sobota, 5 września 2015

Cud pierwszy :)

Turcja, 2015


Weszłam do łazienki. Spojrzałam nieśmiało w swoje odbicie. Krew leciała mi nie tylko z łuku brwiowego ale także z dolnej wargi. Przymknęłam oczy. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza, którą szybko otarłam rękawem swetra. Otworzyłam apteczkę. Przemyłam i opatrzyłam ranę. Delikatnie zmoczyłam mały niebieski ręcznik i przyłożyłam go do brzucha. Dziś wyjątkowo mocno mi się dostało.

Usiadłam na podłodze. Odczuwałam czystą bezsilność. Wypowiadałam słowa tak dobrze znanej mi modlitwy.

-Boże, co mam robić? - spytałam unosząc głowę do góry. Chciałam wyjść z małego pomieszczenia iść do siebie do pokoju, zamknąć się i spać tak długo póki to wszystko się nie skończy.
Gdy tylko wychyliłam się zza drzwi zauważyła mnie matka.

-Myślisz że to już koniec? - zapytała ostro. - Jak śmiesz się nam sprzeciwiać, gówniaro? - po chwili na policzku poczułam mocne pieczenie, upadłam. -Gdzie teraz jest Twój Bóg?! - zadała ostry cios. Czekałam aż odejdzie. Podniosłam się powoli i ruszyłam jak najszybciej do małego pokoiku na strychu.

Rodzice nie mogli przyjąć do wiadomości, że nie wierzę w Allaha. Bili mnie za to. Było tak od kiedy mając 14 lat chciałam iść do kościoła,a nie jak oni do meczetu. Wtedy Jasir o mało co mnie nie zabił.
To bolało. Ci co mieli być dla mnie wsparciem burzyli wszystko po kolei i rujnowali całe moje życie. Ci, na których podobno zawsze można liczyć nigdy nie dali mi nawet nadziei na normalne dzieciństwo.

Otworzyłam stare odrapane drzwi. W środku przywitał mnie chłód. Białe ściany z których schodził tynk tylko pogarszały klimat całego pomieszczenia. W rogu leżał materac mający jakieś 20 lat a na nim starannie złożony koc. Obok miejsca spoczynku znajdowały się książki, były poniszczone. Wypożyczyłam je na początku roku z miejscowej biblioteki. 

W mieście większość ludzi była dla mnie łaskawa. Każdy pomagał jak tylko mógł. Nikt nie odważył się jednak sprzeciwiać moim rodzicom. W końcu i tak wszystkim zamknęliby usta. Ojciec był lekarzem, jedynym w promieniu 20 kilometrów a nikt przecież nie chciał stracić zaufania tak potrzebnej osoby.

Mariam z piekarni zawsze dawała mi pod koniec dnia bułki które się nie sprzedały, przemiły pan z mięsnego odkładał codziennie 5 plasterków wędliny, a kucharka w szkole przynosiła mi obiad (który de facto wykupywała ona, lecz ludzie w tym mieście na prawdę byli życzliwi i pomocni).

Może niektórych zdziwi fakt : Dlaczego nie uciekłam skoro mi tak źle? Nieraz próbowałam. Za każdym podejściem znajdywali mnie i sprowadzili do domu. Tutaj w tym państwie brak szacunku do rodziców często karany był katowaniem, więc po 13 razie zaprzestałam prób wymknięcia się.

Tego dnia coś mną kierowało. Znów chciałam tego spróbować. Wiedziałam że w Austrii mam ciocię która chciała się mną zająć. Lisa była siostrą mojej matki, z którą ta już dawno zerwała wszelki kontakt. Jak się o niej dowiedziałam? Zupełnie przez przypadek. Poszłam pewnego razu na cmentarz gdzie była pochowana moja babcia. Wtedy spotkałam tam starszą kobietę, jej przyjaciółkę.

Opowiedziała mi że matka mojej rodzicielki miała również drugą córkę i podała mi jej ówczesny adres zamieszkania. Długo się zbierałam żeby napisać informacje o tym wszystkim co działo się w moim życiu. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać, jakieś 2 miesiące. Prowadziłam z nią korespondencje, lecz gdy tylko rodzice się o tym dowiedzieli, zakazali mi tego i spalili każdy list, który otrzymałam.

