno ślinę, a serce zaczęło mi bić jak szalone.

- Myślicie, ze to coś da? - po raz pierwszy od tygodnia przemówiłam. Przejechałam dłonią po roztrzepanych we wszystkie strony, poplątanych włosach. Spojrzałam na Swoje szare dresy i odparłam. - Tonący brzytwy się chwyta.. - splotłam dłonie i bez żadnego problemu uniosłam Swą postać z kanapy i z zamiarem pójścia do Swojego pokoju ruszyłam w stronę schodów.

-Jest jeszcze coś. - tymi słowami zatrzymał mnie Kraft. - Dziś wieczorem, w ramach pożegnania organizujemy kolację dla najbliższych. Oni nic nie wiedzą o Twoich zmartwieniach. Aby bajeczka była wiarygodna musisz poudawać jeszcze wieczorem. - zacisnęłam pięści słysząc te kilka zdań. Dałam znak iż poradzę sobie z tą rolą.

,,Cóż mi da ucieczka? Ukojenie, czy może uśpienie własnych duchowych boleści? Ale ze mnie tchórz.. Zamiast stawić czoła własnym problemom będę chować się w kraju nad Wisłą. Jestem w pewnym stopniu Polką. Mogę się więc wytłumaczyć powrotem do Ojczyzny.. Ale czy można wrócić gdzieś, gdzie nigdy się nie było? To tak jakby powiedzieć : Pożyczyłem na czas nieokreślony zamiast ukradłem.. Jaki w tym sens? Ale widzę, że znów wyciągnąłeś Swą pomocną dłoń, Panie. Znowu pomogłeś nieszczęsnej cierpiętnicy, która bez względu na Swe położenie na Twą litość nie zasługuje''

Wspięłam się po schodach, po czym skierowałam się w stronę fioletowo - kremowego pokoiku. Otworzyłam niepewnie szufladę. Zauważyłam tam kupkę nowych ubrań i małą karteczkę. ,,Skoro otworzyłaś tą szafkę, to znaczy, że Cię przekonaliśmy. Pod wierzchem masz coś na dzisiejszą kolację, a na spodzie rzeczy na wyjazd. ~Stefan.'' Odłożyłam kawałek papieru na stolik nocny, spuściłam powoli powietrze i rozłożyłam pierwszy strój. Była to piękna szmaragdowa sukienka. Kończyła się przed kolanem, na rękawach miała liczne czarne zdobienia w wymyślnych kształtach i wzorach. Coś mi nie pasowało.. Okej kolacja, ale o której? Jeszcze raz wzięłam do ręki wcześniej odłożony liścik. Odwróciłam go na drugą stronę i ujrzałam ,,Bądź gotowa o 19... Powodzenia Malak.''

Spojrzałam na zegarek w czarnej ramce. Wskazywał dokładnie 18:20.. ,,Kto normalny je o tej godzinie śniadanie?.. Nikt. Tylko ja.'' Zakryłam twarz dłońmi. Nie potrafiłam odnaleźć się w wcieleniu szczęśliwej, beztroskiej kobiety. To mi po prostu nie pasowało. Podobno przeciwieństwa się przyciągają. Ale zapewne to powiedzenie nie zostało wymyślone właśnie w tym kontekście.

(...) Dokładnie umyłam i wysuszyłam włosy. Wcześniej wytarłam ciało ręcznikiem i nałożyłam przygotowaną ,,kreację''. Stanęłam przed lustrem i uśmiechnęłam się. Przecież miałam tak wyglądać cały wieczór. Otworzyłam drzwi łazienki. Na łóżku ujrzałam kobietę. Nie za wysoką blondynkę o zielonych oczach, które we mnie wlepiała. Na jej twarzy pojawił się zarys przyjaznej mimiki. Była na prawdę piękna.

-Stefan nie kłamał mówiąc, ze jesteś nieziemska. - podniosła się i podeszła do mnie. Szybkim ruchem wyciągnęła w moją stronę rękę. - Marisa (tak ją nazwałam, bo nie chciało mi się doszukiwać informacji, czy w ogóle Kraft ma siostrę :P). Siostra Krafta. - uścisnęłam jej dłoń.

-Malak.. - zamyśliłam się. Jak miałam na siebie mówić? Jako kto się określać? Właściwie nie byłam nikim ważnym. Czułam się jak niepotrzebny mebel przestawiany z kąta w kąt. -Nikt istotny. - dodałam obracając moje słowa w żart.

-Dobre, aczkolwiek mało wiarygodne. Chociażby z tego względu, że wywołałaś w ich głowach istną rewolucję. Łażą po pokoju bezcelowo i każdy myśli tylko o Tobie. Nawet oderwany od rzeczywistości Schlierenzauer.. Wszyscy uważali go za kompletnego idiotę, a coś, a raczej ktoś sprawił, że zaczął logicznie się zachowywać. Chyba nie uważasz, że wierzę w garbate aniołki, które oświeciły Gregora, Michiego i Stefana. - prychnęła. Zrobiła to jednak w tak przyjaznym geście, że tylko się zaśmiałam.

-Dziewczyno, ale ty jesteś bezpośrednia, już Cię lubię. Masz u mnie plusa. - dodałam widząc jej zadowoloną minę. Uniosła tylko dumnie głowę i odchyliła łokieć, na znak, że mam umieścić tam Swoją rękę. Wsparte na sobie, niczym dwie starsze Panie hardym krokiem zeszłyśmy po schodach i stanęłyśmy przy stole w jadalni.

