Strony

środa, 30 grudnia 2015

Cud piętnasty :)

-Zdecydowaliśmy, że do siebie wrócimy. - zaczął blondyn, gdy następnego dnia zasiedliśmy przy stole. - Musiałem wszystko przemyśleć. Skoro Gregor nie kwapi się do bycia odpowiedzialnym rodzicem z przyjemnością zajmę jego miejsce. - na jego twarzy zagościł blady uśmiech. Musnął Swymi ustami czoło szatynki usadowionej na jego kolanach, odzianych w ciemne dżinsowe spodnie. Ze Stefanem popatrzeliśmy po sobie. W sumie nic nam do tego. Sami wpakowali się w bagno, z którego usilnie próbują się teraz wydostać.

-Wszystko ładnie, pięknie, ale co jeśli Schlierenzauer wróci. Ma przecież prawo do dziecka, jest jego ojcem. - rzucił niby od niechcenia Kraft. Wlepiłam zaciekawiony wzrok w mojego kuzyna. Podparł swoją twarz na ramieniu ciężarnej kobiety.

-Racja, ma prawo do dziecka, ale nie do przyszłej Pani Hayboeck. - mrugnął w stronę swego przyjaciela i kątem oka zerknął na zadowoloną dziewczynę. Zastanawiałam się czy tylko do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi? Nikt nie ruszał się z miejsca, nawet nie reagowali. Gdy otwierałam usta w progu pojawił się tajemniczy gość.

-Tak, a wy razem stworzycie cudowną rodzinkę. Mam Wam złożyć gratulacje? - zaśmiał się ironicznie. Wrócił, ale po tym co zobaczył rozpalił się w nim silny płomień zawiści i goryczy. Wparował do pomieszczenia w momencie gdy Michael gładził zaokrąglony brzuszek Sandry. Wolałam się nie wtrącać, bo mogło to znacznie pogorszyć całą sytuację. Po tym jak zacisnął wargi w wąską linię dla każdego obecnego było jasne, że nic nie skończy się dobrze. - Te blondinio zapamiętaj sobie, ja nikomu nie ustępuje. - warknął. - Nie chcę, żeby mojego syna wychowywał ktoś tak ślamazarny jak ty. - zmrużył powieki. Wywołał Michiego do przysłowiowej tablicy. Blondyn dał znać Sandrze, że ma odsunąć się na bok, sam zaś stanął naprzeciw Schlierenzauera.

-Gdzie byłeś przez te wszystkie dni? Uciekłeś od obowiązków. - odpowiedział nerwowo na wcześniejszą zaczepkę. Wtedy mój rozsądek zaapelował. Poderwałam się z miejsca i szybkim krokiem podeszłam do szatyna. Mocno ścisnęłam jego ramię które unosił w celu uderzenia kolegi z drużyny. Zaczęłam napierać na jego kończynę tak mocno jak tylko pozwalały mi mięśnie. Wypchnęłam go z małej kuchni wprost do przedpokoju. Gdy tam dotarliśmy podparłam się plecami o ścianę.

Gregor bez słowa wsparł własne czoło o moje. Chciał się uspokoić, wyrównać oddech. Nie protestowałam, wiedziałam, że jest mu to potrzebne. Przymknęłam powieki i właśnie w tym momencie poczułam na własnych ustach jego ciepłe wargi. Był to ciężki szok. Wstrzymałam wszelkie myśli. Miałam w głowie totalną pustkę. Dlaczego więc pogłębiłam ten czuły akt? ,,No chyba Cię powaliło! Malak, do cholery! Przestań.'' Położyłam dłonie na jego karku i podświadomie chciałam go do siebie przyciągnąć jednak uczyniłam coś odwrotnego.
Nikt jeszcze tak na mnie nie działał..
,,Może dlatego, że jeśli chodzi o kogoś innego to długo się powstrzymywałaś, a Schlierenzauerowi uległaś. Brawo Malak, brawo.'' Nie zostawisz mnie teraz.. ,,Dokładnie tak właśnie zrobię. Nabierz rozumu. Nie no... Totalnie Cię pojebało.''

-Ja.. ja - próbowałam skleić jakąkolwiek wypowiedź. Poczułam tylko jak przykłada palec wskazujący na mojej buzi. Pokręcił głową w lewo i w prawo.

-Wiem po co tu przyjechałem. Tęskniłem za Tobą i zejście się tej dwójki - wskazał palcem na kuchnię, zapewne chodziło mu o Michaela i Sandrę. - tylko upewniło mnie w moich dążeniach. Potrzebuję wsparcia,które możesz dać mi ty. Przyjaciele to jedno, ktoś bliski to drugie. - postawił sprawę jasno, tylko czy ja na prawdę tego chciałam? W mojej głowie panował nieogarnięty, wszechobecny chaos.

- Nie wiem co o tym sądzić. Muszę wszystko przemyśleć Greg takich decyzji nie podejmuje się zbyt pochopnie. - wydusiłam i wyminęłam postać zagradzającą mi drogę na górę, do mojego pokoju. Otworzyłam drzwi w jasnym kolorze. Dotknęłam opuszkami palców moich ust za co skarciłam się w myślach.

Jedyny sposób na tymczasową ucieczkę od  tego wszystkiego to sen. Długi, ciągnący się sen. Ułożyłam się wygodnie w łóżku. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 10:20 i zamknęłam oczy. Przewracałam się z boku na bok, ale nic to nie dawało. W wyobraźni nadal tkwiłam w tym cholernym przedpokoju.. Stłumiłam własny krzyk przykładając wargi do poduszki. ,,Wariujesz. Tracisz zmysły.'' O! Czy już nabrałam rozumu?! ,,Wręcz przeciwnie, chyba zrobił sobie wakacje na jakiejś rajskiej wyspie. Jak długo go znasz? Co o Nim wiesz? I najważniejsze : Dlaczego się w Nim zakochałaś do cholery?!'' Dwa miesiące. Z tego co wiem w związku powinno się dopiero poznawać partnera.. ,,Czyli ty na serio tego chcesz? Jesteś pewna?'' Ja już niczego nie jestem pewna. ,,Z takim podejściem nigdzie nie zajdziemy, jasno, TAK czy NIE?'' T...

-Malak? Mogę wejść? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Stefana. ,,To chyba znak na NIE od niebios.'' Och! Przymknij się.. Przeszłam do pozycji siedzącej i poprawiłam potargane we wszystkie strony włosy. Przejechałam dłońmi po białej jak śnieg pościeli i wydobyłam z siebie ciche pozwolenie.
Wepchnął do środka głowę, a później całe swoje ciało. Nie chciałam, żeby widział mnie taką nieogarniętą, ale cóż raz się żyje. Nie mam nic do stracenia, bo to nie on do jasnej cholery zaproponował mi bycie parą.. Przeniosłam na niego zniechęcony wzrok, a on zajął miejsce na stołku ustawionym zaraz przy łóżku.

-Schlieri mówił, że brzuch Cię rozbolał. Dać Ci jakieś lekarstwa? Michael ma ich całą masę. Serio aptekę mógłby otworzyć. - dotknął mojej dłoni wystającej spod kołdry. Próbował mnie rozśmieszyć co niewątpliwie mu się udało. Nie powiem Schlierenzauer to sprytne stworzenie. ,,Aż za bardzo..''

-Myślę, że samo przejdzie. Pewnie połowa medykamentów z przekroczoną datą przydatności. - odwzajemniłam szeroki uśmiech, ale nie na długo. -Stefan potrzebuję rady.. - dodałam po krótkiej chwili milczenia. - Muszę wiedzieć czy warto dawać szansę komuś totalnie nieodpowiedzialnemu. Sabira ostatnio bardzo mnie skrzywdziła i nie wiem czy mam jej wybaczyć. - skłamałam. Nie chciałam, żeby teraz się dowiedział. Oczekiwałam tylko szczerej rady od przyjaciela.

