Usiadłam na kanapie przeznaczonej dla członków kadry austriackiej, wraz z innymi partnerkami skoczków owej narodowości. Była tam również Sandra, która już z daleka zachęcająco się uśmiechała. Zajęłam miejsce właśnie obok wyższej o parę centymetrów ode mnie, szatynki. W powietrzu czuć było zapach mocnych, męskich perfum, którymi zapewne każdy z obecnych był cały wypsikany. Kątem oka spojrzałam na siedzącego na przeciwko Schlierenzauera. Miał na twarzy ten sam cyniczny uśmieszek i z radością witał każdego nowo przybyłego gościa.
Po 15 minutach dość drętwej rozmowy toczonej między zaprzyjaźnionymi mężczyznami, światła przygasły. Jeden reflektor oświetlał jasno, wcześniej skąpaną w ciemności scenę. Wzrok każdego z obecnych został skierowany na dyrektora FIS-u - Waltera Hoffera. Wszyscy byli ciekawi co imponującego ma do powiedzenia tak ważna persona w świecie skoków narciarskich.
-Witam serdecznie na spotkaniu inaugurującym nowy sezon Pucharu Świata. - zaczął nienaturalnie unosząc kąciki swych ust do góry. -Jesteśmy tu po to, aby z energią i zapałem przywitać nowy etap w Waszej karierze. Nie chcę zabierać Wam Waszego cennego czasu, więc jako zwieńczenie mojej krótkiej przemowy pragnę życzyć Wam samych zwycięstw i wiatru pod narty. - z jego gardła wydobył się basowy, zachrypnięty chichot.
-I nowej edycji tańca z belkami. - to zdanie dobiegło od stolika Niemców siedzących nieopodal. Wśród tych, którzy znajdowali się najbliżej szwabskiej kanapy przeszła stłumiona fala śmiechu. Znana osobistość z siwymi włosami ukłoniła się z gracją i opuściła podest przeznaczony dla mówców. Oświetleniowiec, jakby zaskoczony krótką, zwięzłą przemową mężczyzny w podeszłym wieku, przez dłuższy czas nie zapalał światła, które pozwoliłoby na powrót rozpoznawać innych wokół. Po chwili jednak, upewniając się, ze to już koniec uroczystej części balu nacisnął palcem włącznik i ogarnęła nas wszechobecna jasność. Niektórzy nawet zmrużyli powieki.
Spojrzałam na Krafta, następnie na Hayboecka, gdyż nie wiedziałam, czego dalej mogę się spodziewać. Ci jednak zafrasowani oglądaniem wnętrza sali, w ogóle nie zwracali na mnie uwagi. Cicho westchnęłam i sztucznie się uśmiechnęłam. Pozostało mi tylko czekać na jakikolwiek ruch ze strony kelnerów stojących w samym kącie ogromnego pomieszczenia. Myślałam, że chociaż rozdanie posiłku obędzie się bez niepotrzebnych ceregieli, och jakże się myliłam! Kobiety wraz z częścią męską obsługi weszły w rytm ,,Ody do radości''. Nie wiedziałam, że rozpoczęcie sezonu wiążę się z aż tak podniosłym nastrojem. Miałam szczerą nadzieję, że tylko wstęp jest tak sztywny, a później całe towarzystwo, mówiąc kolokwialnie się wyluzuje. Uprzejmy szatyn w dystyngowanym garniturze z wyraźną dostojnością podał mi jeden z kieliszków napełnionych szampanem. Tą samą czynność wykonał w przypadku reszty kadry. Po chwili od ścian odbijały się echem dźwięki stuknięć szklanymi naczyniami. Team Austriacki uczynił to samo i każdy życzył drugiemu jak najlepszego wejścia w sezon.
Na stoły trafiły wyśmienicie udekorowane dania. Zapachy unoszące się z parujących potraw ogarnęły wszystkich uczestników tego wyjątkowego wydarzenia. Z każdym kolejnym kęsem ulatywał ze mnie cały stres, jaki odczuwałam przed przybyciem na bal.
