- Tak. - posłałem wymuszony uśmiech gdzieś w kąt pomieszczenia skąpanego w zimnej, sterylnej bieli. - Mam nadzieję, że aż tak bardzo Cię nie wymęczyli. - dodałem, chcąc jak najszybciej zmienić temat na bardziej wygodny do dłuższej konwersacji. Poczułem jak na braku mocniej zaciskają się jej palce.
- Nie.. - zaczęła takim tonem, jakby z jej oczu miał wylać się potok lodowatych, gorzkich łez. - Zazdroszczę tym kobietom jednej rzeczy - wsparcia ze strony partnera. - dodała z wyrzutem, zdejmując z mojej kończyny własną rękę. Nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć, że po raz kolejny ją zraniłem. To było cholerne fatum krążące nad moją głową, jak burzowa chmura.
- Nie jestem Twoim partnerem. - wypaliłem, podnosząc się z miękkiej, skórzanej pufy. Obydwie dłonie umiejscowiłem w kieszeniach ciemnych dżinsów i nadal nie patrząc w jej stronę, krokiem wyzutym z jakichkolwiek emocji, podszedłem do okna opatrzonego białą framugą. - I nigdy nim nie będę. Między nami nic się nie zmieniło. Pomagam Ci ze względu na dziecko, które nosisz. - zakończyłem dobitnie, wyszukując w krajobrazie Innsbrucku jakiegoś szczególnego punktu.
- Michael odszedł, ona też. Bóg chce, abyśmy byli razem. Kiedy to zrozumiesz? - spytała piskliwie. Słowa rzucone przez Sandrę nie robiły już na mnie żadnego wrażenia. - Czemu mnie odrzucasz? - kolejne zagadnienie, na które nie miałem najmniejszej ochoty odpowiadać, ale sytuacja wymagała klarownego wyjaśnienia.
- Posłuchaj, bo nie będę po raz setny tłumaczył ci tego samego. Wiedz, że nie obdarzę Cię miłością po tym co zrobiłaś. Nasz związek chylił się ku upadkowi, a ty zamiast zakończyć go z honorem wskoczyłaś blondaskowi do łóżka. Już nie obchodzi mnie z kim sypiasz. Możesz co noc mieć innego. Masz dwa wyjścia. Albo przestaniesz prawić mi kazania przesiąknięte dyrdymałami i nie będziesz traktować mnie jako kochającego męża, albo biorę w tym momencie kluczyki i już w niczym Ci nie pomogę. Będę widywał się tylko z naszym potomkiem. - odrzekłem dość stanowczo, aczkolwiek nader spokojnie. Odwróciłem się w jej stronę i cierpliwie oczekiwałem reakcji, w postaci odpowiedzi.
- - STEFAN - -
Czas to jedyna rzecz, którą ostatnio znienawidziłem. Każdy kolejny dzień był dla mnie katorgą. Siedziałem nad stertą listów. Dzień wcześniej wróciliśmy z Bischofschofen. 7 stycznia miał rozpocząć swoje królowanie już za dwie godziny. Włożyłem ostatni autograf do koperty z wymalowanym różowym długopisem imieniem i nazwiskiem jakiejś fanki. W tym miesiącu postanowiłem sam zająć się pocztą od kibiców. Oderwałem przezroczysty pasek i zakleiłem list starannie przyciskając jego końce paznokciami.
Zostało 15 godzin do naszego spotkania, a mnie na samą myśl o nim nachodziły dziwne myśli. ,,Czy chcę ponownie jej pomóc?'' - stale zadręczałem własny umysł podobnymi zagadnieniami. Odłożyłem kartę obok reszty odpowiedzi na pragnienia miłośników skoków narciarskich. ,,Jestem beznadziejny..'' - po tym stwierdzeniu z dezaprobatą pokręciłem głową i wstałem od stołu. Przy tym samym meblu tak wiele się wydarzyło. Z jednej strony nachodziła mnie chęć wymazania z pamięci tych wszystkich wspomnień, z drugiej jednak starałem się aby jak najdłużej zachować je przy życiu. Opcja skrywana pod numerem serdecznie przeklinanym przez Petera Prevca była łatwiejsza do spełnienia. Albowiem nie da się od tak nabyć amnezji...
