- Nie nic mi nie jest. - usłyszałam ciche warknięcie i westchnęłam rozbawiona. Zmniejszyłam dzielącą nas odległość i objęłam dziewczynę ramieniem. - Mamo... - jęknęła istota i znacznie się obruszyła. - Przecież mówię, że nic mi nie jest. - zaakcentowała ostatnie trzy wyrazy i obróciła się na pięcie. Chciała mnie wyminąć, jednak chwyciłam jej nadgarstek i pociągnęłam w stronę salonu.
- Usiądź i opowiedz co Ci tak humorek zepsuło. - odezwała się obecna w pomieszczeniu kobieta, którą wcześniej zostawiła bez słowa, pędząc do korytarza. - Może ponarzekamy sobie razem. - dodała gładząc powierzchnię sofy. Szatynka teatralnie wywróciła oczami, ale w końcu zajęła wskazane miejsce.
- To wszystko przez Lukasa. - wtrąciła zirytowana. - Poszedł na trening, a mnie zostawił samą. Prosiłam, ale on raczył mnie tylko poinformować, że w sobotę ma jakieś tam zawody. - oburzyła się. Z mojego gardła wydobył się stłumiony chichot. - To, że ty nie masz faceta nie znaczy, że masz się ze mnie śmiać. - zacisnęła zęby. Obrzuciłam ją surowym spojrzeniem.
- Uważaj na słowa młoda. - odparłam, prostując się jak struna. Skrzyżowałam ręce na piersiach i ponownie oparłam się o tył fotela, na którym usiadłam. - Mężczyźni, a szczególnie młodzi skoczkowie z dużym potencjałem tak mają. - odrzekłam, podciągając kolana pod brodę.
- Nie broń go Malak. Nic nie powinno być ważniejsze od miłości. - powiedziała ostro Sandra, po czym przytuliła do siebie Lucy. Zaczęłam stukać palcami o oparcie siedzenia. - Nawet pasja nie może zakłócać żadnego związku. - dodała przekonana do swoich racji blondynka. - Jak tylko wrócę do domu przegadam mu do rozumu. - zakończyła stanowczo.
- To nie nasza sprawa Sandy. Niech załatwią to między sobą. Przecież nie będziemy prowadzić ich za rękę przez całe życie. Widać, że Lukas wzoruje się na swoim ojcu i czasami musi więcej potrenować, żeby dojść do perfekcji. - zauważyłam, przechylając głowę na bok.
- Masz rację, Gregor zawsze dążył tylko do ideału, aż w końcu go to zgubiło. Chciałabym, żeby nasz syn czerpał z tego radość, a nie traktował jako drogę do sławy i murowanego sukcesu życiowego. - zerknęła w kierunku mojej potomkini.
- O tym nie zabraniam Ci rozmawiać. - mrugnęłam i chwyciłam szklankę z bladą cieczą. - Nie przejmuj się Lucy, po zawodach wszystko wróci do normy. Przez 5 lat przeżywałam to samo z Twoim tatą. - zaznaczyłam, uśmiechając się do niej niemrawo.
- Pewnie dlatego się rozstaliście. - chrząknęła i podniosła się z kanapy. Coś w mojej głowie i sercu zawrzało. Nie potrafiłam utrzymać swoich emocji na wodzy i zamknęłam dłonie w mocnym uścisku.
- Przegięłaś. Do swojego pokoju, natychmiast! - krzyknęłam w jej stronę. Wtedy też ujrzałam na jej policzku pojedynczą łzę. Nie mogłam pozwolić sobie na to, aby własna córka, która właśnie opuściła pokój, wypominała mi moje błędy z przeszłości. Blondynka, która nie ruszyła się nawet o milimetr przełknęła ślinę i przesunęła się nieco w kierunku okna.
- Żałujesz? - zapytała niemal bezgłośnie. Spojrzałam na nią nieco zaskoczona. Moje wargi rozwarły się w dwóch przeciwnych kierunkach. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. - Żałujesz, że wtedy wybrałaś Stefana? Teraz tylko cierpisz... - szepnęła.
- Nie -odpowiedziałam pewnie. - Gdybym wtedy nie związała się z Kraftem nie miałabym tak cudownej córki, przyjaciółki i pięknych wspomnień. Nie przeżyłabym swojej prawdziwej miłości. Rozstanie to była nasza wspólna decyzja, więc nie jest mi przykro. Cieszę się, że miało to miejsce gdy Lucy miała zaledwie 5 lat. Wtedy nic jeszcze nie rozumiała. Teraz jest zupełnie odwrotnie, a ja nie chcę aby mieszała się w te sprawy. - zapewniłam.
- Ty nadal go kochasz. Nie zamydlaj mi oczu. Widać to ogromne uczucie na Twojej twarzy i w każdym Twoim geście. To Stefan okazał się nieodpowiedzialnym dupkiem i obydwie dobrze wiemy, iż wyjechał stąd, bo poczuł powiew nudy. Musisz wierzyć, że kiedyś wszystko się naprawi, bo przecież wiara czyni cuda.- stwierdziła bez namysłu Schlierenzauerowa i zatopiła nieobecny wzrok w moich pociemniałych z żalu tęczówkach.
*************************
Jest i epilog.
Wiedziałam, że nie zakończę tego Happy Endem.
Nie potrafiłam...
Wybaczcie mi :(.
Nie lubię słodkiej sielanki... Po prostu nie lubię, kiedy coś jest przesłodzone.
Toteż właśnie tak musiało się to skończyć.
Teraz czas na oficjalne pożegnanie z tym blogiem.
Dziękuje za każdą literę wystukaną na waszych klawiaturach.
Za wszystkie 194 komentarze pod postami, spamem i innymi stronami ♥
Za każde pojedyncze wyświetlenie, obserwacje.
Dziękuje mojej najdroższej Siss! Za to, ze po prostu jest i ughh <3 KA CE maj dear <3
Kiedy nowe?
Prolog mam już w myślach.
Spisze go niebawem i umieszczę gdzieś tam w internecie.
Dam wam znać, więc śledźcie nadal tego bloga.
http://pusteobietnice.blogspot.com/
http://pusteobietnice.blogspot.com/
Rozdział tam pojawi się jednak dopiero około 17 czerwca.
Czekam na Wasze opinie <3
Pozdrawiam ;*
PS. Z boku jest ankieta ♥ -> -> ↑ ↑
PS. Z boku jest ankieta ♥ -> -> ↑ ↑
Kochana... zaskoczyłąś mnie. :)
OdpowiedzUsuńAle jest to dobre zaskoczenie. :)
Zakończyłaś to opowiadanie inaczej niż bym się spodziewała, ale dzięki temu wywołałaś we mnie cudowne uczucia. :) Epilog napisany jest w taki sposób, że już teraz w głowie układają mi się dalsze wątki, zatem doskonała robota. :)
Szkoda, że Malak i Stefanowi się nie udało. Szkoda, że chłopak nie okazał się na tyle dojrzały, by udźwignąć ciężar rodziny... A i szkoda, że Malak nadal go kocha.
Mam nadzieję, że jeszcze będą szczęśliwi. :)
Dziękuję za to opowiadanie. Dziękuję za emocje. Dziękuję za bohaterów. Dziękuję za poświęcony nam czas! ♥
Buziaki :*
Ughhhh jak ja nienawidzę mojego laptopa. Brat zrobił mi blocka na komentarze na bloggerze ale w końcu doczłapałam. Ja nie wiem czy ty moja droga chcesz wiedzieć, ale dostaniesz takie manto za epilog, że sie nie pozbierasz;pppp
OdpowiedzUsuńAle tak w skrócie bo już mi wysyłasz kolejny blog i trzeba czytać ^^
Malak, moja gwiazdeczka zarannna. Jej charakter w każdym rozdziale mi imponował, ogólnie była taką osóbką, z pozoru przypomina trochę mnie ale mniejsza ;ppp. Miała wiele ciężkich sytuacji, momentów kulminacyjnych ale miała dziewczyna twardą glowę,, jak już bym się dawno na jej miejscu załamała. Okej, może nie było tu śmierci ale hola hola wróć, ktoś mi tu zabił Kisiela. O boże Michi jak sobie pryzpomne moj placz nad jego osoba to niech ci reka boska trzyma od uśmiercania jego.
Gregor mi tu malo imponowal.
Tak bardzo wierzylam w Stefana i co y tego wychodzi.
Koniec jest taki sad ze chce sie plakac i pierdolnac stefana w glowe, a Mala bidulka nadal go kocha calym sercem.
Dzieki sisss za wszystko, za bohaterow, wiele emocji, radości , smuku i za twoj dar pisania.
KC my dear i widzimy sie w kolejnym! ♥
DZIĘKUJĘ ZA TAK WSPANIAŁE OPOWIADANIE!
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ!!!