-Każdy w życiu zasługuje na otrzymanie szansy. Nawet głupek. Jeśli ponownie Cię zrani po prostu się z Nią pożegnasz. To proste. Zaufanie jest jak domino. Zawiedziesz raz, a burzy się cała długoletnia relacja. Domino zawsze można ustawić drugi raz jednak za trzecim jest to zbyt męczące. - odpowiedział stanowczo. Widzisz? A to jest znak na TAK! ,,Ty chcesz widzieć tylko plusy, przyznaj.'' Chcę zobaczyć jak to jest.. Być w związku..

-Dziękuje. - przytuliłam go, delikatnie klepiąc jego plecy. -Zawsze wiesz jak doradzić. - ponownie się uśmiechnęłam.

-Jedziemy nad zalew. Póki na dworze jest jeszcze ciepło. Zabierasz się z Nami? - zapytał z wyraźną nadzieją wyczuwalną w głosie.

-Co za osoby kryją się pod wyrazem ,,MY'' ? - moje kąciki ust mimowolnie powędrowały do góry.

-Ja, Michi, Sandra, Manuel i ty. - zakończył pewnie.

-Więc chyba nie mam wyboru. Jestem wpisana na listę obecnych. Jednak jeśli rozsadzi mi żołądek to ciebie upoważniam do odprawienia mojego pogrzebu. - oznajmiłam radośnie. Gregor nie jedzie.. Chwila odpoczynku. Wyjrzałam przez otwarte okno. Pogoda była wręcz cudowna. Przez parę kolejnych minut pośmialiśmy się z błahych rzeczy i przystąpiliśmy do przygotowań. To dziwne, że chcą mnie nareszcie wypuścić z tych 4 ścian.

(...) Kostium założony, koc, ręcznik i olejek do opalania - spakowany. Aura jak na wrzesień była dziwnie łaskawa. Cóż za ironia. Kiedyś w tym miesiącu ludzie z Austrii odśnieżali podjazdy. To wszystko tłumaczyły dwa słowa : globalne ocieplenie. Każdy z nas w gotowości czekał na schodzącą po schodach szatynkę. Gęsiego, niczym obóz harcerski, ruszyliśmy do wyjścia. Blondyn idący na przodzie zamaszystym ruchem otworzył drzwi. I co się wtedy stało? Lunął deszcz. To się nazywa pech. Po obecnych w przedpokoju po kolei przeszła fala stłumionego śmiechu. Zarządziliśmy odwrót i kreatywne spędzanie czasu przed telewizorem. Jednak widocznie nieszczęście uczepiło się nas jak rzep psiego ogona. Wysiadły korki.

Przykre, a za razem zabawne : Jak w jednej chwili wszelkie plany może trafić szlag. Wyjęłam z torby komórkę, którą na urodziny dostałam od Gregora. To właśnie telefon przyniósł wtedy w tym tajemniczym białym pudełku. Wklepałam odpowiedni numer w miejsce adresata SMS'a. Wystukałam parę liter składających się w spójne wyrazy. Ostatnie poprawki i potwierdzenie wysyłki.

,,Jeśli chcesz wiedzieć co zdecydowałam, przyjedź. Czekam. :)'' - treść wiadomości niezbyt ambitna i rozwinięta, ale na pewno treściwa i zrozumiała. Przymknęłam powieki nadal nie wiedząc czy robię dobrze, lecz wierzyłam ze wszystko się uda, a przecież wiara czyni cuda.


***********************
Jest i 15! 
Ostatni rozdział w tym roku ♥
Życzę Wam wesołego sylwestra.
Szczęśliwego nowego roku i spełnienia wszelkich marzeń.
Koniec tańca z belkami w wykonaniu Waltera i Mirana. 
Zwycięstwa Waszego ulubionego skoczka i wszystkiego najlepszego! 
Pozdrawiam :*

sobota, 26 grudnia 2015

Cud czternasty :)

-Teraz już przesadziliście. Malak popadasz ze skrajności w skrajność. Z deszczu pod rynnę, gratuluje. - skwitował blondyn rzucając we mnie pudełkiem po pizzy. Jego policzki tak śmiesznie drgały kiedy się denerwował. Stał przed nami nie wiedząc czy ma dalej nas karcić za nieodpowiedzialność i głupotę czy może już wziąć się za sprzątanie. -To, że wróciliśmy dzień później niż mieliśmy to w planach wcale nie oznacza, że Nasz dom ma zamieniać się ot tak w stajnie Augiasza. - dodał, a jego wzrok mówił sam za siebie. Właśnie wszedł w fazę zabójczego, nadopiekuńczego kuzyna.

-Wybacz, mogę nadal leżeć i zalewać się łzami. Nie wiedziałam, że ta wersja bardziej trafiła w Twoje gusta. Prędzej czy później wymyślą coś za co zostanę ukarana i nie pozostanie mi nic z beztroski oraz młodości. Widzę, że faktycznie chcesz mojego ,,dobra''. - skomentowałam leniwie podnosząc się z kanapy. - Nie bój się Twój najwierniejszy przyjaciel odwodził mnie od wypicia trzech butelek wina. Brawo nawet w biednym Stefanie zaszczepiłeś Swoją sztywność i czepialstwo. - zgniotłam w dłoniach kartonowe opakowanie po czym wyrzuciłam je do śmieci.

-To znaczy, że istnieje tylko na maksa wyluzowana lub depresyjna odmiana Twojego zachowania? - zacisnął zęby i ledwo co wyraźnie wypowiadał poszczególne słowa. Obróciłam się w jego stronę i założyłam ręce na piersi.

-Od dziecka uczono mnie myślenia czarno-białego. Wpajano mi pojęcie perfekcjonizmu. Albo dajesz z siebie 100 % albo jesteś zerem. Nie zmienię tego założenia choćbym bardzo chciała. Zbyt wryło mi się to w mózg, więc tak, jestem imprezowiczką lub wrakiem człowieka. - odrzekłam pewnie.

-W tym momencie nie obchodzi mnie na jakich obrotach i w jaki sposób pracuje Twój narząd myślenia. Na własne oczy widzę, że skutecznie pozbyłaś się Swego rozsądku. W dupie mam teraz Twoje żałosne tłumaczenia. Bierz się do sprzątania albo fora ze dwora!. - wrzasnął. Wtedy właśnie zrozumiałam, że już wcale nie chodzi o bałagan, iż znów coś męczy mego kuzyna. Musiałam odpuścić dalszą dyskusję bo totalnie bym go załamała.

-Michi jesteś zmęczony. Nie przejmuj się wysprzątamy tak jak jeszcze nigdy. Przepraszamy. Więcej nie zastaniesz tu nawet kurzu. Słowo harcerza. - odezwał się Kraft podchodząc do przyjaciela i delikatnie klepiąc po ramieniu. Obserwowałam jak z blondyna uchodzą wszelkie negatywne emocje i niemal w żółwim tempie udaje się do własnej sypialni. Byłam pełna podziwu dla spostrzegawczości szatyna.

-Wiesz może co go dręczy? - spytałam kładąc butelkę po winie do worka ze szkłem. Delikatnie ułożyłam opróżnione naczynia w zlewie, a mój towarzysz nadal milczał. Po wyczyszczeniu ostatniego kieliszka nerwowo odwróciłam głowę. -Stefan? - zastałam go w pozycji przyjętej w celu wyczyszczenia stołu. Domyślałam się, że usłyszał pytanie, ale odpowiedź na nie sprawiała mu odrobinę więcej kłopotu. Nie dostrzegałam jego twarzy, więc nie miałam pojęcia czy rzeczywiście zna prawdę.

-Na serio się nie domyślasz? - przycisnął mocniej ścierkę do jasnego blatu i uniósł się na własnych ramionach. Obrzucił niechętnym wzrokiem kolejny fragment zagraconego pomieszczenia i usadowił się na drewnianym krześle. Mój mózg stale wymyślał nowe idee jednak najbardziej prawdopodobne to.. ? -Myślisz, że Michael z ogromnym uśmiechem rozstał się z Sandrą na rzecz jej dziecka ze Schlierenzauerem? To nie jest takie proste, bo sam Gregor jak już Ci mówiłem przechodzi trudne chwile i wszystko stało się strasznie pogmatwane.

-Nie sądzę, żeby Schlieriemu chciało bawić się w tatusia. - powiedziałam wzruszając ramionami. -Współczuję Michaelowi, ale co my możemy zrobić w takiej sytuacji? Zarówno jeden jaki drugi musi się pogodzić z obrotem spraw, bo lepiej już nie będzie. Może zmienić się tylko na gorsze. - westchnęłam wyczekując jego reakcji na moje słowa.

- Czy mu się chce czy też nie powinien ponieść odpowiedzialność za Swoje wcześniejsze czyny. Ale znając bliżej tego głupka mogę spokojnie stwierdzić, że wykręci się z tego całego tacierzyństwa w taki sposób, iż jego reputacja nawet nie ucierpi. Trzeba mu to przyznać jest sprytną świnią. - na jego twarzy pojawił się grymas.

-Może on tylko chce być tak postrzegany? Tworzy wokół siebie otoczkę aroganckiego chama z przerośniętymi ambicjami. Nie chce, aby ktokolwiek się przez nią przebił i poznał jaki tak na prawdę jest. Z tego co mi opowiadałeś każdy z Jego najbliższych mówił o Nim jako o imbecylu bez zahamowań, każdy oprócz Thomasa Morgensterna. W tym tkwi sedno sprawy. Tylko on zdołał złamać ograniczonego emocjonalnie Grega. Właściwie, co takiego się stało, że nie utrzymują już tak dobrego kontaktu? Nie wierzę, że jedynym powodem jest zakończenie kariery przez Morgiego. - wydusiłam wszystkie przemyślenia, które od jakiegoś czasu błąkały się po mojej głowie, nie znajdując wcześniej żadnej drogi wydostania się na powierzchnie.

-Wow zamurowało mnie... Szczerze mówiąc nigdy nie patrzyłem w taki sposób na Gregora. Właściwie możesz mieć racje. Był zupełnie inny gdy Thomas jeszcze skakał. W pewnych momentach gdy mu odbijało Morgenstern brał go na bok i przemawiał mu do rozumu. Nieraz mu się nie udawało, ale były to nieliczne przypadki. Zerwali kontakt podobno dlatego, że wcześniej mówili sobie o wszystkim, a Schlieri dowiedział się dopiero z prasy o końcu kariery jego najlepszego przyjaciela. Wtedy długo nie mógł do siebie dojść i stał się taki nieznośny.. -zakończył opierając podbródek na własnych dłoniach.

-To wszystko jest tak skomplikowane. Na waszym miejscu już dawno siadłaby mi psychika. Macie cholernie trudno w życiu. Nigdy nie skoczyłabym na tych dwóch deskach. Prędzej umarłabym ze strachy niż odbiła się od tej całej belki. To jest na prawdę niemożliwe. Po tylu dniach ja nadal nie wierzę, że wy potraficie latać. - postanowiłam zmienić temat, bo poprzedni ciążył nie tylko mi.

-W porównaniu do tego co ty przechodziłaś na co dzień.. Nasza historia to bułka z masłem. - przeszedł przez jadalnie i oparł się o blat jednej z szafek kuchennych. -Póki tu jesteś nie pozwolimy Cię skrzywdzić pamiętaj. - zapewnił z wyraźnym zdecydowaniem wypisanym w oczach. Uśmiechnęłam się delikatnie wiedząc jakie wpływy mają moi rodzice. Takich jak ta banda skoczków zamietliby raz dwa pod dywan w taki sposób, że cały świat sportu nawet by nie drgnął. Przełknęłam ślinę.

-Za to właśnie jestem Wam wdzięczna. Cieszę się, że mogę tu być z Wami, mam w Was wsparcie i mogę liczyć na Waszą pomoc. Nieistotne czy próbuję na siłę być beztroską Malak czy też umieram ze smutku wy nie odchodzicie. Jesteście tu i widzę, że nie macie najmniejszego zamiaru odpuścić. To bardzo dużo dla mnie znaczy i daję mi siłę żeby normalnie funkcjonować. - posłałam mu ciepły uśmiech, który odwzajemnił.

-Dużo zmieniłaś w Naszym życiu. - dodał przyjaznym tonem. -Oczywiście na gorsze. -zaśmiał się cicho, a za to zdanie otrzymał kuksańca w bok. Nie powiem nieźle się dogadywaliśmy. Zgrani przyjaciele. ,,Co innego myślisz, co innego mówisz.'' A już miałam nadzieję, że to będzie szczęśliwy dzień. Niestety musiałaś się pojawić. ,,Taka moja rola - psucie Twego humoru.'' Właśnie dlatego masz u mnie nie za dobrą opinię...

Wtedy do Naszych uszu dobiegł dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie lekko zdziwieni. Nie byliśmy przyzwyczajeni do tego, że ktoś dopomina się o wpuszczenie go do środka. Zazwyczaj wchodziło się tu bez ówczesnego powiadamiania i wychodziło tak samo. Stefan ruszył w stronę korytarza i uchylił drzwi wejściowe. Byłam zbyt daleko, aby usłyszeć kim jest tajemniczy gość, lecz po chwili ujrzałam go na oczy. We własnej osobie - Sandra Stiegler. Na twarzy szatyna jawiło się zakłopotanie.

-Cześć - zwróciła się do mnie. Nie było to chamskie przywitanie, wręcz przeciwnie, wydawała się być przyjaźnie nastawiona. Lekko zaokrąglony brzuszek uwydatniał jej niebieski sweterek. -Miło Cię widzieć. - po tych słowach już kompletnie mnie zamurowało.. Boże gdzie podziała się ta wredna blondi?! ,,Ulotniła się wraz ze zmianą koloru włosów.'' Faktycznie nie wspomniałam, że stała przede mną szatynka, nie jasnowłosa.

-Hej, Ciebie też. Jak się czujesz? - spytałam z grzeczności.. Może wtedy miała gorszy dzień i dlatego była niezbyt sympatyczna? ,,Tak pewnie, a Gregor tak po prostu ma o niej wyrobione złe zdanie. Twoja inteligencja, a raczej jej brak mnie powala...'' Może się zmieniła? ,,Nie pamiętasz Swej teorii, że ludzie nigdy się nie zmieniają tylko zakładają nowe maski?'' Więc założyła nową maskę.. Pasuje? ,,Tak. Nie daruję Ci tego, że odmieniłaś mnie w czepialską jędze.'' Nie ma za co skarbie. ,,Policzymy się w przyszłości..''

-Całkiem okej jak na 100 kilogramowego wieloryba. - mrugnęła i subtelnie się uśmiechnęła. Spojrzała znacząco na Stefana, a ten zniknął nam z pola widzenia, udając się na górę. -Dawno się nie widziałyśmy... Może ty wiesz gdzie obecnie jest Greg..? Bardzo się martwię. - westchnęła.
-Przykro mi, chciałabym to wiedzieć, niestety nie jest mi to dane. - odparłam zgodnie z prawdą. - Nie powinnam się rządzić, ale co tam.. Napijesz się herbaty? - zapytałam przechodząc bliżej kuchenki. Pokiwała twierdząco głową. Wzięłam do ręki czajnik i nalałam sporą ilość wody. Postawiłam go na gazie i usiadłam przy stoliku. -Jak Gregor zareagował na wieści o tym, że zostanie ojcem? - zainteresowałam się chyba tym czym nie wypada, ale trudno, mleko się już rozlało. Zerknęła w stronę schodów i zajęła miejsce naprzeciwko mnie.

-Wydawało mi się, że całkiem neutralnie. Nie był zły, tak jakby ktoś go już wcześniej na to przygotował. Może sam się domyślał? Wszystko było w normie, odwiedzał mnie co drugi dzień, a przedwczoraj tak po prostu wyjechał. Nie wiadomo dokąd i po co. Słyszałam, że ma spore problemy z własnym organizmem. Jeśli mam być z Tobą szczera, chciałabym aby skończył skakać.. - wypaliła delikatnie spuszczając wzrok. ,,A więc tu jest pies pogrzebany.. Schlierenzauera wnerwiała jej postawa odnośnie Jego pasji..'' To martwy punkt. Takiego konfliktu zazwyczaj już się nie da rozwiązać.