-To co dziś jemy Panie Schlierenzauer? Mam nadzieję, że nic nie spieprzyłeś. Bo po pierwsze głodna kobieta, to kobieta zła, a po drugie nie mam zamiaru robić zrzutki na pożal się Boże pizzę, robioną za rogiem. - krzyknęła w kierunku kuchni, po czym zajęła miejsce obok chłopaka, którego widziałam po raz pierwszy.

-Słyszę, że mój ulubiony gość już przybył. - odkrzyknął umiejętnie omijając jej pytanie.

-Nauczyłam go tej kwestii na pamięć, żeby czasami przy nowych osobach siary nie robił. - mrugnęła w moją stronę, klepiąc miejsce na krześle obok siebie. Uradowana zasiadłam na drewnianym stołku obitym białą tkaniną.

Drzwi wejściowe się otworzyły. Ruszył do nich Michi. Myślałam, że zaraz się przewróci. Biegł jakby co najmniej się paliło. -Widać ktoś bardzo ważny. - odrzekła Marisa.-  Mam nadzieję.. - przerwała widząc wchodzącą do pomieszczenia blond-włosą. -Oho! Cześć Sandra. Widzę, że honorowy gość dotarł. - mruknęła. -Tak daleko miałaś, że się spóźniłaś? Może Cię korki na chodniku zastały? - uniosła prawą brew do góry. Mężczyzna siedzący obok niej ledwo co powstrzymał śmiech, zresztą tak samo jak Stefan. Hayboeck spiorunował ją mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Kobieta, która dotarła chwilę wcześniej nadąsana usiadła naprzeciwko mnie. -Taki żarcik. Nie spinaj du.. znaczy.. nie spinaj się Sandy. - szturchnęła mnie delikatnie w ramię, a chwilę później zrobiła minę naśladowczą do wcześniejszego wyrazu twarzy panny Michaela. Chciałam być wtedy opanowana i poważna, niestety nie wyszło mi. Zasłaniając się serwetką wyszczerzyłam zęby w szczerym uśmiechu.

- Schlierenzauer! Pospiesz się, bo jak wpadnę do kuchni to się nie pozbierasz. - wrzasnęła przerywając niezręczną ciszę. Po chwili Gregor przyniósł przystawki. Postawił przede mną talerzyk z krewetkami, paluszkami krabowymi, małżami i jakimś białym sosem. - Tak jak myślałam nic konkretnego. Wyłowiłeś to z pobliskiej rzeczki?

-Smacznego. - odpowiedział krótko obrzucając ją wzrokiem pełnym wyrzutu. -Co Was tak dziś napadło z tym indyczeniem? - tym zdaniem zakończyła nie widząc poparcia od żadnej ze zgromadzonych osób. -Dobra, zanim zabierzecie się za jedzenie, chcieliśmy Wam coś ogłosić z Panem Stefanem Hayboeckiem coś do ogłoszenia. - ,,Chwila, chwila, z kim?'' Spojrzałam na Nią jak na kosmitkę. Chłopak zauważył chyba moje zdziwienie.

-Jestem Stefan, brat Michiego. - skinął głową w moją stronę. Przedstawiłam się krótko widząc zniecierpliwienie stojącej dziewczyny.

-Nie przedłużając, zaręczyliśmy się. - pokazała każdemu z osobna piękny pierścionek. Kraft zasiadający do fragmentu drewnianej powierzchni omal nie zakrztusił się własną śliną.

-Winszuję. Szczerze Ci współczuję. - Sandra zwróciła się do brata Hayboecka. Ten puścił jej uwagi mimo uszu.

-Ktoś jeszcze ma jakieś rewelacje? Chcę wiedzieć, aby znów nie być bliskim śmierci z powodu nowości o których nikt nie raczył mnie poinformować. - parsknął kaszlący szatyn. Gregor poklepał go tylko po ramieniu w geście litości.

Cieszyłam się, że nowo poznana przeze mnie Marisa będzie szczęśliwa w życiu. W myślach modliłam się aby wszystko poszło po ich myśli. Wierzyłam, że im się uda, a przecież wiara czyni cuda.

************************
Jest i 9 :)
Ach spóźnienia to chyba moje drugie imię.. 
Ale nic, przepraszam. 
Mam nadzieję, że Wam się podoba :* 
Komentujesz - Motywujesz. 
Pozdrawiam :*

6 komentarzy:

  1. hah super rozdział ;* Pisz szybciej bo się robi coraz ciekawiej <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem :)
    Cudoo *-* O ile na początku myślałam, iż będzie to jakiś smutny rozdział tak od połowy czytałam go z uśmiechem na ustach. Udał ci się :D
    Co do ,,spóźnienia'' to nawet go nie zauważyłam. Może dlatego, że mam ogrom nauki. :)
    Czekam na kolejny :*
    Buziaki i pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak mnie to wciągnęło! w godzinę przeczytałam całe 9 rozdziałów! Super rozdział i opowiadania, naprawdę. Jestem tu nowa, chciałam się spytac: co ile dodajesz nowy rozdział? ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obecnie mam przerwę związaną z problemami w nauce :/. Mam nadzieję, że wytrwasz do mojego powrotu i z całego serduszka dziękuje za miłe słowa ♥. Życzę Wam wszystkim cierpliwości i z góry kieruję podziękowania dla czytelników o benedyktyńskim usposobieniu :* Pozdrawiam <3

      Usuń