Chwyciłem krańce mojego białego T- shirtu i uniosłem je do góry, odsłaniając przy tym umięśnioną klatkę piersiową. Przeszedłem parę kroków w stronę łóżka, okrytego granatową pościelą. Jedyne o czym marzyłem to zakrycie się kołdrą po same uszy i natychmiastowe zaśnięcie..
- - MALAK - -
- Zamknij przed wyjściem. - rzucił Phillip, przybierając kamienny wyraz twarzy. Tuż przed moim nosem umieścił, odbijające światło, srebrne kluczyki od restauracji. - Ufam Ci. - dodał, przecierając dłońmi podkrążone nieco oczy. - Jutro wraca Hannah. Spisujesz się dobrze. Wyeliminuj spóźnienia, a pozwolę Ci tu zostać na stałe. - jego powieka zjechała w dół i ponownie uniosła się ku górze. Przelotne mrugnięcie spowodowało pojawienie się na moich ustach niemrawego uśmiechu.
- Dziękuje. - szepnęłam, składając na jego policzku koleżeński całus. Później mogłam tylko obserwować jak jego sylwetka oddala się w stronę drzwi wyjściowych. Kątem oka spojrzałam na kobietę, siedzącą w rogu. Dopijała już trzecią butelkę czerwonego wina. Postanowiłam podejść i zabrać puste naczynia. Wykonałam kilka ruchów w stronę najbardziej oddalonego stolika. Stanęłam przed meblem, okrytym białym, nieskazitelnym obrusem. Wzięłam do ręki kieliszek, który ledwo co utrzymywał pionową pozycję.
- Przepraszam, ale za chwilę zamykamy. - powiedziałam spokojnym tonem, zbierając pozostałe szklane przedmioty. Zostałam obrzucona surowym spojrzeniem ze strony siedzącej postaci. Kąciki jej oczu emanowały swą dobitną czerwienią. Po policzkach istoty stale spływały słone krople. Odniosłam do kuchni delikatne talerzyki, miseczki i szklanki. Ułożyłam je w zlewie. Prawą dłonią sięgnęłam po paczkę chusteczek higienicznych. Wróciłam do klientki. Podałam przyniesione rzeczy. Zrobiłam to, gdyż wcześniej spostrzegłam brak cienkich serwetek, które w spokoju spoczywały na kolanach zapłakanej prawniczki.
- Wiesz jak to jest..? Kochasz kogoś, a musisz go zostawić, bo pieprzony los tak chciał? - spytała, nie oczekując odpowiedzi. Faktycznie jej nie udzieliłam. Wbiłam pusty wzrok w bordową ciecz skrzącą się w zielonej butelce. Miałam ochotę opaść bezwiednie na krzesło i wykonywać dokładnie te same czynności, które kobieta przez ostatnie trzy godziny. Czemu ludzie, aż tak doszczętnie trafiają w sedno problemu, który akurat w danym momencie życiowej drogi mnie zadręcza? Czy moje kłopoty są pospolite?
- Zamówię Pani taksówkę. - wychrypiałam nie obdarzając jej nawet jednym spojrzeniem. Jedyne na co miałam ochotę to ponownie ujrzeć roześmianą twarz Gregora.. Sprawić, abyśmy znowu byli razem.. Ale to było niemożliwe. Sama zakończyłam naszą świetlaną przyszłość, a on miał teraz inne zmartwienia na głowie. Moim ostatnim ratunkiem przed popadnięciem w depresję i samotność był Stefan.