Wzięłam wszystkie swoje rzeczy, nie było ich dużo. Dwie bluzki, dwie pary spodni i bielizna. Spakowałam wszystko w torbę, którą dostałam w wieku 6 lat od mojej babci. Wyszłam przez okno po drabinie. Zmieniali dach w naszym domu dlatego nie miałam żadnego problemu z wydostaniem się z mojego osobistego piekła.

Ku mojemu zdziwieniu brama była otwarta, lecz postanowiłam nie ryzykować i wyszłam wyjściem dla służby i ogrodnika. Oglądałam się ciągle za siebie, byłam przerażona tym, że ktoś mógłby mnie zauważyć.

Po około 15 minutach drogi dotarłam do centrum. Było parę minut po 18. Ruszyłam niepewnie w stronę stacji kolejowej. Stanęłam na przeciwko rozkładu jazdy. Podane były różne miejscowości, w różnorodnych państwach. Dopiero o 19:40 odjeżdżał pociąg do Wiednia. Przymknęłam powieki, lecz pomimo wszystko w duchu czułam, że w końcu może się udać.

-Malak. - krzyknął ktoś zza moich pleców. Strach jaki czułam nie pozwalał mi się ruszyć chociażby o milimetr. Przeraziłam się na myśl że to jakiś człowiek od mojego ojca. Może kazał mnie śledzić bo domyślał się że chce uciec? Pomału odwróciłam głowę w stronę nieznajomego... -Co ty tu robisz? - spytała ostro wysoka brunetka. Była to moja jedyna koleżanka. Poznałam ją w tym roku. Przypadkowo zderzyłyśmy się w bibliotece. Nie odzywałam się do niej jakieś 4 miesiące. Serce powróciło do normalnego rytmu bicia a ja blado się uśmiechnęłam

-Wyjeżdżam - wychrypiałam. Na jej twarzy pojawił się grymas. Podeszła bliżej i tak bez powodu mnie przytuliła. Zrobiło mi się miło. Już dawno nikt tak po prostu mnie nie objął.. nikt nie dał tyle czułości co ona w tamtej chwili. Może dla pozostałych ludzi przytulenie nie jest niczym nadzwyczajnym, ale na pewno dla mnie było to coś niezwykłego. Na wspomnienie tego jakie miałam życie z rodzicami znów łza spłynęła powoli po mojej twarzy, spadając prosto na cienką koszulkę Sabiry. Momentalnie się odsunęłam. -Przepraszam - dodałam. -Pomoczyłam ci ubranie. - jej kąciki ust zadrgały.

-Nic się nie stało. - teraz już zaśmiała się głośno. -Gdzie jedziesz? Pozwolili Ci się stąd ruszyć? - wypytywała troskliwie. Zaprzeczyłam ruchem głowy.

-Muszę stąd uciekać. Po raz pierwszy czuje że może mi się udać. - niemal szepnęłam. -Cholera. - przeklęłam pod nosem. Zapomniałam o najważniejszej rzeczy. Nigdy nie udało mi się uciec bo nie miałam funduszy na to. Kopnęłam leżący na ziemi kamień, upuściłam torbę z ubraniami i po prostu zaczęłam płakać. Sabira znów to zrobiła, znów dodała mi otuchy otaczając mnie swoimi ramionami.

-Ja za wszystko zapłacę. Musisz się od nich uwolnić. - stwierdziła cicho. Pokiwałam przecząco głową. -To będzie taki prezent na Twoje 18 urodziny - dokończyła. -Pojadę z Tobą, tylko powiedz mi gdzie masz zamiar zacząć Swoje nowe życie? - zapytała z uśmiechem.

Nie mogłam uwierzyć że na świecie są jeszcze tacy cudowni ludzie jak ona. Praktycznie w ogóle mnie nie znała, lecz pomimo wszystko chciała pomóc wyplątać się z problemów. Wiedziałam, że Bóg pomagał mi jak tylko mógł. Dlatego w Niego wierzyłam, a przecież wiara czyni cuda.      




******************
Dziękuje za wszystkie miłe słowa dotyczące prologu. 
To bardzo zmotywowało mnie do pisania :)
Dlatego też rozdział powstał dwa dni wcześniej niż planowałam. :*
Życzę powodzenia wszystkim którym zaczęła się szkoła :D
Czekam na opinie :)
Pozdrawiam :*

3 komentarze:

  1. Ten rozdział jest genialny!.
    Nie dziwię się że uciekła.
    Czekam na kolejny :*
    Weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Mam nadzieje, że uda jej się uciec. Czekam na kolejny. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń