piątek, 20 maja 2016

Epilog

Uśmiechnęłam się ukradkiem do siedzącej obok blondynki i poklepałam delikatnie jej udo. Po zapewnieniu, że między nią, a mężem wszystko ułoży się na nowo nieco się uspokoiła i wzięła łyk zimnej lemoniady. Przeniosłam zdezorientowany wzrok na drzwi, które przed momentem obiły się z wielkim hukiem o własną framugę. Ujrzałam w nich znajomą twarz i poderwałam się z beżowej sofy. Wykonałam kilka szybkich ruchów w kierunku drobnej postaci.

- Nie nic mi nie jest. - usłyszałam ciche warknięcie i westchnęłam rozbawiona. Zmniejszyłam dzielącą nas odległość i objęłam dziewczynę ramieniem. - Mamo... - jęknęła istota i znacznie się obruszyła. - Przecież mówię, że nic mi nie jest. - zaakcentowała ostatnie trzy wyrazy i obróciła się na pięcie. Chciała mnie wyminąć, jednak chwyciłam jej nadgarstek i pociągnęłam w stronę salonu.

- Usiądź i opowiedz co Ci tak humorek zepsuło. - odezwała się obecna w pomieszczeniu kobieta, którą wcześniej zostawiła bez słowa, pędząc do korytarza. - Może ponarzekamy sobie razem. - dodała gładząc powierzchnię sofy. Szatynka teatralnie wywróciła oczami, ale w końcu zajęła wskazane miejsce.

- To wszystko przez Lukasa. - wtrąciła zirytowana. - Poszedł na trening, a mnie zostawił samą. Prosiłam, ale on raczył mnie tylko poinformować, że w sobotę ma jakieś tam zawody. - oburzyła się. Z mojego gardła wydobył się stłumiony chichot. - To, że ty nie masz faceta nie znaczy, że masz się ze mnie śmiać. - zacisnęła zęby. Obrzuciłam ją surowym spojrzeniem.

- Uważaj na słowa młoda. - odparłam, prostując się jak struna. Skrzyżowałam ręce na piersiach i ponownie oparłam się o tył fotela, na którym usiadłam. - Mężczyźni, a szczególnie młodzi skoczkowie z dużym potencjałem tak mają. - odrzekłam, podciągając kolana pod brodę.

- Nie broń go Malak. Nic nie powinno być ważniejsze od miłości. - powiedziała ostro Sandra, po czym przytuliła do siebie Lucy. Zaczęłam stukać palcami o oparcie siedzenia. - Nawet pasja nie może zakłócać żadnego związku. - dodała przekonana do swoich racji blondynka. - Jak tylko wrócę do domu przegadam mu do rozumu. - zakończyła stanowczo.

- To nie nasza sprawa Sandy. Niech załatwią to między sobą. Przecież nie będziemy prowadzić ich za rękę przez całe życie. Widać, że Lukas wzoruje się na swoim ojcu i czasami musi więcej potrenować, żeby dojść do perfekcji. - zauważyłam, przechylając głowę na bok.

- Masz rację, Gregor zawsze dążył tylko do ideału, aż w końcu go to zgubiło. Chciałabym, żeby nasz syn czerpał z tego radość, a nie traktował jako drogę do sławy i murowanego sukcesu życiowego. - zerknęła w kierunku mojej potomkini.

- O tym nie zabraniam Ci rozmawiać. - mrugnęłam i chwyciłam szklankę z bladą cieczą. - Nie przejmuj się Lucy, po zawodach wszystko wróci do normy. Przez 5 lat przeżywałam to samo z Twoim tatą. - zaznaczyłam, uśmiechając się do niej niemrawo.

- Pewnie dlatego się rozstaliście. - chrząknęła i podniosła się z kanapy. Coś w mojej głowie i sercu zawrzało. Nie potrafiłam utrzymać swoich emocji na wodzy i zamknęłam dłonie w mocnym uścisku.

- Przegięłaś. Do swojego pokoju, natychmiast! - krzyknęłam w jej stronę. Wtedy też ujrzałam na jej policzku pojedynczą łzę. Nie mogłam pozwolić sobie na to, aby własna córka, która właśnie opuściła pokój, wypominała mi moje błędy z przeszłości. Blondynka, która nie ruszyła się nawet o milimetr przełknęła ślinę i przesunęła się nieco w kierunku okna.

- Żałujesz? - zapytała niemal bezgłośnie. Spojrzałam na nią nieco zaskoczona. Moje wargi rozwarły się w dwóch przeciwnych kierunkach. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. - Żałujesz, że wtedy wybrałaś Stefana? Teraz tylko cierpisz... - szepnęła.

- Nie -odpowiedziałam pewnie. - Gdybym wtedy nie związała się z Kraftem nie miałabym tak cudownej córki, przyjaciółki i pięknych wspomnień. Nie przeżyłabym swojej prawdziwej miłości. Rozstanie to była nasza wspólna decyzja, więc nie jest mi przykro. Cieszę się, że miało to miejsce gdy Lucy miała zaledwie 5 lat. Wtedy nic jeszcze nie rozumiała. Teraz jest zupełnie odwrotnie, a ja nie chcę aby mieszała się w te sprawy. - zapewniłam.

- Ty nadal go kochasz. Nie zamydlaj mi oczu. Widać to ogromne uczucie na Twojej twarzy i w każdym Twoim geście. To Stefan okazał się nieodpowiedzialnym dupkiem i obydwie dobrze wiemy, iż wyjechał stąd, bo poczuł powiew nudy. Musisz wierzyć, że kiedyś wszystko się naprawi, bo przecież wiara czyni cuda.- stwierdziła bez namysłu Schlierenzauerowa i zatopiła nieobecny wzrok w moich pociemniałych z żalu tęczówkach.

*************************
Jest i epilog. 
Wiedziałam, że nie zakończę tego Happy Endem. 
Nie potrafiłam... 
Wybaczcie mi :(. 
Nie lubię słodkiej sielanki... Po prostu nie lubię, kiedy coś jest przesłodzone. 
Toteż właśnie tak musiało się to skończyć. 
Teraz czas na oficjalne pożegnanie z tym blogiem.
Dziękuje za każdą literę wystukaną na waszych klawiaturach. 
Za wszystkie 194 komentarze pod postami, spamem i innymi stronami ♥
Za każde pojedyncze wyświetlenie, obserwacje. 
Dziękuje mojej najdroższej Siss! Za to, ze po prostu jest i ughh <3 KA CE maj dear <3
Kiedy nowe?
Prolog mam już w myślach. 
Spisze go niebawem i umieszczę gdzieś tam w internecie. 
Dam wam znać, więc śledźcie nadal tego bloga.
 http://pusteobietnice.blogspot.com/
Rozdział tam pojawi się jednak dopiero około 17 czerwca.
Czekam na Wasze opinie <3
Pozdrawiam ;*
PS. Z boku jest ankieta ♥ -> -> ↑ ↑

wtorek, 3 maja 2016

Cud dwudziesty ósmy :)

Złożyłam koślawy podpis u dołu sporej kartki A4 i złożyłam ja na 4 części. Wsunęłam papier do koperty i szczelnie zakleiłam. Następnie przeszłam do zaadresowania listu i przyklejenia białego znaczka z napisem ,,Innsbruck'' w prawym górnym rogu. Zmrużyłam powieki, jak gdyby padały na nie ostre strumienie  światła. Tymczasem za oknem, naprzeciwko którego siedziałam lały się litrowe strugi deszczu. Podciągnęłam kolana pod brodę i nabrałam pewną ilość powietrza do płuc. Nie byłam pewna decyzji jaką wtedy podjęłam, ale wiedziałam, iż odkreślenie przeszłości jeszcze grubszą kreską będzie najlepszym rozwiązaniem dla nas obojga.

Po złudnym zapewnieniu własnego rozsądku energicznie poderwałam swoją posturę z drewnianego krzesła, które cierpliwie oczekiwało na moje dalsze poczynania. Obrzuciłam je obojętnym spojrzeniem i z ogromną pewnością siebie chwyciłam odpowiednio opisaną przesyłkę.

Do korytarza miałam niedaleko, więc ta odległość nie sprawiła mi większych kłopotów. Kiedy już ją pokonałam, zarzuciłam na ramiona podarunek od Stefana. Kadrowa kurtka była dość wygodną i bezpieczną opcją na tak chłodne i okrutne stosunkowo dni. Zanim opuściłam mieszkanie zatrzymałam się przy pewnym zdjęciu, oprawionym w szklaną ramkę. Ostrożnie zdjęłam fotografie i zacisnęłam na niej palce z taką siłą, że po chwili pobladły. Przełożyłam przedmiot w dłoń, w której już od jakiegoś czasu bytował list. Nacisnęłam klamkę i bez dłuższego zastanowienia wyszłam z domu.

***


Planowałam wysłać kopertę pocztą, ale postanowiłam, że dostarczę ją osobiście, pomimo absencji lokatora domu. Przeszłam ostatnie metry w stronę ogromnej willi. Nacisnęłam błyszczący od kropel wody dzwonek i cierpliwie czekałam na reakcję z wnętrza. Dobrze wiedziałam kogo mogę tam zastać. Minęły dosłownie dwie minuty a postać szatynki wyrosła przede mną niespodziewanie. Mruknęła coś pod nosem i spostrzegając moją posturę zamarła.

- Nie chcę zajmować Ci dużo czasu. - zaczęłam, po czym upewniłam się, że docierają do niej wszystkie moje słowa. - Proszę tylko, żebyś przekazała to Gregorowi. - dodałam wręczając zdezorientowanej kobiecie pakunek wraz z oprawioną fotografią. Kiedy miałam sprytnie obrócić się na pięcie i pomknąć do swojej własnej nory, poczułam an ramieniu uścisk postaci stojącej naprzeciwko mnie. - Sandra? Co się dzieje? - zapytałam nerwowo i obserwowałam jak istota blednie oraz słabnie w oczach.