-Czemu nie zaakceptowałaś jego zawodu? - uniosłam brew zadając pytanie na które odpowiedź była tak klarowna i jasna jak słońce świecące za oknem. Miałam ochotę popukać się po czole. Czasami wydawało mi się, że to właśnie ja jestem całkiem głupią, niedomyślną istotą.

-Cholernie się o Niego bałam. Gdy widziałam jego sukcesy bardzo się cieszyłam, ale przed każdym kolejnym konkursem żołądek zawiązywał mi się w supeł, a serce podchodziło do gardła. Kiedy już wylądował bezpiecznie czułam jak strach ze mnie uchodzi. Pamiętam wyraźnie każdy jego upadek i to oczekiwanie w napięciu na to czy się podniesie. To było najtrudniejsze. - pod koniec wywodu wypowiadała każde słowo z większymi przerwami. Jej oczy zaszły łzami. Chciałam coś powiedzieć, ale czajnik rozgwizdał się do tego stopnia, że nawet własnych myśli nie słyszałam. Przekręciłam kurek i zalałam dwie esencje.

Postawiłam jeden kubek przed kobietą. Wtedy też usłyszałam szmery dochodzące od strony schodów. Wychyliłam głowę z pomieszczenia i ujrzałam Michaela, a za Nim idącego Stefana. Hayboeck miał minę jakby właśnie szedł na ścięcie, Kraft jakby był katem przyjaciela. Ich powaga odrobinę mnie zaniepokoiła. Szybko skojarzyłam fakty i pojęłam, że Sandra przyszła porozmawiać ze Swoim ,,byłym''.

Jej zwierzenia zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Ona na prawdę kochała Gregora.. Tylko czy po paru latach narzekań działało to również w drugą stronę? Może iskra miłości po owym czasie wygasła tak szybko jak zapłonęła? Obserwowałam wszystko myślami będąc na prawdę daleko. Szatynka zniknęła wraz z blondynem za drzwiami pokoju gościnnego. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Krzyków lub kulturalnej rozmowy dwóch dorosłych ludzi. Jedyne co mogłam uczynić to wziąć herbatę i zasiąść na kanapie. Dołączył do mnie Stefan.

-Sandra nie chcę, aby to Schlieri wychowywał ich dziecko. Ona.. Ma zamiar przekonać Michiego, żeby do siebie wrócili. - oznajmił wyczekując mojej reakcji.

-Może tak będzie dla wszystkich lepiej? Jak już Ci wcześniej mówiłam, nie wydaje mi się, żeby Schlierenzauerowi uśmiechało się bawić w tatusia, a z Twoich słów wynikało, że Michael pragnął zostać ojcem. - przełknęłam ślinę. Nie miałam pojęcia czy moje spostrzeżenia były trafne, ale spotkały się tylko z milczeniem chłopaka.

Pomimo wcześniejszych ekscesów modliłam się, aby Pannie Stiegler wszystko się poukładało i żeby każdy z nich wyszedł z całej sytuacji usatysfakcjonowany. Wierzyłam, że Gregor niebawem wróci, a przecież wiara czyni cuda.







***************************
Witam Was kochani ♥
Święta się już kończą :/ 
Chciałam Wam podziękować za piękny prezent :)
Jestem wdzięczna za ponad 5000 wyświetleń.
Sama nie mogłam uwierzyć, że jest ich aż tyle. 
Odświeżałam bodajże 10 razy stronę główną bloggera i powiem Wam że się wzruszyłam. 
Gdyby nie to, że daliście mi taką motywacje nie byłoby ani tego, ani poprzedniego rozdziału. 
Także na prawdę dziękuje wszystkim razem i każdemu z osobna. 
Gdy widziałam przybywającą ilość pozytywnych komentarzy buźka mi się cieszyła. 
Nie wiem co jeszcze mam powiedzieć ♥ 
DZIĘKUJE! 
Pozdrawiam :*

wtorek, 22 grudnia 2015

Cud trzynasty :)

- Musisz coś zjeść, bo inaczej Nam tu padniesz. - stwierdziła trzymając przed moim nosem łyżkę ciepłej zupy.  Popatrzyłam bez przekonania na ciecz widniejącą na sztućcu. -Malak, to zenie możesz wychodzić na zewnątrz wcale nie znaczy, że masz mi tutaj umrzeć. Nie rób tego przynajmniej w trakcie moich odwiedzin. - spojrzała na mnie z ukosa i delikatnie się uśmiechnęła. -Słyszałam, że gdy Stefan tu był to zjadłaś całą miskę, teraz już widzę jak traktujesz przyjaciółkę. - wydęła wargi w podkówkę. Przewróciłam teatralnie oczami i otworzyłam usta. Zadowolona wepchnęła metalową łyżkę do mojej buzi i odłożyła na bok rosół. -Może chcesz o tym pogadać? - spytała. -Właściwie znamy tylko jedną trzecią całej historii, a ty nie odzywasz się już od tygodnia. -spuściła głowę. Złapałam jej dłoń. Poruszyła się delikatnie. Przez otwarte okno dobiegł dźwięk podjeżdżającego samochodu. Sabira momentalnie się zerwała i wyjrzała na zewnątrz.  -Przyjechał Manuel i Kraft. Chyba muszę już lecieć. - podrapała swój łokieć. Pomachałam powoli prawą dłonią. Po chwili już jej tam nie było.

Spojrzałam na malutką plamę znajdującą się na suficie. Nawet zabrudzenie było wtedy ciekawą niespotykaną rzeczą. Nie minęło pięć minut, a drzwi do malutkiego pokoju w którym obecnie się znajdowałam zostały otworzone przez niewysokiego szatyna. Trzymał w ręce jakieś pudełko. Położył je na kocu znajdującym się tuż obok mnie.

-Jak się czujesz? - zapytał właściwie chyba nie oczekując jasnej, klarownej odpowiedzi. Otworzył opakowanie i wyjął z Niego czekoladę z orzechami.

,,Wie jak Cię podejść mała.'' Co ty tu..? ,,Musiałam odwiedzić starą znajomą, miałam dość milczenia.'' Chyba po raz pierwszy się cieszę, że mogę Cię usłyszeć! ,,Nie przesadzaj z tymi czułościami. Zabieraj się za to brązowe cudeńko. Nie jesteś ty dziewczyno głodna?'' Jakoś nie mam na nic ochoty. ,,Ej laska, życie toczy się dalej. Po prostu dostałaś szlaban na wychodzenie z domu.'' Boję się.. Pomimo wszystko. ,,Nie masz czego tutaj Ci nic nie grozi. Stefan jest przy Tobie, Sabira też.'' Tak ale.. ,,Gregor ma na głowie przygotowania do tacierzyństwa. Chyba nie chcesz żeby rzucił wszystko i przybiegł do Ciebie w podskokach.'' ... ,,Nawet mi nie mów że twój egoizm wzniósł się na tak wysoki poziom.'' Mógł chociaż zapytać jak się czuje.. ,,Widzę, że nie mamy o czym gadać. Uspokój się to wrócę..''

Sięgnęłam dłonią do odpakowanej słodkości. Wzięłam jeden kawałek czym wywołałam u Stefana ogromne zdziwienie. Zjadłam kostkę potem drugą, trzecią, a chłopak nadal nie mógł wyjść z podziwu. Zaśmiał się cicho na widok mojej żarłoczności. Faktycznie może trochę zgłodniałam..?
-Malak? - zwrócił się do mnie. Przeniosłam Swój wzrok na Jego tęczówki, jak zwykle w kolorze niemalże mahoniu. -Proszę.. Opowiedz co się wtedy stało.. Możesz mi zaufać. - odrzekł niepewnie po chwili milczenia.  Zacisnęłam wargi w wąską linię. -Chcę ponownie usłyszeć Twój głos... - szepnął, a iskierki nadziei w Jego oczach tonęły w ciepłym odcieniu brązu. W ogóle nad sobą nie panując ułożyłam ręce na jego policzkach wcześniej przechodząc do pozycji siedzącej.

-Jestem gotowa. Przekażę wszystko tak jak było. - powiedziałam zachrypniętym głosem. Jego ton niewątpliwie spowodowany był moim wcześniejszym milczeniem. Może to właśnie ono jest złotem, ale za duszenie w sobie bezsensownych obaw i emocji płacimy o wiele wyższą cenę niż za to kiedy się wygadamy, kiedy nam w końcu ulży.