-Smacznego. - powiedział szatyn przyjmując przyjazny wyraz twarzy. Równie donośnym tonem życzyliśmy mu znakomitego posiłku. Po chwili ku zdziwieniu skoczków, jak i ich drugich połówek z głośników poleciała muzyka trafiająca w gust imprezowiczów. Typowe piosenki przeznaczone do tańca. Gregor uśmiechnął się zachęcająco w moją stronę, a ja domyśliłam się czego ode mnie oczekuje.
-To już chyba tradycja, że Austriacy muszą rozkręcić imprezę. - zaoponował Kraft unosząc zabawnie brwi. Podałam dłoń Schlieriemu, a on ujął ją tak jakbyśmy szli tańczyć walca, a nie mieli swobodnie poruszać się po parkiecie.
Okazało się, że przewyższający mnie o głowę partner ma do tego świetny dryg. W połowie piosenki wokół nas zaczęły ,,wyginać się'' także inne znane pary. Mogłam uznać, że w tym momencie rozpoczęła się ta przyjemna część inauguracji.
Jeden, drugi, trzeci... trzynasty kawałek przetańczony, każdy z innym towarzyszem, doszczętnie wydusił ze mnie resztki sił. Poznałam wiele nowych osób, w większej części mężczyzn. Gdy na stół trafiło tradycyjne niemieckie wino poczułam nagły przypływ ekscytacji i nie pytając nikogo o zdanie nalałam sobie sporą ilość trunku. Uwielbiałam delektować się smakiem bordowej cieczy. Po upływie 10-ciu minut DJ zarządził krótką przerwę. Chłopacy zdyszani przysiedli się do mnie i do Sandry.
-To chyba czas, żeby zintegrować bardziej całe towarzystwo. - zaproponował Michi.
-Co chcecie zrobić? - zainteresowałam się uzupełniając pusty już kieliszek. Spojrzeli po sobie wymieniając tajemnicze uśmiechy.
-Zagramy w butelkę. - oznajmił Stefan i chwycił puste naczynie po soku pomarańczowym. Rzucił to samo hasło w stronę niemieckiej części zgromadzonych, a także do rozbawionych Norwegów i Słoweńców. W efekcie nowego postanowienia w okręgu usiadło dwudziestu rozochoconych skoczków wraz z osobami towarzyszącymi.
-Pytania są nudne, więc je możemy pominąć. - zawołał Wank, którego poznałam stosunkowo niedawno, bodajże godzinę temu. -Wyzwania będą ciekawsze. - szturchnął swego przyjaciela - Wellingera w ramię i obaj już po chwili zanosili się donośnym śmiechem. Miałam dziwne wrażenie, że dla nich ta impreza już powinna się zakończyć, z wiadomych przyczyn.
-I nie ma obrażania się. Wszelkie czułości nie maja znaczenia, drogie Panie. - odezwał się Gangnes posyłając obecnym w kręgu kobietom potulne spojrzenie. Część z nich przytaknęła głową, a mężczyźni wyszczerzyli się w szczerym uśmiechu.
W pierwszej rundzie traf zadecydował o tym, że węższa część butelki wskazała Forfanga. Norweg spojrzał w stronę Wyroczni całej zabawy - Michaela. Ten dał mu proste zadanie za co został przez resztę zbesztany. Johann miał wyjść na dwór, wykrzyczeć przypadkowe męskie imię i dopowiedzieć ,,Gdzie się podziewasz kochanie?''.
Rzeczywiście nie budziło to tyle radości co wykonanie Prevca w duecie z Laniskiem piosenki ,,Chandelier''. Po tym występie musiałam udać się za potrzebą do toalety, o czym poinformowałam Gregora. Pogładziłam jego ciemne włosy i zniknęłam za filarem, a następnie za drewnianymi drzwiami. Ulżyłam własnemu pęcherzowi. Umyłam ręce, poprawiłam lekko rozczochrane włosy i wyszłam z łazienki.