- Chyba.. Chyba się zaczęło.. Malak pomóż mi.. - wydusiła po czym zaczęła opadać przed siebie. Chwyciłam jej posturę w trybie natychmiastowym, a z kieszeni wyjęłam biały telefon. Wtedy usłyszałam dźwięk zbijanego szkła i z przerażeniem spojrzałam na zniszczoną ramkę. Jednak szybko zapomniałam o całym incydencie i spróbowałam ocucić nieprzytomną. Weszłam wraz z nią do domu, aby nie przemóc. Usadowiłam postać na fotelu, czuwającym w przedpokoju. Delikatnie uderzyłam jej zaróżowiony od zimna policzek i już w tamtym momencie ujrzałam jej ciemne tęczówki. Odetchnęłam z ulgą i wybrałam odpowiedni numer.

Karetka dotarła po krótkim okresie czasu. Sanitariusze na siłę wcisnęli mnie do pojazdu. Niechętnie usiadłam w rogu pędzącej maszyny i cicho westchnęłam. W mojej głowie myśli przemykały szybciej, niż mijane przez auto drzewa. ,,Co ja tu robię?'' - zapytałam, ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza.

***


Stanęłam przy recepcjonistce, która właśnie przekładała papiery z jednego stosu na drugi. Kiedy podniosła swój apatyczny wzrok na moje oblicze, chrząknęłam cicho. Wyczekiwałam oficjalnej procedury i podstawowych pytań. W środku czułam się delikatnie zestresowana całym zajściem. Wiedziałam, że to na mnie spocznie poinformowanie Gregora o narodzinach jego dziecka. Na samą myśl o tym fakcie nieco mnie zemdliło.

- Jest Pani kimś z rodziny? - zapytała, a okulary w grubych oprawkach zjechały jej na sam czubek nosa. Nie czekając długo poprawiła swoją własność i ponownie cicho westchnęła. Miałam wrażenie, że pracowała tam za karę, a nie z powołania. Najbardziej drażniły mnie takie sytuacje, w których niechęć aż wylewała się z tej drugiej osoby.

- Nie. - odparłam cicho i oschle. Ktoś kto obdarza innych negatywnymi emocjami nie zasługuje na przyjazne reakcje. Opuściła podbródek i zanotowała coś w swym bordowym zeszycie. Zastukała palcami o blat i zacisnęła rzędy pożółkłych zębów.

-Więc czego Pani ode mnie wymaga? - uniosła ton głosu i wbiła przeszywający wzrok w moje ciemne tęczówki. Zmierzyłam ją spojrzeniem pełnym dezaprobaty i nachyliłam się nieco w jej stronę.

- Odrobiny szacunku i uprzejmości, ale skoro Panią na to nie stać to chętnie zamienię słowo z Pani przełożonym. - warknęłam ostro, ponieważ kobieta zadziałała na moje nerwy jak czerwona, krwista płachta na rozwścieczonego byka. Postać zmieszała się nieco i zamknęła notatnik na cztery spusty. - Znam swoje prawa. Ma Pani obowiązek poinformować mnie o narodzinach dziecka tej pacjentki, ponieważ to ja wezwałam pogotowie i mam kontakt do jej najbliższych. - zakończyłam przymykając powieki, a zdumiona istota pokiwała posłusznie głową.

***


Schowałam telefon do kieszeni. Mina wyraźnie mi zrzedła. Okazało się, że zanim zdążyłam wysłać SMS'a do przyszłego taty urządzenie się rozładowało. Miałam ochotę cisnąć nim gdzieś daleko przed siebie, albowiem zostałam zmuszona do bezpośredniej pogadanki z Gregorem. Podeszłam do granatowego automatu, stojącego tuż przed białym budynkiem. Deszcz zelżał i zamienił się w delikatną mżawkę, co ułatwiło mi załatwienie całej sprawy.

Wybrałam odpowiedni numer, który wrył się w moją pamięć odkąd tylko go poznałam. Pierwszy sygnał... Kolejny przeciągły dźwięk... Przerwany odgłos i ciepły ton otulający moje uszy. - Halo? - usłyszałam i przełknęłam ślinę. Nie sądziłam, że to będzie tak trudne i stresujące.

- Gregor, musisz wracać, Sandra rodzi. - oznajmiłam oschle po czym zacisnęłam palce na metalowym zamku od kurtki. Zaczęłam się nim bawić, oczekując, że to choć trochę obniży poziom mojego zdenerwowania. Żołądek zawiązał mi się w supeł, więc spróbowałam rozluźnienia, nabierając sporą dawkę powietrza do płuc.

- Malak? To na prawdę ty? - spytał zupełnie ignorując wiadomość jaką mu przed momentem przekazałam. Lekki szok opanował mój sparaliżowany rozsądek i mruknęłam pod nosem coś niezrozumiałego. - Jesteśmy już niedaleko. Za godzinę będziemy na miejscu. - dodał, opanowując entuzjazm. - Do zobaczenia. - zakończył, po czym połączenie zostało w pełni zwieńczone cichym pikaniem. Odwiesiłam słuchawkę i zamyślona wróciłam do wyziębionego wnętrza.

***


Podciągnęłam kolana pod brodę. Z każdą sekundą coraz bardziej obawiałam się spotkania ze Schlierenzauerem, ale nadal w głowie widniało tylko jedno słowo ,,Jesteśmy''. Czy miał na myśli cały Team? Nie chciałam toczyć rozmowy w cztery oczy, a tym bardziej przy ciekawskich spojrzeniach całej drużyny! Chwyciłam pierwszą lepszą gazetkę, ze stołu w poczekalni i zaczęłam śledzić jej tekst.

,,Szczytem ludzkiej głupoty jest tęsknota za człowiekiem, którego prawie w ogóle się nie zna. Czy dusza i umysł stworzeń zamieszkujących naszą planetę są zdolne do zauroczenia się w cichym, skrytym w sobie osobniku? Czemu świat, który pozornie poznajemy jako by był prosty, tak bardzo komplikuje się wraz z pojawieniem się jednej, magicznej istoty? Ukazuje się ona w naszym życiu zupełnie niespodziewanie i nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, całe nasze usposobienie zmienia się. Stajemy się potulnymi niewolnikami własnego losu. Sami tłamsimy inne wartości na rzecz obcego Nam uczucia. Porzucamy ambicje, marzenia i zupełnie zatracamy się w nowych emocjach, szybszym biciu serca na sam widok ukochanej osoby. Podsumowując - ślepniemy i głupiejemy z miłości!''

Zamrugałam kilkakrotnie, a tempo mojego serca przyspieszyło.. Przymknęłam powieki i zaczęłam niemiarowo oddychać. Odłożyłam czasopismo na bok. Cały mój świat zmienił się.. Obrócił się w proch. Wtedy już byłam pewna swoich uczuć.. Byłam pewna kto tak an prawdę zamieszkał w moim sercu.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu i podskoczyłam na plastikowym krześle. Zobaczyłam jego... Wysokiego szatyna, którego w ostatnich dniach bałam się bardziej niż ognia. Lecz stało się coś niesamowitego. W jednej chwili wszystkie obawy zniknęły, a ja stanęłam na równe nogi, unosząc podbródek do góry.

- A więc? Przemyślałaś jeszcze raz moją propozycję? Przestaniesz w końcu okłamywać samą siebie? - zapytał, a kąciki jego ust mimowolnie powędrowały ku górze. Ku swojemu i jego zaskoczeniu odwzajemniłam przyjazny wyraz i skrzyżowałam ręce na piersiach.

- Nigdy cię nie okłamałam. Faktycznie, kilka dób temu sama tak myślałam. Dzisiaj jednak dotarło do mnie, że wybrałam złą ścieżkę. Nasz związek był tylko przystankiem w całej historii. Przeżyłam z Tobą na prawdę cudowne chwilę. Wydawało mi się, iż rezygnując z Ciebie sama sprawię sobie ból. Miałam Cię za ten jedyny ideał. - zawahałam się na chwilę. - Gregor.. Idź pod salę.. Zaraz przywitasz swojego potomka i przyszłą żonę. - uśmiech nie schodził mi z ust ani na moment. - Wybacz, ale mam coś do załatwienia. - podsumowałam i wyminęłam osłupiałego szatyna.

Wtedy nadszedł czas zmierzenia się z własnym przeznaczeniem. Miałam stanąć oko w oko ze swoim ucieleśnieniem marzeń i spełenieniem wszelkich potrzeb. Znów mogłam pamięcią powrócić do dnia, w którym naburmuszony brunet nie chciał mnie wpuścić do domu, gdzie po raz pierwszy ujrzałam prawdziwy skarb, a przecież tylko wiara czyni takie cuda, jakim on stał się dla mnie z czasem.

*********************
Jest i 28!
Ostatnia przed epilogiem.
Nie mam ochoty długo się rozpisywać.
Wszystkie przemyślenia zostawię na ostatni post na tym blogu.
Jak zwykle, mam nadzieję, że powyższy twór Wam się podoba. 
Ktoś połapał się, że ten artykuł, który przeczytała Malak nie pojawił się tu przypadkowo?
Jeśli nie to zapraszam do rozdziału 20 ♥
Nie wiem czy ktoś spodziewał sie takiego rozdziału, ponieważ ja sama go tak nie zaplanowałam :'D.
Pozdrawiam ;*

sobota, 23 kwietnia 2016

Cud dwudziesty siódmy :)

Kakofonia dźwięków wydobywających się z słuchawki telefonu stacjonarnego zupełnie zlała się z głuchym szumem, spowodowanym wiekowością urządzenia. Ułożyłam prawą dłoń na głowie i lekko ją potarłam. Słone krople napłynęły mi do oczu, zamazując kolor beżowej ściany w przedpokoju. Po upływie krótkiej chwili do moich uszu ponownie dobiegł głos starszej pielęgniarki.