Słuchał każdego słowa. W momencie gdy łzy stanęły mi w oczach położył palec na moich malinowych ustach i delikatnie objął ramieniem. Wtulona w Jego tors zapomniałam o Bożym świecie. Płakałam nie zwracając większej uwagi na to że właśnie plamię mu bluzkę albo chociażby na to, że zajmuję mu kupę czasu.

,,Wyluzuj. On .. chyba .. chce Cię słuchać...'' Taki przyjaciel to prawdziwy skarb. ,,Tak, dokładnie, przyjaciel, zanotowałam. Przypomnę Ci to określenie za parę miesięcy.'' Czy ty coś sugerujesz? ,,Tak, jeśli zaraz nie przestaniesz ryczeć to zmarnujesz taki fajny wieczór.'' Dam ci radę, weź spierdalaj. ,,Uu od kiedy używasz tak wulgarnego słownictwa?'' Cofam tamto wcześniejsze. Wcale nie tęskniłam. ,,Pierwsze słowo do dziennika, drugie słowo do śmietnika, dziennik jest spalony śmietnik ocalony!'' Mój Boże, nie dość, że jestem głupia to jeszcze niedorozwinięta..

Poczułam jak chłopak głaszcze czubek mojej głowy. Odsunęłam się lekko i wytarłam wilgotne policzki. Były odrobinę cieplejsze. Zawsze tak się dzieje gdy płaczę.
-Stefan ty nawet nie wiesz co to znaczy mieć depresję.. -nabrałam powietrza do płuc. Spojrzał na mnie zaciekawiony. - Wtedy nawet nie masz siły ruszyć ręką czy nogą. Nie możesz spać. Bezcelowo gapisz się w sufit lub ścianę i czujesz ogromna pustkę. Nikomu nie życzę żeby przez to przechodził. W tym czasie masz na prawdę minimalne szanse na powstrzymanie się od próby samobójczej. Trzeba być cholernie silnym psychicznie, aby znosić taki ciężar. Ale wiesz co? Po każdej depresji jesteś coraz mocniejszy i stabilniejszy mentalnie. Gdy ją pokonasz zaczynasz dostrzegać coraz więcej pozytywów i zapominasz o złych chwilach.

-Malak - odgarnął mój kosmyk włosów. - Nie denerwuj się obecnie na Schlierenzauera. - zupełnie zaskoczył mnie takim zwrotem. Obstawiłabym każdą inną możliwą opcję, ale na pewno nie to, że powie coś o Gregorze. -Wiem, że niezbyt znasz się na skokach, ale... - wstrzymał oddech. -To co tak najbardziej kocha robić może zostać mu odebrane. Lekarze stwierdzili, że ma wyczerpany organizm i dla własnego dobra powinien odpuścić. Nigdy w życiu nie widziałem go tak podłamanego. Wyjechał. Nikt nie wie gdzie obecnie jest... - zakończył cierpliwie wyczekując mojej reakcji.

-Stefan.. Powiedz mi, że żartujesz. - zawiesiłam głos bo jakaś gula w gardle skutecznie uniemożliwiła mi dalsze mówienie. - Wydawało mi się, że Greg to najsilniejsza osoba jaką poznałam. Gdy byliśmy jeszcze w Wiśle na jego komputerze widziałam filmik. Były tam jego wszystkie zwycięstwa.. Wyglądał na takiego pewnego siebie, cholernie utalentowanego skoczka, który poza Swą pasją nie chce robić nic.

-Bo tak było. Teraz po prostu się złamał. Praktycznie w ogóle nie ma wsparcia. Rodzina obecnie jest poza domem, a on nie chciał ich martwić. W drużynie nie ma nikogo z kim miałby lepsze relacje, bo po odejściu Morgensterna totalnie się w sobie zamknął. - powiedział na jednym wdechu. Zamurowało mnie. Z ogromną trudnością łapałam kolejny oddech.

-Nie wierzę. On się nie podda. Niedługo zaczyna Wam się sezon, prawda? Wtedy właśnie zdeklasuje wszystkich, z góry do dołu nie oszczędzi nikogo. Po depresji masz ogromnego kopa do działania i zmiany tego gówna przez które tyle się męczyłeś. Zobaczysz jeszcze wspomnisz te słowa. - mrugnęłam do niego. Teraz to on miał minę niedorozwiniętego dzieciaka, któremu ktoś zabrał ulubionego lizaka. - Niebawem pojawi się i zacznie pracować na takich obrotach jak nigdy wcześniej. Nie poznasz go. Jest dużym chłopcem więc zakończmy juz jego temat. Sam sobie świetnie w życiu poradzi. - uśmiechnęłam się szerzej i wstałam z łóżka.

Nasza rozmowa trwała dość długo, albowiem słońce chyliło się nie ubłagalnie ku zachodowi. Rzuciłam Kraftowi ostatnie spojrzenie po czym tak po prosu wymknęłam się z pomieszczenia. Zeszłam na dół i nie wahając się ani minuty ruszyłam w stronę jadalni. Podeszłam do niewielkiego barku i wyjęłam butelkę czerwonego wina. Otworzyłam lodówkę i surowym okiem zmierzyłam jej zawartość, a raczej jej brak. Ujrzałam tylko światło. Pokręciłam z dezaprobatą głową. Nie musiałam długo myśleć, aby wpaść na pomysł dobrej kolacji. Jak z niczego stworzyć coś? Zadzwonić do pizzerii!

Wybrałam odpowiedni numer, który widniał na ulotce znajdującej się na przodzie białego urządzenia teoretycznie służącego do schładzania żywności. ,,Koniec załamki?'' Zdecydowany koniec. ,,Jestem z Ciebie dumna.'' Ja z siebie też. ,,Cóż za skromność.'' Jak masz mnie wprowadzać w zły nastrój to lepiej już teraz zabieraj dupę w troki. ,,Widzę, że nadszedł czas w którym stwierdzasz, że twój rozsądek, kolokwialnie mówiąc, ma się jebać?'' Mam już serdecznie dość Ciebie i Twoich ograniczeń.

(...) -Nie wiem jaką pizzę lubisz, ale zamówiłam Capriciose. - poinformowałam zdezorientowanego szatyna wkraczającego niepewnym krokiem do kuchni. -Mam nadzieję, że mi wybaczysz to jakże haniebne zaniedbanie. Tak zmieniając temat macie tu jakieś kieliszki? - rozejrzałam się dookoła.

-Druga szafka z lewej. - wskazał palcem. - Dzwonił Michi dlatego tak długo nie schodziłem. Jutro po południu wracają. -oznajmił opierając się o blat. Przeklęta skrytka z naczyniami przeznaczonymi do nalewania w nie czerwonej cieczy znajdowała się dokładnie za Nim. Sięgnęłam ręką do klamki ale ta nieszczęsna zsunęła się i w efekcie tego odrobinę przygniotłam chłopaka własnym ciałem. Z jego gardła wydobył się cichy chichot, ale czy mi było do śmiechu. Znajdowałam się się w małej odległości od Krafta który mnie cholernie hipnotyzował i pociągał....

Tak! Boże! Dzięki Ci za dzwonek do drzwi, który w tamtym momencie został naciśnięty przez dostawcę pizzy. Z uśmiechem na ustach wyminęłam Krafta i rzuciłam się biegiem do drzwi wejściowych. Otworzyłam je i odebrałam jedzenie wręczając pracownikowi pizzerii należytą zapłatę.

Wierzyłam, że w najbliższym czasie nie dojdzie między nami do żadnych niezręcznych sytuacji, a przecież wiara czyni cuda.

*********************
Jest i numer 13.
Miałam ogromna ochotę coś stworzyć no i stało się. 
Jak tam przygotowania do świąt?
Komentujesz - Motywujesz. 
Pozdrawiam :*

środa, 16 grudnia 2015

Cud dwunasty :)

,,To uczucie gdy nagle wśród tłumu ludzi ogarnia Cię samotność.. Gdy nagle czujesz chłód, kiedy zewsząd otacza Cię temperatura 30 stopni. Zwolniona akcja serca po długim tańcu. Nie potrafię zapomnieć jego bólu, cierpienia, smutku.. Gre..'' Nie, nie miałam się dobrze bawić, dosyć tego. ,,Wmawiasz sobie coś. Wiemy jednak że nie wybijesz sobie go tak po prostu z głowy..''

-Malak wszystko okej? - spytał Stefan kucając przede mną. Spojrzałam w Jego czekoladowe oczy i pokiwałam przecząco głową. Westchnął cicho i zajął miejsce obok mnie. -Co się dzieje? - zadał kolejne pytanie, na które niekoniecznie znałam odpowiedź. Chociaż. Może nie chciałam jej znać? ,,O tak, teraz już lepiej..''

-Wyjaśnij mi jedno. Czy przed moim przyjazdem też się kłóciliście?- zapytałam bez ogródek, wpatrując się z zaciekawieniem w Swoje dłonie. Gdy przeniosłam wzrok na Jego tęczówki zaobserwowałam gasnący w nich z sekundy na sekundę blask, radość, zafascynowanie.

-Tak myślałem. - odparł tak na prawdę nie odpowiadając na poruszone przeze mnie zagadnienie. -Nie martw się, jest dużym chłopcem nie zrobi sobie nic złego. - prychnął z wyraźnym niezadowoleniem. - Powinnaś się bawić a nie myśleć o tym idio.. o Gregorze. - zacisnął wargi w wąską linię i utkwił Swój wzrok gdzieś na twarzach ludzi tańczących na parkiecie.

-Nie o to pytałam. - odrzekłam stanowczo. Chciałam zwrócić Jego uwagę na moją osobę. Dotknęłam delikatnie jego ramienia. -Stefan? - zacisnęłam dłoń na górnym ramieniu bruneta. Nie ruszył się nawet o milimetr.

- Zatańczymy? W końcu to Twoje urodziny. W dodatku 18. - spróbował zdobyć się na delikatny uśmiech i wystawił dłoń w moim kierunku. Chciałam odmówić, nawet już zaczynałam robić przeczący ruch głową, ale wtedy bez pytania pociągnął mnie za rękę tak, ze stanęłam na równe nogi. Chwilę później staliśmy na uboczu fragmentu klubu przeznaczonego do tańca.

-Nie umiem Stefan.. Nigdy z nikim nie tańczyłam. - przyznałam szczerze delikatnie się pesząc.

-Poprowadzę Cię. Keep calm. - nagła zmiana piosenki. Zapowiedź i moja grobowa mina. ,,Z dedykacją dla dzisiejszej jubilatki. Najlepszego Aniele.''. Postukałam się po czole. Usłyszałam nieznany mi język, trudny, dziwny.

-Po jakiemu to? - uniosłam brwi do góry kładąc delikatnie moją górną kończynę na ramieniu Krafta. Parsknął śmiechem. Uszczypnęłam go, a on lekko odskoczył i pokiwał z dezaprobatą głową, tymczasem z mojego gardła wydobył się cichy chichot.
Z czego ja się
śmieje?! ,,Może z własnej głupoty..''
Taka mądra
, to mi powiedz co to za język?
,,Biorąc pod uwagę to , że jesteśmy w Polsce.. Nie wiem.. Może polski?''
- Okej nieważne. - miałam ochotę zrobić gest w stylu face palm..

Za wszystkich, którzy odeszli - unieś Victorię w powietrze
Póki tu ciągle jesteśmy - trzymaj ją w górze
Dzisiaj nienawiść zabierzmy bez kropli żalu na cmentarz
I pochowajmy pomału - zakwitną róże
Za wszystkich, którzy w to wierzą, razem nie damy im umrzeć
Bo Kwiaty, które nie więdną - to dobrzy ludzie
I nawet, kiedy odejdą, dalej będziemy energią,
która powróci na pewno - obiecuję Ci!

Powoli kręciliśmy się po parkiecie w ciszy. Piosenka przypominała raczej muzykę typu rap. ,,Jestem pełna podziwu Twej spostrzegawczości.''
To miłe.. Zupełnie nie w Twoim stylu.

,,Masz na mnie zły wpływ, mała''
Lajf is brutal..
Wokół nas tuliły się inne pary, a ja czułam na sobie czyjeś spojrzenie. Po skończonym wykonie na mojej twarzy zagościł subtelny uśmiech.

- I co było, aż tak strasznie? - spytał dokładnie mi się przypatrując. - Chyba Cię nie podeptałem. - dodał oglądając szczegółowo moje baletki. Brak zabrudzeń i siniaków. Ten efekt chyba go zadowolił. Zostałam zmierzona surowym wzrokiem grupy dziewczyn siedzących w kącie. Cholera. Znowu fanki?! ,,Ty to masz szczęście do wpakowywania się w takie sprawy..'' Dzięki za wsparcie. W tym momencie Kraft popatrzył w kierunku w którym zwrócone były moje oczy. Grymas na twarzach nastolatek zmienił się na bardziej przyjazny wyraz.

Westchnęłam cicho i odeszłam na bok.Spuściłam głowę i z zamiarem powrócenia do naszego stolika ruszyłam przed siebie. Wtedy ktoś z impetem na mnie wpadł. Był to ruch pełen złości. Ja, że moje ciało nie należało do najstabilniejszych, upadłam. Pomasowałam Swoje udo i spojrzałam w stronę sprawcy całego zajścia. Jego spojrzenie ciskało piorunami. Rozchyliłam usta.

-Gregor? - zdołałam tyle z siebie wydobyć. - Co ty tu robisz? - zapytałam będąc nadal w szoku. Tysiąc myśli przebiegło przez moją głowę w większości niezbyt radosnych. Delikatnie rozluźnił zaciśnięte pięści. Podał mi rękę w celu naprawienia szkód.

-Nie jestem chamem, chciałem Ci złożyć życzenia. - odrzekł z kamienną miną. Domyśliłam się że coś jest nie tak i to bardzo. -Nie będę skakać w Wiśle. Dziś w nocy mam samolot do Wiednia. - dodał przymykając delikatnie powieki. -Michi też wraca. - zakończył. Stałam jak wryta. Do Naszej dwójki dołączył najpierw blondyn następnie szatyn. Stefan ze znakami zapytania intensywnie wpatrywał się w Swoich kolegów. Hayboeck i Schlierenzauer wymienili się spojrzeniami. Starszy z nich podrapał się po szyi. Złość zupełnie go opuściła pojawił się wstyd? Zmieszanie?

-Dzwoniła Sandra.. - zaczął niepewnie 24- latek. -Oznajmiła mi, że jest w ciąży. W 4 miesiącu. To okres w którym skończyła się spotykać z Gregorem, zaczęła ze mną.  - tu nastąpiła dłuższa przerwa. - Niewiadomo który z Nas jest ojcem. - splótł ręce wyczekując jakiejkolwiek reakcji z Naszej strony. Zmierzyłam wzrokiem twarz Krafta. Był zaskoczony..
Ale i zły?
,,Coś trudno Ci dziś idzie z odgadywaniem emocji. Na co miałby się złościć? Uruchom mózg, bo zamulasz.''
Skup się! To mnie olśnisz

-Prędzej czy później to musiało się stać. Najpierw robicie później myślicie. - burknął niższy mężczyzna. - Wiedziałem, że Greg o nieodpowiedzialny dupek, ale ty ? - zwrócił się do Michiego z wyraźną pretensja w głosie.

-Wybaczcie, ale to chyba nie moja sprawa. Nie będę się wtrącać i ingerować w Wasze życie. - podeszłam do Naszego stolika. Nikt nie protestował. Chwyciłam bluzę Krafta uprzednio go o tym informując. Przykryłam szczelnie moje gołe ramiona. Pomachałam delikatnie dyskutującym skoczkom. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, ale faktycznie nie powinnam się w nic pakować. Niech podejmują decyzję jakie uważaja za najodpowiedniejsze.