- Dam sobie radę. Jestem niezależną, silną kobietą. - wybełkotała unosząc własną posturę do góry. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa i cała sylwetka znacznie się zachwiała. Chwyciłam dłonią jej ramię i z ogromną siłą przeciągnęłam w kierunku odwrotnym do podłogi. Zacisnęła zęby i ponownie chciała zasiąść na drewnianym krześle. Wtedy zerknęłam na nią wzrokiem przepełnionym stanowczością. Zapewne tak wygląda spojrzenie każdej matki, gdy ich dziecko nie chce wykonać zadanych obowiązków. Prawniczka uległa i już dwadzieścia minut później pomogłam jej wejść do żółtego pojazdu. Podałam kierowcy należną kwotę pieniędzy i powróciłam do wnętrza.
Nie ubłagalnie zbliżała się północ. Przetarłam ścierką blat, znajdujący się tuż przy barku. Moje baczne tęczówki obiegły całą restaurację. Gdy uznałam, że jest dostatecznie czysto złapałam kluczyki. Sabira zniecierpliwiona czekała przed wejściem. Na pewno zmęczona czekaniem już chciała mnie pospieszyć, jednak jej plan zakończył się fiaskiem. Otworzyłam drzwi czarnego BMW i usiadłam na miejscu pasażera.Oczy zaszły mi czarnym smogiem.. Zamknęłam jaśminowe powieki. Z wycieńczenia zasnęłam...
***
- Wyłącz budzik. - poprosiłam ledwo słyszalnym tonem. - Zapomniałaś, że dziś mam wolne? - dodałam oburzona wtulając twarz w poduszkę. Brunetka zaśmiała się na tyle głośno, że owy wydźwięk niemal natychmiast dotarł do mojej podświadomości i odbił się donośnym echem. - Sabira. - skarciłam ją przewracając się na drugi bok.
- Jest 11 i z tego co wiem za dwie godziny masz ważne spotkanie. - odrzekła pomiędzy regularnymi napadami wesołego chichotu. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że wcale nie śmiała się ze mnie, co wywołało ogromną ulgę w głębi duszy. - Pospiesz się. - zaznaczyła ze szczególnym akcentem, po czym wstała od biurka. - To Tobie zależy. - podeszła do łóżka, na którym leżałam. Odwróciłam się do niej.
- Boję się. Dziś wszystko się zmieni. Albo będzie dobrze albo źle. Są tylko uczucia białe i czarne, nie ma innych emocji po środku. - nabrałam sporą ilość mieszanki gazów zawartej w atmosferze, a moje płuca pochłonęły ją niczym gąbka wodę. - Potrzebuję go. - zacisnęłam powieki i odsunęłam kołdrę na bok.
- Bez względu na wszystko nie możesz się teraz poddać. Może rodzice już odpuścili? - spytała. W jej głosie zaiskrzyła się nutka umierającej powoli nadziei. Uzyskała negatywną odpowiedź. Wystarczyło, że zaprzeczyłam jednym ruchem głowy.
Ruszyłam w stronę wyjścia. Chciałam udać się prosto du kuchni. Moja wędrówka została brutalnie zakłócona. Piskliwy dzwonek do drzwi był ostatnim wydźwiękiem jakiego potrzebowałam. Obrzuciłam białe drzwi surowym wzrokiem. Ze złością zatrzasnęłam górny i dolny rząd białych zębów w silnym uścisku. Moje kroki emanowały niezadowoleniem na co najmniej parę metrów. Nacisnęłam złotą klamkę.
- Pani Malak Saat? - ujrzałam dwóch funkcjonariuszy. Moje zdziwienie sparaliżowało logiczne myślenie. Nie będąc w stanie wydobyć z siebie żadnego choćby krótkiego słowa niepewnie potwierdziłam zagwozdkę jednego z mężczyzn. - Pojedzie Pani z nami. - oznajmił drugi policjant. Moje wargi rozbiegły się. Jedna poszybowała w górę, druga w dół. - Proszę o nic nie pytać. Wszystko wyjaśnimy na komendzie. - zakończył lodowatym tonem.
Moja dłoń bezwiednie osunęła się i opadła wzdłuż wcięcia w talii. Odwróciłam głowę w stronę zdezorientowanej brunetki. Moje obłąkane spojrzenie spotkało się z jej przerażeniem. Biegiem rzuciła się w moim kierunku i objęła ramionami. Jej ręka umiejscowiła się na moich długich pasmach. Każda kolejna chwila mijała bez udziału mojego rozsądku i świadomości. Mogłam tylko wierzyć, że to nie koniec, a przecież wiara czyni cuda.