- Już wszystko jasne. Kartoteka Pani Sabiry zagubiła się wśród innych. Dobrze, że zapisałam ten numer kontaktowy na oddzielnej kartce, a więc jest Pani kimś z rodziny? - zapytała, a z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie. Zamarłam, tak jak wtedy, gdy na podłodze zobaczyłam brunatną kałużę krwi. Zacisnęłam powieki, aby wymazać ten przerażający obraz sprzed wyblakłych tęczówek.
- Tak. - skwitowałam krótko. Po raz pierwszy w życiu kłamstwo tak łatwo przeszło mi przez gardło. Skuliłam dłonie, formując z nich coś na kształt pięści, aby opanować ich drgania. Po drugiej stronie odbiornika usłyszałam tylko ciche mruknięcie i przewrócenie kolejnej ze stron, ubogiej karty pacjenta.
- A więc Pani krewna doznała poważnego urazu głowy, diagnozujemy wstrząśnienie mózgu. Lekarz prowadzący poinformował, że mógł się również wytworzyć niebezpieczny krwiak. Na całe szczęście policja aresztowała już sprawcę i tak łatwo go nie wypuszczą. - odrzekła nienaturalnie piskliwym tonem po czym mlasnęła nieznacznie. - Jeśli się Pani pospieszy to może uda się zobaczyć z pacjentką. - dodała lakonicznie.

Wiele pytań zawirowało mi w umyśle.. Odburknęłam coś niezrozumiale i odłożyłam białą słuchawkę na miejsce. Usiadłam na jednym z krzeseł stojących w jadalni. Podparłam twarz o dłonie i nabrałam kilka głębokich wdechów. Bez dłuższego namysłu chwyciłam jasny telefon oraz klucze i ruszyłam do wyjścia. Musiałam się dowiedzieć.. Czegokolwiek..

Ciemne drzwi zatrzasnęły się za mną z ogromnym hukiem. Przekręciłam zamek i zbiegłam po schodach. W tamtym momencie poczułam w środku dziwne ukłucie.. Wyrzuty sumienia. ,,Dlaczego mnie tu nie było? Czemu zostawiłam ją samą?'' Wszystko stanęło na głowie i ponownie się zagmatwało. Zawsze kiedy wydawało mi się, że zaczynałam wychodzić na prostą każda rzecz się komplikowała. Miałam ochotę usiąść na ziemi i z bezradności zanieść się płaczem. ,,Sabira..? Co z nią? Co się tu do cholery stało?''

***

Wysiadłam z jaskrawożółtej taksówki. Włożyłam w dłoń kierowcy należną kwotę pieniędzy i kątem oka zerknęłam do świecącego pustkami portfela. Co prawda część pieniędzy miałam odłożone na wymarzone studia oraz połowę czynszu, jednak do zrealizowania pierwszego celu brakowało mi jeszcze sporo. W tamtej chwili absolutnie się tym nie przejmowałam. Liczyła się tylko dziewczyna, która zostawiając przeszłość i życie w Turcji za plecami, uciekła razem ze mną.

Od kiedy pamiętam zazdrościłam jej dosłownie wszystkiego: urody, wdzięku i kochających rodziców, którzy chcieli dla niej jak najlepiej. Urocza szatynka, przechadzając się po korytarzach naszej starej szkoły budziła zachwyt w większości osobników płci przeciwnej. Jeden z nich o imieniu Nuri, również jej zawrócił w głowie. Była to jednak tragiczna miłość. Ukochany Sabiry zaginął bez śladu. Opowiadała mi niedawno, że nadal wierzy w nadejście jakichś informacji o jej lubym, jednak uważałam, iż tak na prawdę nie była tego pewna.

Postawiłam kolejny krok na spowitej białym puchem ziemi. Od dobrej godziny z nieba ulatywały drobne śnieżynki, które zachwycały mnie swymi urokliwymi ruchami. Zmrużyłam powieki i weszłam po schodach, prowadzących do przerażającego szpitala. Od zawsze nie lubiłam miejsc, które kojarzyły mi się z chorobami i śmiercią. Przytłaczały mnie doszczętnie swą sterylną bielą i wbijały niewidoczne igiełki w moją nadszarganą psychikę.

W głowie, w której wcześniej myśli kłębiły się stadami nagle zapanował spokój. Pchnęłam szklane drzwi i przekroczyłam próg beżowego budynku. Od razu w moje nozdrza uderzył ten nieprzyjemny, charakterystyczny zapach leków i innych detergentów. Pewniejszym ruchem wyminęłam obce osoby i stanęłam naprzeciwko recepcjonistki.

Dokonałam potrzebnych formalności i obrałam za cel salę numer 203. Winda, która stanowiła dość zaniedbaną część całej instytucji z cichym odgłosem zatrzymała się na moment, umożliwiając wyjście na korytarz. Ja oraz jakaś pielęgniarka przeszłyśmy obok siebie obojętne na swoje zafrasowane twarze. W holu dało się słyszeć wydźwięki kasłania i zgłuszonych jęków.

Ściany pokryte były dość chropowatym tynkiem, przez co wydawały się jeszcze bardziej ostre i odrażające. Po pewnym czasie zorientowałam się, że wcześniej wspomniana kobieta zmierza w tym samym kierunku co ja. Z szacunkiem przepuściłam ją w drzwiach i podążyłam za jej gestami. Na jednym z trzech łóżek zobaczyłam nadzwyczaj bladą twarz przyjaciółki. Bezszelestnie zajęłam miejsce przy jej wyziębłym ciele. Sanitariuszka ułożyła mały stosik tabletek na szafce obok Sabiry. Posłała mi wymuszony, niemrawy uśmiech i opuściła pomieszczenie.

Ukryłam buzię wśród obydwóch dłoni i westchnęłam cicho. Gdy po chwili zamknęłam oczy, zostałam zmuszona do ponownego zerknięcia na znaną sylwetkę, gdyż ciepło czyjejś ręki delikatnie otarło się o mój nadgarstek. Zareagowałam na to gwałtowniej niż powinnam i lekko się poruszyłam. Gdy już w pełni odzyskałam świadomość, że to właśnie brunetka przed chwilą dotknęła mojej kończyny skierowałam na nią ospały wzrok. Jej malinowa usta wykrzywiły się w przyjaznym wyrazie.

- Sabira.. Co się stało? Dlaczego tu wylądowałaś? - nienaturalnie pisnęłam szukając rozbieganym spojrzeniem jej spokojnych, ciemnych tęczówek.

- To już koniec. Nie musisz się obawiać. - zaczęła. Wtedy prawdopodobnie zrobiłam zdezorientowaną minę, ponieważ jej uśmiech tylko się pogłębił. -Twój ojciec jest w więzieniu. - dodała pocierając palcem śnieżnobiałą pościel.

-On ci to zrobił? Ale jak? Dlaczego? - pytania same wypływały z moich spierzchniętych, popękanych ust. Zagadnienia spotkały się tylko z wyżej uniesionym prawym kącikiem warg dziewczyny.

- Twoja Matka odezwała się do mnie miesiąc temu. Napisała w liście, że Jasir prawie ją zakatował. Wyraziła, iż może już za późno na naprawienie waszych relacji, ale chciała zastawić na swojego męża pułapkę. Miał tu przyjechać i za to, że sprzymierzyła się z tobą, pobić właśnie ją. Oczywiście my musiałyśmy zawiadomić policję. Przekazałam to wszystko Stefanowi. On powiedział, że nie powinnyśmy tak ryzykować. On.. on zaoferował siebie jako ofiarę... Mówił, iż bez względu na każdy z czynników Tobie nic nie może się stać. Nie potrafiłam tak w spokoju oczekiwać na łut szczęścia. Kazałam mu wyjechać razem z Tobą.. To ja postanowiłam zostać głównym celem wszelkich ataków Jasira. Jednak w porę pojawiła się Twoja matka. Nie zdążyłam wezwać funkcjonariuszy, aczkolwiek to właśnie ona się tym zajęła. Twój ojciec odepchnął mnie z taką siłą, że uderzyłam o kant stołu, wtedy do mieszkania wkroczyli policjanci.. Zdajesz sobie sprawę, że gdybyś przyjechała w nocy to prawdopodobnie wybieralibyśmy ci właśnie trumnę? - rzuciła rozzłoszczona a ja siedziałam w osłupieniu na plastikowym krześle.. Nie mogła przyswoić jak wielkiego poświęcenia chciał dokonać każdy z wymienionych. Zaczynając od mojej rodzicielki kończąc na Krafcie..

- Ale.. To.. Sabira.. Jak ja się tobie odwdzięczę? Przecież ty prawie zginęłaś tylko po to, żeby mi pomóc.. - wydukałam, rozdziawiając wargi w dwóch przeciwnych kierunkach. Chyba właśnie w tamtej chwili dotarł do mnie ogrom tego heroicznego wyczynu. Bez wahania zarzuciłam jej subtelnie ręce na szyję i przytuliłam. Łzy ulgi, a zarazem przerażenia spłynęły po moich zaróżowionych od nadmiaru emocji policzkach.

- Csii.. Nie płacz.. - skwitowała, po czym poklepała moje plecy. Na powrót usiadłam na wcześniej zajmowanym krześle. - To jeszcze nie wszystko.. Ja.. Miałam Ci tego nie mówić, ale nie mogę tego dłużej trzymać w tajemnicy. - zamrugała kilkakrotnie powiekami. - Stefan wyznał mi, że jesteś dla niego najważniejszą kobietą, stąpającą po tej ziemi, ale nigdy nie chciał zakłócać twojego szczęścia, dlatego trzymał się na uboczu... Malak nie powinnam się wtrącać ale chyba powinniście pogadać. - przełknęła ślinę, a cały świat zawirował mi przed oczami.

Wtedy zrozumiałam co pragnął przekazać mi tamtą rozmową.. W tamtym momencie przejrzałam na oczy, że to co miałam za czynnik wywołujący lęk okazało się istnym szczęściem. Wierzyłam, że kiedyś poczuje coś równie niesamowitego, a przecież wiara czyni cuda.