Uczucia, które mną zawładnęły zupełnie przestały się liczyć. Ledwo co ich znałam i doszłam do wniosku, ze muszę odrobinę przystopować b mogę sama sobie zaszkodzić. Nie wolno kierować się emocjami ani sercem, bo obydwie drogi prowadzą do nikąd.Nie potrzebowałam miłosci, szczęścia, związku a przynajmniej tak mi się wydawało. Skręciłam w ciemną uliczkę. ,,Dwa zakręty jeden w prawo drugi w lewo i będę na miejscu.'' Mocniej zacisnęłam dłonie na krawędziach rękawów. Było zimno jak na sierpień. Przystanęłam chwilę i spojrzałam w niebo. Piękna gwieździsta noc ogarnęła mnie z każdej strony.

Nagle ktoś przerwał moje rozmyślania i złapał mnie za ramiona. Chciałam się odwrócić, zobaczyć ko tak bezczelnie się ze mną wita.. Wtedy poczułam silny ucisk na własnych wargach. Następnie w świetle jasnego księżyca mignęlo mi przed oczami ostrze. Nie pamiętałam nawet jak się nazywam. Przerażenie osiągnęło apogeum.

-Mógłbym Cię zabić. - odezwał się napastnik w moim ojczystym języku. - Ale nie takie mam polecenie. Wracaj do domu, albo nie ujdziesz z Swym marnym życiem. - przyłożył nóż do mojego gardła. -Rozumiesz? - spytał Swym basowym, ciężkim głosem. -W umowie nie było, że mam się trochę nie pobawić. - zaśmial się szyderczo. W moich oczach stanęły łzy. Nie mogłam się ruszyć. Zaczęłam szlochać i drżeć. -Polska to takie nudne państwo. Od czasu do czasu mógłby ktoś tu wywołać jakieś zamieszanie. - Jego ręka zjechała w okolice mojej klatki piersiowej. Ostrą stroną narzędzia przejechał po górnej części białej sukienki skutecznie ją prując.-Nie ruszaj się, bo nie uda mi się wypełnić rozkazu i umrzesz tu i teraz. - zbierało mnie na wymioty. Do moich uszu dobiegł cichy szelest ze strony budynku znajdujacego się niedaleko. Ktoś przekręcił klucz w zamku. Mężczyzna chcący mnie skrzywdzić natychmist pchnął mnie na ziemie i ruszył biegiem w kierunku przeciwnym do dochodzących odgłosów. Wstrząśnięta wcześniejszymi wydarzeniami czułam się jakby nieobecna. Mój duch już dawno chciał zakończyć żywot, ale ciało nadal się sprzeciwiało. Z ceglanej kamienicy wyłoniła się starsza pani.. A przynajmniej tak mi się wydaje.

Nie kojarzę co zrobiłam następnie, ale obudziłam się zupełnie gdzie indziej. Miałam nadzieję, że Bóg w końcu zakończy moje cierpienia i zabierze do siebie. Tam nic by mi już nie groziło. Wierzyłam z całego serca, że nastąpi kres wstydu, poczucia wyobcowania, a przecież wiara czyni cuda...

***********************
Jest 12.
Dziś trochę smutniejsza alternatywa zakończenia.. 
Muszę poprawiac wszystko, więc nie wiem kiedy ujrzycie nowy rozdział
Wiecie jak to w święta dużo pracy itd.. 
Więc jeśli już nie będę miała okazji to żeby nie zapomnieć :
Wesołych świąt, mile spędzonych z rodzinką. 
KOMENTUJESZ - MOTYWUJESZ
Zostawcie mi mały prezencik w postaci opinii :'D
Pozdrawiam :*

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Cud jedenasty :)

- Nie, nie założę tego. - stwierdził oburzony Stefan. - W garniturze wyglądam jak rozpuszczony bufon. - prychnął mierząc strój wiszący na wieszaku surowym, przenikliwym wzrokiem. Pokręciłam z dezaprobatą głową.

- A na oficjalne spotkanie z Panem Tajnerem pójdziesz w dresach, świetny pomysł Stefciu. - zaśmiał się Schlierenzauer. - Zresztą rób co chcesz. Za mundurem, garniturem panny sznurem. - odrzekł zabawnie unosząc brwi. - Prawda Malak? Lecisz na elegancików? - spytał zaciekawiony moją reakcją. Za co oczywiście dostał po głowie najbliżej leżącą poduszką.

-Daruj sobie Gregor. Myślisz, że zawsze masz rację i jesteś najlepszy? Najpierw spójrz na Swoje wyniki później się odzywaj. Nie rób z siebie nie wiadomo kogo bo nie na wszystko masz pozwolenie i aprobatę innych. - rzucił nerwowo i usiadł na moim tymczasowym łóżku. Miałam dziwne wrażenie że w tym całym wylewie żalu nie chodziło o ubranie. Poczułam się niezręcznie.

- Powiedział ten który już wszystko osiągnął. Twoim największym sukcesem jest zajęcie 3 miejsca w generalce i zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni. Wielkie gratulacje legendo. - odpowiedział stanowczo na wcześniejszą zaczepkę. - Teraz już przynajmniej wiem co o mnie sądzisz. Wiesz,  że przez moment myślałem, iż ktoś w kadrze będzie mógł zastąpić mi wcześniejsze relacje z Morgim. Widzę, że grubo się pomyliłem. - zacisnął zęby. Rzucił mi pełne emocji spojrzenie. Oczekiwał, że otrzyma z mojej strony wsparcie.. Nie potrafiłam nic powiedzieć. W szczególności, że chodziło tu o Krafta. W jego temacie stawałam się zupełnie bezsilna. - Udanego wieczoru. - chamsko ukłonił się przed naszymi obliczami i wyszedł trzaskając przy tym drzwiami. Westchnęłam ciężko.

- Lepiej będzie, jak już też pójdziesz. Wróć do Michaela. - poprosiłam chłopaka który został ze mną w pomieszczeniu. Bez słowa opuścił pokój nie zaszczycając mnie nawet jakimkolwiek ,,pocałuj mnie w dupę'' po prostu odszedł. Położyłam własne dłonie na twarzy. W tym momencie od przemyśleń odwiódł mnie dźwięk gościa przekraczającego próg hotelowych 4 ścian w których obecnie się znajdowałam

-Niespodzianka! - krzyknęła Sabira rozkładając ręce w geście chęci powitania. Moje kąciki ust zadrgały w bladym uśmiechu. ,,Cholera! Przecież ja nic nie zrobiłam!'' - Co jest? - spytała widząc moje niemrawą minę. Spuściłam powietrze z płuc i przygryzłam dolną wargę.

- Czuję się winna, pomimo, że w rzeczywistości niczemu nie zaszkodziłam. Tylko tyle, że nie zareagowałam. Pokłócili się, a ja siedziałam cicho. - w mojej głowie wrzało. Nie od przyczyny ich zwad lecz od tego, że raptownie zmieniłam front na neutralny. Przedtem bez wahania objęłabym stronę Krafta, a teraz? Schlierenzauer za dużo namieszał mi w głowie, musiałam z tym skończyć jak najszybciej. Nie dawać żadnej nawet minimalnej nadziei na ,,coś więcej''.

- Dzieciaczki czasem muszą powojować. - zażartowała. - Słyszałam, ze wybierasz się z Nimi na spotkanie z Panem Tajnerem, to prawda? Czujesz się aż taka ważna, skarbie? - zmrużyła oczy w geście udawanego oburzenia. Ja wytknęłam język na długość 2 centymetrów. - Którego zaszczycisz jako osoba towarzysząca? - spytała z zaciekawieniem. No i kolejny cios. Na śmierć zapomniałam o tym, że mam tam pójść..

-Gregora. - odparłam bezgłośnie. Ciemnowłosa wytrzeszczyła oczy jakby co najmniej ducha zobaczyła. Odkaszlnęła zaskoczona i uniosła mój podbródek. Kiedy już mój wzrok był na wysokości jej spojrzenia, obejrzała mnie dokładnie z każdej strony.

-Po wyglądzie oceniam, że siedzi tu Malak, ale po tym co przed chwilą usłyszałam zaczynam w to poważnie wątpić. Co sprawiło, że się polubiliście? Chcesz zranić kogoś na kim na prawdę Ci zależy? - zapytała pretensjonalnie. Zacisnęłam powieki i wargi. Sprytnie wymijając jej pytanie. Gdy je otworzyłam pokiwała z dezaprobatą głową. -Rób co chcesz, ale później tylko nie płacz. Wszystkiego najlepszego. - podała mi małe pudełko. Przyjrzałam się mu dokładnie.

-Przecież dostałam już od Ciebie prezent - bilety do Austrii. - odrzekłam odmawiając przeczącym ruchem dłoni. Nie  wymagałam żadnych upominków. W końcu to był dzień jak każdy inny. Z uporem wpatrywała się to we mnie to w pakunek. Na mej twarzy pojawiła się niechęć i grymas. Po chwili uchyliłam wieczko niespodzianki. Widniały tam dwa kolczyki. Z małymi diamencikami po bokach. Były w podłużnym, lekko pofalowanym kształcie. Ich długość wynosiła około 30 milimetrów. Rozwarłam usta. - Są piękne. Dziękuje. - przytuliłam ją do siebie najmocniej jak tylko potrafiłam.

- Szykuj się bo za chwile dwunasta, a ty siedzisz tu w tych łachmanach. - dodała podchodząc do niskiej szafki. Znajdowały się tam trzy zapełnione wieszaki. Pewnym ruchem wyciągnęła pamiętną sukienkę i podała mi ja ostrożnie, tak jakby było to co najmniej jajko.Wzięłam odzienie i udałam się do łazienki aby je na siebie nałożyć. Przecież nie mogłam stanąć przed tymi ważnymi osobistościami w świecie polskich skoków w krótkich spodenkach i bokserce. Nie byłam aż tak pełna buntu i krytycyzmu dla całego otoczenia. Poprawiłam proste jak druty włosy. Stwierdziłam również, że one żyją swoim własnym życiem, a drażnienie ich doprowadza tylko do pogorszenia sprawy, więc na starcie dałam sobie z nimi spokój. Założyłam kolczyki i ubrana w kreację wyszłam z małego pomieszczenia.

(...) Później czas przyspieszył. Ja i szatyn trzymający się za ręce podążaliśmy w stronę białego budynku. Powitania, gromkie brawa, długie przemówienia, hojne podziękowania, sztuczne uśmiechy i gratulacje..

- Serdecznie witam Panów, tak emm.. Mam nadzieję, że hotel jest odpowiednio przygotowany, prawda.. emm... Życzymy sukcesów i miłej atmosfery. - sam prezes polskiego związku narciarskiego podszedł do chłopaków i wydukal parę słów w języku kali kochać kali uciąć, angielskim. Ukryłam ciche parsknięcie śmiechem, za co zostałam obrzucona surowym spojrzeniem trenera Heinza Kuttina. Pokręcił głową z dezaprobatą i odszedł butnym chodem w swoją stronę. Uniosłam prawą brew do góry.

Wtedy nie uzyskując poparcia i nowych żartów z starszego od nas mężczyzny odczułam, że zawiodłam i jednego i drugiego nie podając im pomocnej ręki. ,,Przeklinać ich wrażliwe dusze. Pieprzeni arystokraci! Czemu nikt nie myśli o mnie?!'' No i bum! Stało się.. Jestem egoistką! To moja wina. Wzrok pełen wyrzutu okalający mój policzek ze strony Schlierenzauera. Zawód wypisany na twarzy Stefana. Wszystko przez to że będąc tak zadufaną w sobie nie zauważyłam wręcz oczywistego wyjścia. Trzeba było pogadać z obydwoma, a nie siedzieć jak kołek..

-Wszystko okej? Jest między Wami jakaś spina? - Michael rzucił niepewne pytanie, gdy szliśmy w kierunku niedużego busa. -Malak? - zrobił pytającą minę. ,,Och blondinio! Czemu ty jesteś taki spostrzegawczy?!''

-To oni mają jakieś problemy. Skaczą sobie do gardeł przez głupi garnitur. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Faktycznie, praktycznie poszło o czarny strój. Jego wyraz zmienił się na jeszcze bardziej niepewny i odsunął się od całej grupy o jakiś krok. - Nie zostawiaj mnie tu, bo jak sobie pójdziesz to będę tutaj sama, bez jakiegokolwiek poparcia. Skoro jest okazja i jestem przy głosie. Może któryś z Was powie mi o co tak na serio chodzi?! - podniosłam głos na chwilę przystając.

Gregor gwałtownie się odwrócił. Zaczął iść w moją stronę jakby chciał mnie staranować. Szłam do tyłu aby nie wejść mu w drogę, on jednak nie ustępował. Nagle trafiłam na przeszkodę znajdującą się z tyłu - murowaną ścianę. On też się zatrzymał. Stał tak że stykaliśmy się własnymi klatkami piersiowymi. Nachylił się nade mną w taki sposób, że nasze nosy praktycznie się stykały. ,,Niewygodne położenie...'' Moje tętno przekroczyło wtedy 200 uderzeń  na minutę. Czułam strach, podekscytowanie, sama już nie wiem co.. - O Ciebie. - odrzekł mi prosto do ucha. Poczułam łaskotanie jego oddechu na Swoim ,,narządzie'' słuchu. Nie mam pojęcia na co liczyłam, ale nagle zmienił postawę i dołączył do oszołomionej całą sytuacją bandy skoczków.

Ja natomiast z otwartymi lekko ustami osunęłam się bezwładnie na ziemię. Zatrzymałam ruchem dłoni idącego do mnie z chęcią niesienia pomocy Hayboecka. Odsunął się momentalnie a ja wstałam. Gregora już dawno nie było na horyzoncie. Podjął decyzję o pójściu pieszo. Bardzo dobrze.. Nie wiem jak moje zmysły zachowałby się gdyby postąpił inaczej.

-Sabira nam powiedziała. Chcemy Cię zabrać na porządną imprezę. Należy Ci się. - blondyn raptownie zmienił temat,aby nie wywoływać kolejnych zgrzytów. Kraft o dziwo był spokojny. Wydawał się inny niż Schlieri.

Taki.. Nawet nie wiem jak to określić.. Taki.. Po prostu inny..
,,Lepszy?'' Chyba.Przestań mnie maltretować. ,,Sama to sobie robisz skarbie. Szukasz niepotrzebnie dziury w całym. Idź i się zabaw. Bez żadnego gderania!'' Przymknij się już.. ,,Jak to jest mówić do Swojego wewnętrznego głosu?'' Cudnie..

- Pewnie. Nie musisz mi tego powtarzać Michi. - zaskoczyłam ich wszystkich takim obrotem swojej postawy. ,,Jestem z Ciebie dumna'' Bardzo mnie to cieszy. Ale idąc Twoim tokiem rozumowana. Powinnaś powiedzieć Jestem z siebie dumna. ,,Kto Cię tego nauczył? Tej czepliwości?'' ...

-Świetnie. Więc bądź gotowa o 18. - dodał Stefan. ,,Teraz jest jeszcze fajniejszy od naburmuszonego szatyna, no nie?'' Gdybyś była żywą osoba, dostałabyś teraz z liścia za tą Swoją ciekawość. Masz farta. ,,Tak a propos *Mamy farta*'' Nauczyłaś się co to liczba mnoga, gratulacje. ,,Przez ciebie się takie stałyśmy.'' Przestań mi już pochlebiać bo się zarumienię.

Podróż nie trwała długo. Godzina minęła jak z bicza strzelił. Zostało 120 minut do wyjścia z tymi cudnymi, rozkapryszonymi chłopaczyskami. Moje sumienie miało rację. Dość już nudy i stereotypowego, monotonnego życia. Czas coś zmienić i wziąć los w Swoje ręce. Oczywiście duże pole popisu dawałam także mojej nadziei. Wierzyłam, że Bóg zachowa moich rodziców jak najdalej ode mnie, a przecież wiara czyni cuda.

***************************
Jest 11. 
W końcu udało mi się wpleść rozmowy z jej własnym sumieniem/podświadomością. 
Nie wygląda to jeszcze do końca tak jak chciałam. 
KOMENTUJESZ-MOTYWUJESZ
Pozdrawiam :*