Dochodziłam do jednego z marmurowych słupów. To co wtedy ujrzałam uderzyło we mnie z ogromną siłą. Zobaczyłam stojącego na środku Schlierenzauera czule obściskującego się z Sandrą! Ja.. nie wytrzymałam.. Nie sądziłam, że może dostać takie wyzwanie. Wlepiłam swoje niedowierzające spojrzenie w namiętnie całujących się byłych kochanków. Poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Wyszłam z sali szczelnie owijając się, zgarniętym po drodze, czarnym płaszczem. Chłód górskiego powietrza owiał moją twarz z każdej strony, skutecznie ochładzając rozpalone policzki. W oddali zobaczyłam ławkę, z której schodziła już perłowa farba. Usiadłam na niej nie zwracając większej uwagi na możność ubrudzenia drogiego odzienia. Ukryłam twarz w dłoniach. Przecież miałam być silna.. Gdzie wtedy ulotniła się cała moja pewność siebie? Odeszłam wystarczająco daleko, aby nie słyszeć głosów dochodzących z sali. Wbiłam przesłonięty mgłą wzrok w pobliski park. Poczułam delikatny wiaterek z prawej strony i szybko wywnioskowałam, że ktoś zajął miejsce obok mnie.
-Nie wytrzymałaś? - zapytał Michael, powodując mój ledwo wyczuwalny strach. Podskoczyłam na ławce i wtopiłam przerażone spojrzenie w jego wyblakłe tęczówki, w których nie dostrzegłam ani krzty radości i podekscytowania. Z paru metrów jakie nas dzieliły czuć było woń alkoholu, którego widocznie owego wieczora sobie nie szczędził.
-Podobnie jak ty. - skwitowałam, widząc malujący się na jego twarzy grymas. -To było tak, jakby ktoś wbił mi nóż w plecy. - stwierdziłam, wzruszając ramionami. Starałam się sprawiać wrażenie obojętnej na wszelkie wydarzenia dotyczące balu. -Jak skończyli był zadowolony? - przygryzłam dolną wargę. Poskromienie wszelkiej ciekawości okazało się postanowieniem, wręcz nie możliwym do wypełnienia. Pokręcił przecząco głową. W duchu odetchnęłam z ulgą. - A ona? - weszłam na niezbyt stabilny grunt, ale widziałam, że blondyn chce coś z siebie wyrzucić.
-Nie wiem.. Wiem tylko jedno, zabije tego plastikowego blondasa - Tande. - burknął pod nosem. Splótł swoje dłonie razem i umieścił je z tyłu głowy. -Zawsze wiedziałem, że Norwedzy to nie kadra, to stan umysłu. Trzeba być debilem, żeby wymyślić takie bezsensowne wyzwanie. - spuścił powietrze, aby po chwili nabrać je haustem do płuc.
-Wiesz szampan, wino i wódka zrobiły Swoje. Jedyne pocieszenie jest takie, że będzie jutro zdychał z powodu kaca. - skomentowałam, szturchając go delikatnie w ramię. Chciałam spowodować, aby chociaż na chwilę jego kąciki ust drgnęły ku górze i już po chwili ujrzałam na jego twarzy szyderczy uśmieszek.
-Większość z nich będzie umierać, włącznie ze mną i Gregorem. Przewiduję nieciekawą noc. - cmoknął z dezaprobatą po czym złapał się za własne kolana. Spojrzałam na niego z ukosa. -Nie chcę, żeby ktoś zepsuł to, co tak długo budowałem.. - zamrugał kilkakrotnie, jakby upewniając się czy nadal znajduje się w tym samym miejscu.
-Na prawdę ją kochasz. - stwierdziłam pocierając swoje zmarznięte dłonie. Zapanowała przerywana szumem wiatru cisza. Nie chciałam jej kończyć, bo aż przyjemnie dzwoniło w uszach. Dawno nie czułam się tak miło siedząc w zupełnym milczeniu. Wtedy nachodzą człowieka różne przemyślenia, może zwolnić i zastanowić się nad własnym postępowaniem.
-Nie sądziłem, że będziesz z Gregorem. - poinformował oschle wymawiając jego imię ze znaczną odrazą. Zmrużyłam powieki. Czułam jak jego niechęć do szatyna napawa mnie niezrozumiałym uczuciem złości. Nie mogłam przecież wściekać się na to, że zawładnęła nim najzwyczajniejszą zazdrość. Jedynie wiadomość o tym, że pocałunek z Sandrą nie zrobił na Schlierenzauerze żadnego wrażenia, powstrzymywała mnie na wyklinaniu w myślach niewinnej szatynki.