************************
Jest i 27!
To przedostatni rozdział przed epilogiem.
Powiem Wam szczerze, że będę tęskniła za tym opowiadaniem.
W mojej głowie aż roi się od pomysłów na następną historie, ale zastanawiam się czy tworzyć do tego bloga i dzielić się nią z wami, czy też pisać w własnym zakresie. :P
Ale co będzie dalej, czas pokaże :D.
Mam nadzieję, że powyższy twór Wam się podoba.
Pozdrawiam :*.

sobota, 9 kwietnia 2016

Cud dwudziesty szósty :)

Odkąd wróciłam do pokoju hotelowego w mojej głowie widniała tylko jedna myśl. Po przekroczeniu progu przekręciłam zamek w drzwiach. Podeszłam powoli do stolika, na którym w ciemności migało światło powiadomienia, wyświetlającego się na telefonie. Chwyciłam urządzenie w dłonie i odblokowałam zabezpieczenie ekranu. Moim oczom ukazał się SMS, którego treść wytrąciła mnie z równowagi. Zamrugałam kilkakrotnie, uwierzytelniając przed samą sobą tekst krótkiej wiadomości. Na wyświetlaczu widniało kilka prostych słów i jedna słodka emotikonka : ,,Nie zapomnij uszykować dresu ;*''. Dopiero po chwili przypomniałam sobie wypowiedź Johanna jaką usłyszałam w windzie. Uśmiechnęłam się niemrawo i wystukałam parę liter, a następnie przycisnęłam zielone okienko z napisem ,,Wyślij''. Nie wiedziałam jak zareaguje na odpowiedź ,,Nie ma opcji :).'' dlatego też wolałam pozostać w zamkniętym pokoju.

Rozsiadłam się wygodnie na łóżku i włączyłam jedną z przydatnych aplikacji. Wyszukałam istotne informacje i delikatnie odłożyłam komórkę na szafkę nocną. Nacisnęłam włącznik, widniejący przy małej, uroczej lampce. Łuna światła, padła wpierw na podłogę, a tajemnicza ciemność ustąpiła miejsce przytulnej jasności. Wykonałam dość monotonny ruch i uniosłam cała posturę ku górze. Schyliłam się, tak aby wyciągnąć potrzebny przedmiot spod miejsca spoczynku. Już po chwili czerwona walizka wylądowała na białej pościeli, idealnie z nią kontrastując. Odpięłam zamek. Pociągnęłam górną część, która bezwiednie opadła do tyłu i obróciłam się o 180 stopni. Doszłam do niewielkiej szafki i ostrożnie wyjęłam trzy bluzki, które parę godzin temu właśnie tam umiejscowiłam. Cisnęłam je do wnętrza torby i cicho wypuściłam powietrze, tylko po to aby ponownie zaspokoić potrzeby moich płuc.

- Potrafię tylko uciekać. - szepnęłam, stanowczym gestem zasuwając rozwarty przedmiot.Ułożyłam wewnętrzne części rąk na pulsujących skroniach. Starałam się dokładnie przemyśleć podjętą decyzję. - Pociąg piąta trzydzieści. - dodałam wyłączając filigranową żarówkę, której blade światło próbowało mnie przekonać do zmiany wtłoczonej w życie idei. Jednym ruchem przerwałam jej bezsensowne zastosowanie i osunęłam plecy na miękką poduszkę. Wsunęłam nogi pod delikatną kołdrę i zacisnęłam powieki. Liczyłam na to, że budzik mnie nie zawiedzie.

***

Nie zawiódł. Zerwałam się na dźwięk piszczącego telefonu. Przesunęłam palcem po ekranie i uciszyłam krótkotrwały alarm. Do późnych godzin nie mogłam zmrużyć oka. Udało mi się to dopiero godzinę przed planowaną pobudką. Żwawym krokiem podeszłam do włącznika światła i zdecydowanym ruchem nacisnęłam przedmiot. W pokoju nastała wszechogarniająca jasność. Z powodu zbyt szybkich kroków czarne mroczki zatańczyły mi przed tęczówkami, przez co na chwilę zmrużyłam powieki. Kiedy wszystko wróciło do porządku, przetarłam zmęczone oczy i przygryzłam delikatnie dolną wargę.

Wsunęłam swoją posturę do klaustrofobicznej łazienki. Tam również już po chwili zapanowało odnowienie skąpanego w mroku pomieszczenia. Stąpałam po cichu, jakbym bała się o to, iż kogoś obudzę. Stanęłam naprzeciw lustra. Zmierzwiłam nieco swoje oklapłe włosy i umyłam zęby. Po zakończonej porannej toalecie schowałam wszystkie przedmioty do uroczej kosmetyczki, która również wylądowała w walizce.

Moje ubrania tego dnia nie za wiele różniły się od tych z poprzedniej doby. Ponownie naciągnęłam czarne legginsy i zmieniłam bluzkę na biały zwykły T-shirt. Na ramiona zarzuciłam kurtkę od Stefana i chwyciłam rączkę od pamiętnego prezentu, który podarował mi Gregor. W kieszeni umieściłam telefon i zaczęłam zmierzać do wyjścia. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na pokój który zajmowałam zaledwie kilkanaście godzin. Przekręciłam zamek i nacisnęłam złotą klamkę. Następnie zgasiłam światło i opuściłam pomieszczenie.

Na końcu korytarza tlił się blady, sztuczny promyk, który wytwarzała pojedyncza żarówka. Skierowałam swoje ruchy w kierunku windy. Bez dłuższego namysłu wcisnęłam pomarańczowy guzik, a drzwi urządzenia natychmiast się rozwarły. Weszłam do środka bezszelestnie i w delikatny uścisk złapałam metalową barierkę. Moja podróż z góry na dół nie trwała dłużej niż 15 sekund. Ponownie mogłam wysiąść, tym razem do przestronnego, a zarazem przytulnego holu.

Podeszłam bliżej recepcji i ostrożnie nacisnęłam niewielki, złoty dzwonek. Już po chwili zza rogu wychyliła się sylwetka młodej szatynki o przyjaznym uśmiechu przyklejonym do ust. Zmierzyła mnie bacznym wzrokiem i zasiadła na beżowym fotelu.

- Chciałam się wymeldować. - odrzekłam półszeptem. Sama nie wiedziałam dlaczego ściszyłam tak ton. Zapewne bałam się iż głośniejszy wydźwięk jakimś cudem dojdzie do uszu Johanna, albo co gorsza Stefana, który wczoraj uratował mnie przed konwersacją z Gregorem. Cała sytuacja po odejściu na bok wyglądała dość dziwnie. Kraft poklepał moje ramię i z kamiennym wyrazem twarzy ruszył w przeciwną stronę. Już więcej go tego dnia nie widziałam.

- Poproszę Pani nazwisko i numerek pokoju. - zaczęła uruchamiając ekran dość nowoczesnego komputera, który znajdował się tuż na przeciwko niej. Wyjęłam z kieszeni swoją kartę magnetyczną i położyłam na ciemnym, drewnianym biurku.

- Malak Saat. Pokój 206. - zaoponowałam, a kąciki moich warg również powędrowały ku górze. Kobieta wystukała parę słów na klawiaturze i zaczęła przeglądać dane wpisane w przyrząd, który zasłynął głównie w XXI wieku. Pokrętłem myszki zjechała na środek listy i przyłożyła palec do jasnego ekranu.

- Ten pokój zarezerwowany jest na nazwisko Heinza Kuttina. Musiałabym go poinformować o pani wyjeździe. - zaznaczyła, wracając zaciekawionym spojrzeniem do moich czekoladowych tęczówek. Delikatnie się zmieszałam, ale nie dałam tego po sobie poznać. Chrząknęłam cicho, przełknęłam ślinę i ponownie przyodziałam przyjazny wyraz twarzy.

- Ten Pan o wszystkim wie. - zaoponowałam spokojnie. - Nie warto budzić go w środku nocy, byłby na mnie zły. - dodałam ciszej, nieco spuszczając głowę. Pracownica hotelu popadła w chwilową zadumę. Kontemplowała nad tym czy rzeczywiście może mi zaufać. Ale w końcu jaki mogłam mieć cel w tym żeby kłamać?

- Dobrze, wymelduję Panią tylko ze względu na to, że troszczymy się o dobry humor i samopoczucie naszych gości. Mam nadzieję, że jeszcze tu Pani zawita. - jej kąciki ust zadrgały ku górze w niemrawym, nie do końca szczerym uśmiechu. Nie zwracając większej uwagi na jej sztuczne odruchy chwyciłam rączkę walizki i skierowałam się do wyjścia.

***

- Dojechaliśmy na miejsce. Miłego pobytu w Innsbrucku. - zakomunikował donośnym tonem konduktor przez przeznaczony do tego celu węzeł zainstalowany w pociągu. Wzdrygnęłam się lekko i już po chwili uniosłam całą posturę do góry. Kurczowo złapałam się barierki, bytującej tuż przy wyjściu z przedziału. Cierpliwie poczekałam aż każdy zainteresowany opuścił pociąg, a następnie uczyniłam to samo, ówcześnie wyjmując torbę  z skrytki na bagaż podręczny.

Wyminęłam parę obcych osobników i przystanęłam naprzeciw środku transportu, którym powróciłam do centrum sportowego w Austrii. Zaczerpnęłam nieco górskiego powietrza. Delikatne i mikroskopijne płatki śniegu zawirowały wokół mojego lica oraz talii. Powiew mroźnego wiatru uderzył w moje policzki, które natychmiast zaczerwieniły się od zimna. Postanowiłam nie przeciągać dłużej ostatecznego powrotu do mieszkania, które wynajmowałam z Sabirą.

Dość szybko udało mi się złapać taksówkę. Pomimo wczesnych, rannych godzin miasto już budziło się do życia. Parę minut po szóstej jakiś mężczyzna wybiegł z budynku, który mijaliśmy. Trzymał w ręku gazetę, aż w końcu zdyszany stanął. Założył ręce  z tyłu głowy i wydał z siebie zduszony, cichutki jęk.