*********************
Jest i 21.
Nie było mnie tu 17 dni.
Ci co śledzą mnie na asku wiedzą, że niestety na taki okres straciłam wenę i chęci do tego opowiadania.
Wszystko wróciło wczoraj wieczorem.
Przepraszam, że tak wyszło.
W tym rozdziale chciałam pokazać co dzieje się u głównych bohaterów.
Dużo się pozmieniało,a najgorsze dopiero przed nimi..
Dużo się pozmieniało,a najgorsze dopiero przed nimi..
Bacznie śledźcie bloga, bo niebawem kolejny.
Nie zostawię już moich ,,cudów'' , gdyż uświadomiłam sobie, że się do nich przywiązałam.
Malak jest silna, miejmy nadzieję, iż sobie poradzi.
Pozdrawiam :*
Jak ty to dziewczyno robisz, że tak fajnie piszesz? Super rozdział. A więc tak:
OdpowiedzUsuń1.Gregor nie daje sobie wejść na głowę i bardzo dobrze
2.Stefek jest zmieszany i nie wie biedny co ma robić
3.Malak, widzę ,że sobie pracę znalazła. Duży plus za to. Ciekawe za co policja przyszła. Obstawiam, że albo coś z restauracją, albo dowiedzieli się ,że to ona zabiła Michaela.
Bądź, co bądź, fajny rozdział i czekam na kolejny
Pozdrawiam
Martwi mnie Stefan. Wierze, że będzie walczył o Malak, która widzę sobie pracę znalazła. Ciekawi mnie ta policja robi u jej w domu. Mimo wszystko czekam na kolejny a ty mi tu nie mów, ze ciebie wena siss upuściła jak bez weny piszesz cudownie ;**
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;***
więcej <3
Hej :)
OdpowiedzUsuńCzyżby Gregor żałował swojej decyzji? Jeżeli tak to dlaczego nie walczy o Malak? Dlaczego tak po prostu pozwolił jej odejść? Przecież wyraźnie dał Sandrze do zrozumienia, że nic już ich nie łączy a dziecko będą wychowywać oddzielnie.
Swoją drogą to Sandra ma tupet. Nie zauważam po niej cierpienia. Po prostu jest w potrzebie i szuka deski ratunku. Zabrakło Michaela więc próbuje nakłonić Gregora, byleby tylko nie zostać samą z dzieckiem. Rozumiem, że zapewne się boi i nie wie, co ją czeka, ale to, co robi nie jest lojalne wobec Michiego. Tak wygląda miłość? Wydaje mi się, że jej celem jest jedynie zapewnienie sobie wygodnego życia i czeka na taką okazję.
Przeraziłam się ostatnią sceną. O co chodzi z Malak? I to jeszcze przed spotkaniem ze Stefanem? Nie rozumiem. Mam nadzieję, że to jedynie nieporozumienie i wszystko się wyjaśni.
Czekam na kolejny :**
Jestem!
OdpowiedzUsuńDopiero co jedna zdziałała na mnie grom emocji to teraz kolejna! Jak ja was kocham <3 ale w końcu przez te emocje osiwieję.
Gregor żałuje swojej decyzji i widać to na pierwszy rzut oka. Ale z tego co przeczytałam to ona tez za nim tęskni. Ahh te uczucia. Ale policja?! Hola hola co tu się wyprawia? Mam nadzieję że to żadna poważna sprawa jednak... Policja o.O
Czekam na następny
Buźka! :*
Witam! ;**
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że Greg odczuwa takie, a nie inne emocje. W końcu to nie byle jaka decyzja została przez niego podjęta, tylko szkoda, że teraz jej żałuje... ;/ Niestety, lecz takie coś może zniszczyć człowieka, dlatego mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży u naszych bohaterów...
Buziam ;**