-Przeciwieństwa się przyciągają. - powiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Zmierzył mnie swoim badawczym wzrokiem, którym doszczętnie chciał wykryć moje wszelkie emocje. Zatopiłam twarz w ciepłym, puchowym szalu, który osłaniał moją szyję. -Nie boisz się tej odpowiedzialności związanej z byciem ojcem? - zapytałam stukając o siebie czubkami moich czarnych jak smoła szpilek.
-Dla Niej jestem w stanie skoczyć w ogień. Już od jakiegoś czasu chciałem założyć rodzinę, jednak wizja zrażenia do siebie Sandry skutecznie odstraszała mnie od zaproponowania jej ślubu. - jego kącik ust uniósł się do góry i po chwili opadł. -Wszystko się tak ładnie ułożyło. Jeszcze w to nie wierzę. To chyba zbyt dużo szczęścia jak na jednego człowieka. - spiął mięśnie i za żadną cenę nie był w stanie ich rozluźnić.
Pragnąc ostudzić nieco atmosferę bez słowa wstałam i przeszłam parę kroków. Nagle świat zawirował mi przed oczami i poruszałam się coraz szybciej do przodu. Zdezorientowany Hayboeck podążył za mną. Ból głowy, który zaczął się zupełnie niewinnie narastał z każdą minutą. Chód zamienił się w bieg. Przed czym chciałam uciec? Przed cierpieniem fizycznym? Przecież to niebotyczne.
Postanowiłam się zatrzymać, wysłuchując przy tym wołania rozsądku. Przystanęłam na twardym gruncie. Przetarłam powieki dłońmi. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie jak ogromne zmęczenie mną zawładnęło. W tymże momencie zorientowałam się, że już nie jestem w parku, a nigdzie w pobliżu nie widzę znajomej twarzy kuzyna. Uniosłam wzrok i gdy ujrzałam dwa ogromne światła przemieszczające się w moją stronę, zamarłam. Jedyne co zdołało mi przyjść na myśl to słowa dobrze znanej modlitwy.
-Michi? - pisnęłam najgłośniej jak potrafiłam, jednak nie usłyszałam odzewu. Wszystko działo się zbyt szybko, żebym mogła jakoś zareagować. Poczułam, jakby ktoś przygniótł mnie swoim ciałem i z całym impetem odepchnął na bok. Może tak właśnie mój organizm odczuł poturbowanie kołami samochodu? Tylną częścią głowy uderzyłam o coś cholernie twardego i obraz zupełnie mi się rozmazał. Zamknęłam oczy.
Zewsząd ogarnęła mnie ciemność. Wierzyłam z całych sił, że to jeszcze nie koniec mojej ziemskiej wędrówki, iż brak czucia w ciele w cale nie oznacza śmierci, a przecież wiara czyni cuda...Prawda..?
~ Jedynym bólem jaki przeraża mnie w śmierci, jest to, że można umrzeć nie z miłości. ~
********************
Jest i 17!
Smutna.
Mam wiele rzeczy do nadrobienia i powtórzenia na poniedziałek.
Rozdział napisałam wczoraj, aby uśmierzyć ból związany z decyzją mojego idola.
Zawiesił karierę i czułam jakby świat zwalił mi się na głowę.
Teraz już wiem, że wróci.
Tak przeczuwam.
W następnym sezonie możemy się spodziewać nagłówków : Powrót Austriackiego Mistrza.
Złoty medal z IO z 2018r. zawiśnie na jego szyi.
Tymczasem ja pozdrawiam i życzę miłego weekendu <3
Początek był idealny. Granie w butelkę? - U mnie myśl: może dostanie jakieś zadanie związane ze Stefanem ( wierzę, że będą razem <3)
OdpowiedzUsuńTande? Czyżby chciał zniszczyć ich związek? Czy to raczej procenty dały się we znaki? No i ostatnie nurtujące mnie pytanie: Kim jest osoba, która ją uratowała?
Pierwsza moja myśl - Stefan. Druga - Michi, trzecia - Tande ( nie wiem dlaczego. Tak po prostu o nim pomyślałam. Może to przez zadanie)
Pozdrawiam gorąco
P.M.
Ps. Osobiście wierzę, że Greg wróci ze zdwojoną siłą, ale pierwsze miejsce zarezerwowane dla Norwega( nie trudno się domyśleć jakiego czytając mój ff :-D), Krafta lub Michiego. Może brać drugie miejsce 😀
Super czekam na next kiedy będzie ?????
OdpowiedzUsuńDobra Domi zrobila dla cb wszystko i pogrzebala w ustawieniach o ,,dodaniu komentarzu na telefonie"😂
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak sie ciesze, ze to Michi tam byl z nia. Jakos tak bezpiecznie😂
Mam nadzieje ze nic sie nie stanie Malak, po tym pocalunku.
Czy tylko u mnie Tande to swir od dziwnych zabaw? Hahahahaah piateczka siss✋
Zabawa z butelke przypomina mi te chwile, 😂😂😂😂 przypalowe i śmieszne 😁.
Ciesze sie ze, juz wykraczylas tytuly gazet. Gregor strzez sie 👑👑👑👑
Weny najdrozsza ❤
Ps. Mowilam zebys pisala, widzisz jak ci to na dobre wyszlo 😍😘
Hej!
OdpowiedzUsuńCo to ma być za gra? To dzieciaki jakieś czy dorośli faceci? Fakt, faceci nigdy nie są dorośli, ale żeby zrobić Malak i Michiemu taki numer? No przesadzone!
Nie chcę, zeby coś się psuło między Malak a Gregorem, bo jeszcze nie nacieszyłam sie ich miłością. Brakuje mi ich czułości i takiej jednoznaczej deklaracji Grega. W ogóle tą Sandrę to tylko kopnąć i wywalić! Denerwuje mnie!
I co w końcu będzie z dzieciątkiem? Niby to szatyn jest ojcem, ale czy mógłby tak spokojnie przypatrywać się temu, ze Michi wychowuje jego dziecko? Ciekawa jestem, jak to rozwiążesz :)
A ta końcówka...Boże. Mam nadzieję, że nic strasznego nie przytrafi sie Malak! To byłby już naprawdę jakiś gwóźdź do trumny.
Pozdrawiam :*
O mamuńciu! :o
OdpowiedzUsuńRozdział jest doskonały, ale tak smutny, że nie wiem czy się nim zachwycać czy nad nim płakać...
Na samym początku, pragnę zaznaczyć, że pan Tande jest skończonym debilem! Jak mógł zrobić coś takiego? Nie dziwię się, że Malak tak się tym przyjęła. Która kobieta chciałaby widzieć swojego partnera w objęciach swojej byłej? I jeszcze całujących się? Koszmar nad koszmarami.
No i Michi... Jego też mi żal. To musiało być dla niego równie trudne. Zaciekawiła mnie kwestia dziecka... Jak to będzie?
No i ta końcówka... Powaliłaś mnie nią na kolana. Tak bardzo się boję tego, jakie mogą być konsekwencje tego wypadku, że aż nie chcę o tym myśleć...
Wierzę, że będzie dobrze. Innej opcji nie ma. ♥
Tak samo w kwestii z Gregorem. ♥ On wróci, tak jak mówisz. Widzę go w przyszłym sezonie. To tylko mały zakręt w jego życiu, a może lepiej powiedzieć, mały podmuch wiatru? Da radę. :)
Czekam na kolejny! ;*
Buźka! ;*
Hej! ;*
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Michaela... Taka nieciekawa sytuacja u niego i właściwie to nic tylko mu współczuć... I od razu nasuwa się pytanie: jak z tym maleństwem? Co teraz będzie?
Następna, która mnie wkurzyła - Sandra! No, co to ma być?! ;o Ludu!
UGH!
Oj, Kochana... Tak, trzeba wierzyć, że Greg wróci... 6 lat byłam z nim i trudno sobie wyobrazić jak to będzie bez niego... ;/
Zapraszam do siebie, buziam. ;*