Odwróciłam wzrok i w tym momencie pojazd ruszył ponownie, gdyż umożliwiło mu to ostre zielone światło wpijające się w moje ciemne tęczówki ze zdwojoną siłą. Na moment zmrużyłam powieki i uspokoiłam kołatanie serca. Czego się tak bałam? Głównie tego, że po ostatniej rozmowie z Stefanem wszystko się zmieniło. Nadal nie docierało do mnie to co tak na prawdę chciał mi przekazać. Broniłam się przed tymi myślami. Nie chciałam dojść do wniosku, że Kraft coś do mnie czuje.

Wyrwana z rozmyślań ujrzałam niewielką, nowoczesną kamieniczkę, która była głównym celem całej mojej podróży. Wręczyłam taksówkarzowi należną kwotę pieniędzy i nacisnęłam zimną, czarną klamkę. Zamek w drzwiczkach auta niemal natychmiast ustąpił, bez jakiegokolwiek oporu czy walki z mocą moich dłoni. Następnie wzięłam z wnętrza krwistą walizkę i życzyłam mężczyźnie miłego dnia.

Śnieżynki ponownie zatańczyły przed moim obliczem. W Turcji nigdy nie widziałam śniegu. Gdy pierwszy raz zetknęłam się z tym zjawiskiem w Austrii cieszyłam się jak małe dziecko. Całym sercem pokochałam ten przyjemny mróz, który za każdym razem delikatnie łaskotał moją gładką skórę. Westchnęłam cicho i bez dłuższego namysłu ruszyłam do wejścia.

Krótka tułaczka po 13 schodach, na pierwsze piętro nie wprawiła mnie nawet w najmniejsze zmęczenie. Zapukałam kilkakrotnie w ciemne wrota. Odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Sabira zazwyczaj o tej porze była już na nogach, bo szykowała się do pracy. Pokręciłam podbródkiem z niechęcią i rozpoczęłam poszukiwania złotych kluczy od mieszkania.

Po 5 minutach bacznego śledztwa znalazłam swoją zgubę. Włożyłam lśniący przedmiot w zamek i przekręciłam go w prawo. Wtedy już swobodnie mogłam dostać się do miejsca, które od trzech miesięcy nazywałam swoim domem. Moje źrenice spotkały się z tajemniczym mrokiem. Wszystkie okna spowite były ciężkim, czarnym materiałem. Zapaliłam światło.

- Wróciłam. - krzyknęłam tak aby nawet najbardziej skryty zakamarek pomieszczenia usłyszał owy wydźwięk. Jednak ponownie spotkałam się tylko z przeraźliwym milczeniem. Niepewnie wkroczyłam do salonu, który był również naszą sypialnią i ujrzałam tylko pustkę. Cała sytuacja wprawiła mnie w ogromne zdziwienie.

Z myślą, że moja współlokatorka poszła uzupełnić zapasy żywności powróciłam do codziennych czynności. Przeszłam do łazienki aby obmyć zmarzniętą buzię. W pokoju nagle nastała jasność. Mój wzrok padł na bladą podłogę, która tym razem wyglądała inaczej niż zwykle. Zakryłam dłonią usta, aby stłumić głośny krzyk. Zaczęłam się modlić i wierzyłam, że to co ujrzałam było tylko złudzeniem, a przecież wiara czyni cuda.


********************
Jest i 26 :).
Ostatnio bardzo zasmucił mnie fakt, iż pod 25 był tylko jeden komentarz.
Mam dziwne przeczucie, że opowiadanie stało się nudne. 
Mam nadzieję, że powyższy twór jednak Wam się podoba. 
Życzę miłego dnia ♥ 
Pozdrawiam.

wtorek, 29 marca 2016

Cud dwudziesty piąty :)

-Malak? - usłyszałam tuż koło ucha. Słone, lodowate krople sączyły się z kącików moich oczu. Pod wpływem kilkakrotnego mrugnięcia swobodnie spłynęły po czerwonych od ciepła, jedwabistych policzkach. Następnie, po przebyciu krótkiej wędrówki po mojej delikatnej cerze, stoczyły się w otchłań zapomnienia i rozgoryczenia. Zaczerpnęłam łapczywie powietrza do płuc i przesunęłam się bliżej ściany. Po chwili krótszego zastanowienia podciągnęłam kolana pod brodę i otuliłam je ciepłymi ramionami. Prawe lico przystawiłam do materiału, z jakiego wykonane były czarne leginsy i wbiłam puste spojrzenie w oczy Forfanga. - Co się dzieje? - to proste pytanie było moim gwoździem do trumny. Nie mogłam wydusić ani słowa. Wiedziałam, że siedzący obok Johann nie uzyska jakiejkolwiek odpowiedzi.

Zacznie żyć w nieświadomości, albowiem było to dla mnie zbyt trudne do opisania. Moje serce, skryte za osłoną klatki piersiowej przyspieszyło tempa. Miałam ochotę zwrócić wzrok w kierunku windy, która już dawno uniemożliwiła wstęp nowym przybyszom i bezwładnie zjechała w dół, aby wysiedlić tego mężczyznę, którego widoku tak bardzo się obawiałam. Kiedy ujrzałam jego ciepłe tęczówki narząd upoważniony do wymiany gazowej nagle zapomniał jak ma funkcjonować. Cały świat zawirował. Przed oczami zatańczyły mi bezwzględne czarne mroczki, a umysł zupełnie odciął się od reszty organizmu.

Mój towarzysz wyrwał mnie z dość długotrwałego zamyślenia. Umiejscowił swą dłoń na moim przedramieniu i delikatnie ją ścisnął. Po upływie krótkiej chwili mogłam zaobserwować zmianę pozycji Norwega na stojącą. Ponownie wyciągnął w moim kierunku długą, chudą, górną kończynę. Tym gestem zachęcił mnie do ponowienia jego ruchów, których przez nieobecność duchem nie zdołałam dokładnie zaobserwować. W mojej głowie pojawił się moment zawahania. Zdecydowana, ujęłam jego rękę i bez pytania, ani żadnej innej informacji wtuliłam się w niego. Nie potrzebowałam nieszczerych słów. Chciałam jakoś przeżyć te kilka dni. Modliłam się o to aby nie musieć rozmawiać z Gregorem. Mogło się to źle skończyć.. Zamknęłam oczy. Miałam świadomość, że Forfangowi należą się skrupulatne wyjaśnienia. Żywiłam nadzieję, że okaże się osobą godną zaufania. Odsunęłam twarz od jego obojczyka. Włożyłam kartę magnetyczną do czytnika i nacisnęłam złotą klamkę, zdobiącą mahoniowe drzwi.

Moim tęczówkom ukazał się przytulny pokoik. Barwy panujące wewnątrz pomieszczenia nie odbiegały koloryzacją od pozostałej części hotelu. Wszystko skąpane było w ciepłym brązie. Każdy fragment podłogi mienił się w odcieniach smacznej czekolady. Łóżko stojące w rogu spowite zimną, kremową pościelą, nadawało całemu pokojowi nieco chłodu. Usiadłam na wspomnianym miejscu spoczynku i splotłam swoje dłonie razem. Poczułam, że druga sylwetka styka się z moją. Niepewnie uniosłam wzrok na źródło przyjemnej temperatury wynoszącej 36,6 stopnia, która zamajaczyła tuż przy mojej talii. Zmrużyłam śniade powieki, a z moich ust wylał się potok gorzkich, przesiąkniętych wspomnieniami słów.

Po wypłynięciu wszelkich żali jakie zawdzięczałam bezwzględnej przeszłości ponownie zerknęłam w stronę chłopaka, który cierpliwie i uważnie wsłuchiwał się w każdy wyraz, jaki  wypowiadałam. W momencie zakończenia mego monologu westchnął dość ciężko i ułożył rękę na moim ramieniu. Delikatnie je pomasował i przyciągnął do siebie. - Pomimo wszystkich ran jakie zadał Ci los, ty nadal tu jesteś i potrafisz wyjść z opresji z uśmiechem na ustach. Niejeden poddałby się już dawno. Pamiętaj Malak, musisz być twarda. Nie ulegaj jeśli tego nie chcesz. Unikaj rozmowy z Gregorem, ale jeśli zajdzie potrzeba przeprowadzenia konwersacji bądź silna. Nie możesz zawrócić z wyznaczonej wcześniej drogi. Nie wahaj się. - wyszeptał nadal pocierając moją kończynę. Następnie lekko się odsunął. Ponownie przymknęłam ociężałe powieki. Już miałam zamiar zdobyć się na wydukanie cichego ,,dziękuje'', ale właśnie wtedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Nie dziwiłam się Johannowi. To zbyt wiele rewelacji od prawie obcej osoby. Również nie nadążyłabym za natłokiem tak dobijających wspomnień. Skuliłam się w kłębek na łóżku i w takiej pozycji zaczęłam cicho łkać. Zadrapania, a także głębokie szramy.. To wszystko co pragnęłam odkreślić grubą linią powróciło ze zdwojona siłą.

***

- Nie przywiozłem Cię tutaj, żebyś czas spędziła pod kołdrą. Idziemy się rozerwać. - niemalże krzyknął. Klasnął w dłonie i przyjrzał mi się z szerokim uśmiechem na ustach. - Dzisiaj będzie rozdanie numerów startowych i będziesz tam obecna. - dodał siadając tuż przy mnie. Zerknęłam na niego niepewnie i już otwierałam usta, aby wydobyć z siebie cichą odmowę, ale Kraft skutecznie mi to uniemożliwił. - Zapewniam, że jest to dobry pomysł. Liczę na twoje wsparcie w najbliższych dniach. W końcu ktoś będzie trzymał za mnie kciuki. - mrugnął i tym razem cierpliwie poczekał na moją reakcję.

- Nie licząc tysięcy fanek, rzeczywiście będę jedyną osobą, która będzie Cię dopingować. - stwierdziłam, a moje kąciki ust mimowolnie powędrowały ku górze. - Boje się Stefan. Jeśli porozmawiam ze Schlierim jeszcze bardziej będę żałować mojej decyzji. - wlałam w swą wypowiedź maksimum szczerości. Przez jego twarz przemknął mało widoczny cień. Na chwilę odwrócił wzrok, wbijając go w swoje splecione dłonie. Zaśmiał się sztucznie i uniósł całą swą posturę do góry.

- Tak bardzo go kochasz? - spytał nadal na mnie nie patrząc. W mojej głowie nagle zapanował mętlik. Nie rozumiałam jego zachowania. Liczyłam na kilka słów otuchy. Tymczasem stało się to czego nigdy bym się nie spodziewała. - Skoro tak to w czym problem? Wróć do niego. Bądźcie szczęśliwi. - zacisnął dłonie w pięści. Moje wargi rozjechały się w dwóch różnych kierunkach. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie powiedział. Każdy mój mięsień mimowolnie się napiął, a mózg za wszelką cenę pragnął przyswoić niejasne przesłanie jego wypowiedzi.

- Ale.. Ja... Nie chcę, żeby ich dziecko wychowywało się bez ojca.. Myślisz, że dlaczego wtedy powiedziałam mu, iż nasz związek był tylko zabawą? Nic nie rozumiesz? - zapytałam płaczliwie podnosząc się z miękkiego łóżka. Chciałam do niego podejść i tak po prostu go przytulić. Liczyłam, że wtedy każdy problem zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

- To ty niczego nie przyswajasz. - zakończył. Przeszedł parę kroków w stronę drzwi i nacisnął złotą klamkę. Zamknęłam powieki, a do moich uszu dobiegł dźwięk zetknięcia się fragmentów drewna. Trzask, a następnie tylko głucha cisza. O co chodziło? Co się właśnie wydarzyło? Czy zrobiłam coś źle? Nie miałam zielonego pojęcia co Stefan chciał mi przekazać.. Opadłam bezwładnie na zajmowane wcześniej miejsce i nabrałam powietrza do płuc. Jedyne co mogłam wtedy uczynić to zwrócić się z prośbą o pomoc do Boga. Nikt inny nie był w stanie mnie wesprzeć.

***

Ponownie tamtego dnia usłyszałam niepewne stukanie w powierzchnie drewnianych, ciemnych drzwi. Zwlokłam się z łóżka i ospałym krokiem podeszłam do epicentrum narastającej głośności wspomnianego dźwięku. Nacisnęłam, mieniącą się w bladym świetle słabej żarówki, klamkę. Moim oczom ukazał się Johann. Odsunęłam się delikatnie, aby umożliwić mu wejście. Lecz on nie ruszył się nawet o milimetr. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, pociągnął mnie za rękę i jednym, zdecydowanym ruchem zamknął pokój. Spojrzałam na niego zdezorientowana. Na twarzy Norwega widniał tajemniczy uśmieszek.

- Słyszałem, że nie masz planów na wieczór. - odparł, widząc, iż nie odgadłam jego myśli. - Idziemy na rozdanie numerów startowych. - dodał pewniej. Następnie podał mi granatową, lekką kurtkę. - Dziś wystąpisz pod norweską pelerynką niewidką. - niezdecydowanie chwyciłam materiał w rękę. Nadal nie przyswajałam jego szybkich, wręcz gwałtownych ruchów. Włożyłam kończyny w rękawy ubioru i potulnie ruszyłam za Forfangiem. Wiedziałam, że nie ma opcji ,,Wycofaj się do pokoju''. Musiałam brnąć w to wydarzenie bez najmniejszego zawahania.

Przeszliśmy na sam koniec korytarza. Kiedy stanęliśmy tuż przed srebrzystymi wrotami windy, przyłożyłam palec do pomarańczowego przycisku i zwiększyłam siłę parcia. Urządzenie zjeżdżające z góry po krótkiej chwili zatrzymało się na naszym piętrze. Drzwi od ,,ruchomego pomieszczenia'' rozwarły się. Wewnątrz dostrzegłam jakąś sylwetkę. Blond czupryna pozwoliła mi w mig skojarzyć tajemniczą posturę z postacią  Daniela Andre Tande. Pierwsze wrażenie, które zrobił na mnie parę miesięcy przed ponownym spotkaniem w Bad Mittendorf, nie było pozytywne. Albowiem to on doprowadził do pocałunku Gregora i Sandry.. To przez jego wyzwanie opuściłam wtedy lokal. To przez n...

- To była ta ważna sprawa, którą miałeś do załatwienia? - Norweg oderwał wzrok od swojego iPhone'a i obrzucił moje lico przelotnym spojrzeniem. - Teraz masz zamiar namieszać w naszej kadrze? Od razu mówię, że pod koła się za Tobą nie rzucę. - dodał oschle, a ja zacisnęłam zęby.

- Jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia to lepiej milcz. Nie prowokuj mnie, bo języka strzępić nie będę. - odpowiedziałam na złośliwą wypowiedź blondyna. Starałam się zignorować drugą część jego krótkiego monologu. Zmrużyłam powieki, a następnie skrzyżowałam ręce na piersi. Wtedy też winda zatrzymała się, a naszym oczom ukazał się widok przytulnego holu, o ciepłych barwach.

- Jeszcze raz taka akcja i będziesz miał przejebane. - szepnął Johann do swojego kolegi z drużyny. Złapał mnie pod ramię i wdziewając na wargi szeroki uśmiech pociągnął do przodu nasze sylwetki. Z minuty na minutę odczuwałam coraz większy stres. Jak spojrzę w oczy Stefanowi? To on chciał mnie wyciągnąć z tego bagna. To z nim miałam się tam udać. Byłam świadoma, że w tej dobie mój humor nie ulegnie poprawie. Jak w życiu się coś pieprzy, to już wszystko naraz.

***

- A teraz brawa dla mistrza świata w lotach, który w ten weekend będzie bronił swojego tytułu. Przed państwem Severin Freund! - pod sceną rozległy się donośne oklaski. Oparłam dłonie o zimną barierkę. Przedstawiciele Austrii, Słowenii, Niemiec, Norwegii, Japonii i Polski zgromadzili się na dość sporym podwyższeniu. Niektórzy uczestniczyli w takiej imprezie po raz pierwszy w życiu, inni byli specjalistami w tejże dziedzinie. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi, toteż nawet przez moment nie zerknęłam na Stefana.
Kiedy podziękowania, życzenia i prośby dobiegały końca poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Podskoczyłam nerwowo. Kiedy odwróciłam się o całe 180 stopni ujrzałam tego, którego tak się obawiałam. Przełknęłam ślinę i zacisnęłam dłonie w pięści.

- Musimy porozmawiać. - odrzekł twardo. W jego oczach widziałam ból, smutek, cierpienie, a nawet strach? Wszystkie uczucia zaczęły mi się mieszać. Nie wiedziałam nawet czy dobrze interpretuję negatywny błysk czekoladowych tęczówek. Mężczyzna nachylił się nade mną. - Okłamałaś mnie. - szepnął na tyle głośno, że owa informacja dotarła do każdej komórki somatycznej, budującej moje spięte ciało. - Dobrze wiesz, że powinniśmy być razem. - jego zniżony głos łaskotał każde wyobrażenie tego spotkania, które przez ostatnie godziny zawitało do mojej, pełnej chaosu głowy.

- To co wtedy powiedziałam było prawdą. Ten związek nic dla mnie nie znaczył. - zaczęłam, spuszczając podbródek. Wbiłam wystraszony wzrok w twardy, zbity grunt. Zacisnęłam rzędy perlistych zębów w mocnym uścisku. Nie wiedziałam co jeszcze mogłabym powiedzieć. Domyślałam się jednak, że nie pójdzie tak łatwo.

- Skoro idziesz w zaparte. - westchnął cicho. Po chwili ujął moją nieskazitelną twarz w swoje ciepłe ręce i uniósł tak, abym w pełni mogła zobaczyć te hipnotyzujące tęczówki. - Powtórz to jeszcze raz. - po tych słowach tempo bicia mojego serca znacznie przyspieszyło. Dziwiłam się, że byłam w stanie utrzymać je pod osłoną klatki piersiowej.

- Malak! Chodź już. Roi się tu od niebezpiecznych i podejrzanych typów. - głuchą ciszę przeszył głos innej osoby. Dobrze znany ton, który okazał się być zbawiennym wydźwiękiem. Odwróciłam się na pięcie i w całej okazałości ujrzałam mojego ,,księcia na białym koniu''. Nie czekając dłużej zmniejszył dzielącą nas odległość i chwycił moje zmarznięte dłonie. - Wybacz Gregor, ale chyba już wszystko sobie wyjaśniliście. - zawołał do osłupiałego Schlierenzauera i oddalił się wraz ze mną na bezpieczną odległość.

Czy to wystarczyło, aby raz na zawsze odciąć się od postulatów Schlieriego? Czy oznaczało to definitywny koniec smutnej historii miłosnej? Wtedy nie znałam na te pytania, jasnych odpowiedzi, ale wiedziałam, że warto wierzyć, bo wiara czyni cuda, takie jak pojawienie się tego, u którego właśnie zostałam dłużniczką..



******************
Jest i 25! 
Taka trochę jubileuszowa :P 
Po raz pierwszy od wielu dni wyrobiłam się z rozdziałem.
To tylko i wyłącznie dzięki temu, że miałam wolne. 
Nie sądzę, że z następnym pójdzie mi równie łatwo i szybko. 
Mam nadzieję, iż powyższy twór Wam się podoba. 
Święta, święta i po świętach.
Czas wrócić do szarej smutnej rzeczywistości. 
Pozdrawiam :*.

wtorek, 22 marca 2016

Cud dwudziesty czwarty :)

- Czy aby na pewno dobrze trafiliśmy ? - ściągnęłam brwi i zaczęłam nerwowo stukać paznokciami o prawe kolano. Rozejrzałam się jeszcze raz dookoła budynku i wbiłam zaciekawiony wzrok w roześmiane oblicze Stefana. - To nie wygląda jak hotel. - dodałam, a poziom mojego stresu znacznie wzrósł. Nie rozumiałam rozbawienia mojego towarzysza i oczekiwałam od niego konkretnej odpowiedzi.

- Zapomniałem powiedzieć, że zabieramy kogoś po drodze? - zapytał, a z jego gardła wydobył się stłumiony chichot. Owiałam spojrzeniem niewielką drewnianą chatkę na skraju lasu i wywróciłam teatralnie oczami. Można powiedzieć, że od czasu przyjazdu do Austrii opanowałam tą sztukę wręcz do perfekcji. Skrzyżowałam ręce na piersi i cierpliwie obserwowałam ruchy Krafta. Wykonał kilka kroków w stronę małego mieszkanka w zacisznym miejscu, na obrzeżach Bad Mittendorf. Zastukał w drzwi wejściowe, z których już po chwili wychylił się szatyn z kolczykiem w lewym uchu. Zamrugałam kilkakrotnie na widok ściskających się Austriaków. Parsknęłam cicho i odwróciłam na pięcie. Chciałam ponownie wsiąść do srebrnego auta, ale usłyszałam fragment ich rozmowy.

- Nie wygląda jak Arabka. - skomentował uszczypliwie chłopak, na tyle głośno, że jego uwaga dobiegła do moich uszu. Zostałam zmuszona do ponownego obrotu. Mimika Stefana diametralnie się zmieniła. W osłupieniu patrzył na kolegę z drużyny nie wypowiadając ani jednego słowa. -Gdzie Twoja chusta? - rzucił, a jego prawy kącik ust uniósł się ku górze. Wargi Krafta zadrgały w oznace oburzenia. Posłałam mu litościwe spojrzenie.

- Została tam gdzie Twój rozum. - odpowiedziałam i z gracją zmniejszyłam dzielącą nas odległość. - Skoro już oceniamy po wyglądzie.. Przypominasz nielota tułającego się po Pucharze Kontynentalnym, a w najlepszym przypadku po trzecich dziesiątkach Pucharu Świata. Wybierasz się na Mistrzostwa, aby w końcu nauczyć się czym są prawdziwe skoki, czy jedziesz tam, żeby stać się pośmiewiskiem innych? - przygryzłam dolną wargę, nadając rysom mojej twarzy wyraz niewiniątka. Nienawidziłam kiedy ludzie krytykowali ,,książkę'' ze względu na jej okładkę. W dodatku w tym dniu humor niezbyt mi dopisywał. Może moje wagi były zbyt dotkliwe, ale w tamtym momencie nie żałowałam ani jednego słowa. Nie tolerowałam chamstwa. Kątem oka ujrzałam niemrawy uśmiech na ustach Stefana.

-Chodźcie już. Pozabijacie się później. Byle nie w samochodzie. Niedawno wymieniałem tapicerkę. Mówię to zwłaszcza do Ciebie, Clemens. - mój pierwotny towarzysz złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę auta. Widocznie zauważył, że nie jestem skora do głupawych żartów. Po upływie paru chwil zapinałam już pas bezpieczeństwa i w myślach modliłam się o szybki dojazd.

***

- Wow. - rozdziawiłam usta widząc budynek, w którym mieliśmy mieszkać w ciągu 5 najbliższych dni. Moje wargi rozeszły się w dwóch przeciwnych kierunkach. - Jest.. jest większy niż ten w Klingenthal. - oznajmiłam i zamrugałam kilkakrotnie. Pociągnęłam klamkę. Niemal natychmiast na nieco rozgrzanej od temperatury panującej w samochodzie, twarzy, poczułam przyjemny powiew chłodnego wiatru.

Zapięłam guzik szarego płaszcza. Był zdecydowanie za cienki jak na zimę. Postanowiłam, że w najbliższym czasie kupię coś cieplejszego. Postawiłam stopę, odzianą w białą tenisówkę na podłożu pokrytym lekkim śniegiem. Zmrużyłam powieki. Górskie powietrze uderzyło w moje nozdrza ze zdwojoną siłą. Było ono dość orzeźwiające i mroźne. Przeszłam kilka kroków w przód i niemrawo się uśmiechnęłam. Za plecami usłyszałam odgłos zamykanych drzwi od srebrzystego Audi. Nie wiem co skoczkowie mają do tej marki, ale co drugi zasiadał właśnie w takim aucie. Stefan podszedł do bagażnika i wyjął potrzebne torby ze swoim sprzętem. Rzucił w moją stronę przelotne spojrzenie i ponownie zagłębił się w odmętach tylnej części samochodu.

Wyciągnął z niej niebieską kurtkę z czerwonymi naszywkami na ramionach. Pokonał dzielącą nas odległość i zarzucił mi ubranie na ramiona. Obdarzyłam go przyjaznym wyrazem twarzy i w spokoju obserwowałam poczynania drugiego z Austriaków.

-Przepraszam za niego. Wszyscy mówią, że ma dość niewyparzony język. - poinformował Kraft, starając się w jakiś sposób mnie pocieszyć. Wiedziałam, że nie mogę rozpamiętywać takich żartobliwych sprzeczek, bo zamiast przyjaciół narobię sobie wrogów. Umiejscowiłam kończyny w rękawach odzienia i zapięłam się pod samą szyję. Ponownie skrzyżowałam ręce. W takiej pozycji było mi odrobinę cieplej. Mężczyzna stojący naprzeciwko mnie wyjął z kieszeni jakąś smycz z przywieszona plakietką. - Dzięki temu będziesz mogła wejść prawie wszędzie. - powiedział. Złapał jedną z moich dłoni i ułożył w niej wspomniany przedmiot. Jeszcze przez chwilę trzymał ją w delikatnym uścisku, dopóki sama jej nie zabrałam.

-Dziękuje. - wyszeptałam. Wyminęłam jego posturę i udałam się w kierunku czerwonokrwistej walizki, którą już po niecałej minucie postawiłam pionowo. Chłopak znajdujący się tuż obok zarzucił na ramię torbę z nartami i posłał mi przesiąknięte złością spojrzenie. Pokręciłam głową i zaczęłam podążać jego śladami. Słyszałam, że Kraft również uporał się z własnymi pakunkami i wlókł się za nami.

Drzwi rozsunęły się tak, abyśmy mogli przekroczyć ich próg. Moim oczom ukazał się przestronny hol, od którego biła barwa ciepłego brązu. Podłoga wyłożona była ciemnymi panelami, ściany w nieco jaśniejszym odcieniu czekolady, a sofy i wszelkie inne drewniane powierzchnie miały kremowy kolor. Zerknęłam w kierunku uprzejmej Pani, która zapisywała coś w swoim notesie. Uniosła wzrok znad okularów w bordowych oprawkach i uśmiechnęła się do obsługiwanych właśnie gości.

Nie pozostało mi nic jak cierpliwie czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Chłopak w granatowej kurtce rozpoczął poszukiwania czegoś po swoich kieszeniach. Obserwowałam uważnie jak jakiś papier wysuwa się z wnętrzności jego ubioru. Wykonałam szybki przysiad i podniosłam kartkę. -Coś Panu wypadło. - zagadałam kaleczonym angielskim i szturchnęłam lekko jego ramię. Gdy ujrzałam w całej okazałości jego buzię, zakrztusiłam się własną śliną.

-Malak? - uniósł brwi, a na jego ustach już po chwili zagościł szczery, szeroki uśmiech. Podał papier blondynowi stojącemu obok i przytulił mnie. Zaśmiałam się cicho. - Myślałem, że już się nie zobaczymy. - odrzekł klepiąc mnie ręką po łopatce. Byłam zadowolona. Mogłam ponownie spotkać kogoś z kim na prawdę dobrze się dogadywałam. Może nie utrzymywaliśmy stałego kontaktu, ale pomimo wszystko miło go było zobaczyć. - Widzę, że zmieniasz Austriaków jak rękawiczki. - wyszczerzył się. Wiedziałam, iż nie miało to na celu mnie urazić.

-No pewnie, ale ty ciągle z tym samym Danielem. - wykrzywiłam wargi w geście iście udawanego smutku. - Gratuluje wytrwałości. - odsunęłam się nieco, żeby w pełni zaobserwować jego reakcję. Przyjazny wyraz nie schodził mu z twarzy. Dzięki czemu miałam wrażenie, że to co mówię czasami jest zabawne.

-Nie tak głośno. - przyłożył mi palec do ust. - Nawet nie wiesz jak ciężko jest w takim związku. - dodał, kręcąc głową z dezaprobatą. - Nie wszyscy nas akceptują. - westchnął teatralnie. Po chwili parsknęłam, a cały hol przeszył odgłos donośnego chichotu naszej dwójki. Zwróciliśmy na siebie uwagę większości osób przebywających w pomieszczeniu.

Starałam się nie przejmować tak dużym zainteresowaniem i odchodząc na bok przeprowadziłam dłuższą konwersację z Johannem. W międzyczasie Kraft wręczył mi kartę magnetyczną do mojego tymczasowego pokoju i odszedł w stronę windy. Forfang bez wahania stwierdził, że może mnie odprowadzić, bo jego pokój jest zaledwie piętro wyżej. Weszłam do małego, wręcz klaustrofobicznego pomieszczenia, które miało zdolności przemieszczania się w górę i w dół. Oparłam ręce o metalową barierkę i przyjrzałam się mojemu odbiciu w lustrze.

-Jutro rano idziemy biegać. - zaoponował właściwie nie pytając mnie o jakiekolwiek zdanie. Przyłożyłam palec do głowy i kilkakrotnie się tam popukałam. - To nie była prośba. To rozkaz. - mrugnął do mnie, a drzwi za moimi plecami rozsunęły się w dwie przeciwne sobie strony. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Przez moją nieuwagę z całym impetem wpadłam na dość masywną sylwetkę kogoś innego.

Już chciałam wydobyć z siebie potulne przeprosiny. Uniosłam wzrok ku górze. Nie potrafię opisać co czułam gdy natrafiłam na ciepło jego brązowych tęczówek. W kącikach oczu zebrały mi się słone krople. Nie stałam tam dłużej niż dwie minuty. W milczeniu wyminęłam rosłą posturę i szybkim krokiem przeszłam przez korytarz. ,,To nie mógł być on.. To wszystko mi się zdawało..'' - usilnie sobie wmawiałam. Oparłam plecy o zimną ścianę i zsunęłam się po niej bezwładnie. Po chwili poczułam przy sobie ciepło ciała innej osoby, ale nie byłam w stanie normalnie kontaktować. Wiara czyni cuda, ale dlaczego tym razem jeden z ich, przeobraził się w odnowienie zaschniętych ran?

*********************
Jest i 24 :). 
Myślę, że dobrze wiecie kogo Malak napotkała po wyjściu z windy.
Nie jestem dobra w budowaniu napięcia. xD
 Rozdziały nadal będą pojawiały się nieregularnie. 
Po testach na pewno się to zmieni :3. 
Mam nadzieję, że podobał wam się powyższy rozdział.
Cieszę się z kolejnego tysiąca wyświetleń. 
Tak szybko to leci. 
Nie sądziłam, że ktoś zechce to czytać.
A tymczasem już ponad 14000 odwiedziliście tego bloga.
DZIĘKUJE <3.
Pozdrawiam :*

niedziela, 13 marca 2016

Cud dwudziesty trzeci :)

Mam czasami wrażenie, że życie toczy się bez mojego udziału. Staje się wtedy nieobecnym obserwatorem wszystkich zdarzeń. Są to dni w których zupełnie odłączam się od ludzi i wszystkich interakcji jakie mają z nimi związek. Staram się wystrzegać takich chwil jak ognia, bo właśnie wtedy uświadamiam sobie jaki odmienny charakter posiadam. W momencie zamyślenia nie zwróciłam nawet uwagi gdzie dotarliśmy wraz z moim towarzyszem. Stefan zawsze był bacznym ,,detektywem'' mojego obecnego nastroju i zanim otworzył drzwi do jednej z najprzytulniejszych restauracji w całym Innsbrucku przystanął na chwilę i chwycił moje ramię.

- Coś się dzieje. - to zdecydowanie nie było pytanie, lecz stwierdzenie. Wyrywając mnie z odległej krainy podświadomości zwrócił na siebie całą moją uwagę. Zamrugałam kilkakrotnie śniadymi powiekami, próbując przyswoić to co właśnie wydobyło się z jego ust. Skupiłam swój wzrok na jego czekoladowych tęczówkach i delikatnie zmrużyłam oczy. - Malak.. - zaczął uważnie obserwując moją reakcję. Co miałam mu powiedzieć? Że tęsknie za kimś kto już niedługo zostanie ojcem dla dziecka innej dziewczyny? - Wiem, że trudno pogodzić się z obecnym stanem rzeczy, ale nie jestem tu po to aby patrzeć jak z każdym kolejnym dniem przygasasz i zamykasz się w sobie. - jego druga dłoń powędrowała tym razem na lewą kończynę.

- Przepraszam, jestem straszną egoistką. - przemówiłam drżącym tonem, starając się uspokoić buchające w mojej duszy i głowie emocje. Czy tak łatwo było zagłuszyć donośny głos bicia serca, który stale przypominał o niedawnej, nieszczęśliwej miłości? Czy zawsze droga do szczęścia jest kręta i wyboista, a może to podróżnik zgubił się z racji jej zawiłości? - Pogubiłam się. - dodałam jeszcze mniej pewnie. - Tęsknie za nimi. - zakończyłam spuszczając podbródek, tak aby uniknąć jego troskliwego spojrzenia. - Nie sądziłam, że spotkają mnie tu takie uczucia.. Chowana przed wszystkimi realiami życia zbyt szybko zderzyłam się z bezwzględną rzeczywistością. Zupełnie niedoświadczona zostałam rzucona na głęboką wodę. Nic dziwnego, że nie radzę sobie nawet z prostymi relacjami międzyludzkimi. - poinformowałam. Aby wyrzuty sumienia zmieszane z obcym odczuciem nie zaległy mi dłużej w krtani, natychmiast przełknęłam ślinę.

- Od dziś będziesz ze mną jeździć na każde zawody. Do końca sezonu nie zostało wiele. Twoja praca jest tylko dorywcza, a poza tym jeśli masz ryzykować konflikt z prawem to lepiej z niej zrezygnuj. Odetniesz się nieco od problemów. Poznasz nowych ludzi.. - zaczął wyliczać. Zdezorientowana postanowiłam doszukać się prawdziwych intencji Krafta, ale on w oczach miał wymalowaną tylko i wyłącznie szczerość.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Co jeśli znowu się na kimś zawiodę? - spytałam niechętnie opierając dłoń o mur restauracji. Cierpliwie czekałam na jego odpowiedź nad którą dość intensywnie myślał, co zauważyłam po ściągniętych brwiach i zadumanym wyrazie każdej rysy jego twarzy. Westchnął cicho po czym lekko zacisnął wargi.

- Nie każę Ci szukać nowej miłości. Możesz się z kimś zaprzyjaźnić. Podobno jest tylu fajnych skoczków.. Oczywiście lepszego ode mnie nie znajdziesz, ale kogoś podobnego, czemu nie? - obdarzył mnie jednym ze swoich najszerszych uśmiechów, a moje kąciki mimowolnie zadrgały ku górze. - Zgódź się, a nie pożałujesz. W końcu załapiesz co nieco o skokach i ewentualnie imprezach, bo są one skutkiem ubocznym wyjazdów w nieznane dotąd miejsca. - ponownie podjął próbę rozluźnienia atmosfery, która znacznie mi się udzieliła. Pokręciłam rozbawiona głową i nacisnęłam złotą klamkę drzwi od lokalu.

***

- Więc chcesz wyjechać i tak po prostu zostawić mnie samą ? - zapiszczała Sabira rzucając deską do krojenia o blat. Uniosłam brwi w geście zdziwienia. Nie spodziewałam się takiej reakcji z jej strony. Odwróciła się na pięcie i po wykonaniu paru kroków stanęła tuż przede mną. - Uważaj na siebie, Malak. - powiedziała, tak jakbyśmy miały zobaczyć się po raz ostatni. - Nie pozwolę na to, żebyś znowu przechodziła gehennę przez któregoś z tych pacanów. - zamrugała powiekami i utkwiła w mojej twarzy bezradny wzrok. - Bądź silna. - uśmiechnęła się delikatnie i klepnęła subtelnie moje ramię. Nadal nie mogłam wyjść z podziwu i zaskoczenia dla jej postawy.

Wstałam z drewnianego krzesełka. Przeszłam parę metrów kwadratowych naszego zakątka. W mieszkaniu, które udało nam się wynająć za 500 euro miesięcznie były 3 pomieszczenia. Kuchnia, łazienka i pokój dzienny, który był też naszą sypialnią. Usiadłam na materacu, który leżał na podłodze, tuż pod parapetem, odchodzącym od okna. Swą głowę oparłam o dłonie. Łokcie automatycznie umiejscowiły się na podciągniętych prawie pod brodę kolanach. Przymknęłam powieki.

Czy na prawdę znów chciałam zaryzykować? Odkreślić smutną rzeczywistość grubą kreską? Stanąć naprzeciwko przeznaczenia? Przecież już raz to uczyniłam. Ponownie miałam uciec od szarej rzeczywistości? Nic nie dzieje się bez przyczyny. Za każdym cierpieniem kryje się jakiś powód. Nigdy nie obwiniałam o to Boga, bo tylko on był przy mnie od narodzin, wspierał i pomagał w najcięższych chwilach. Szczerze wierzyłam, ze teraz również wskaże mi tą odpowiednią drogę.

- Obiad gotowy. - donośny głos należący do Sabiry przerwał głuchą ciszę, dzięki której moje myśli mogły się ulotnić i owiać cały organizm. Przejechałam opuszkami palców po odsłoniętych kolanach, po czym naciągnęłam na nie szary, wełniany sweter. Westchnęłam cicho, uwalniając przy tym resztę wątpliwości. Pragnęłam aby zniknęły już raz na zawsze. Tak na prawdę nie wiemy kiedy nasz żywot się skończy. Należy korzystać ze wszystkich dóbr jakie posiadamy i dlatego właśnie podjęłam najlepszą dla siebie decyzje.

***

- To tylko 280 kilometrów. - jęknęłam zapinając ostatni suwak czerwonej walizki, którą parę miesięcy temu dostałam od Gregora, ale o tym fakcie chciałam jak najszybciej zapomnieć. - Jadę do
Bad Mitterndorf, a nie na koniec świata, to blisko. - dodałam, ściągając dość duży przedmiot ze stołu. Kilka dni wcześniej intensywnie myślałam nad zabraniem rzeczy w plecak Sabiry, ale zrezygnowałam z tego pomysłu za jej namową, w wyniku czego torba, o kolorze krwi była prawie pusta.

- O 280 kilometrów za daleko. - stwierdziła szatynka obejmując moja drobną posturę swym ramieniem. Wtuliłam twarz w jej zagłębienie przy obojczyku i pokiwałam z dezaprobatą swą głową. Poczułam jej ciepłą dłoń, klepiącą mnie lekko po barku. - Pamiętaj co ci mówiłam. Jak przyjedziesz zapłakana to już lepiej szykuj się na długie kazanie. - zakończyła, odsuwając się ode mnie. Jej ręce ułożyły się na moich przedramionach. - Możesz ufać tylko Stefanowi. Nie rozumiem tylko, dlaczego tak się przed tym bronisz?

- Nie chcę wysłuchiwać twojej gadaniny. - skwitowałam, poważniejąc. - Skończyłoby się to tak samo jak pozostałe relacje, które chciałabym nawiązać. - dodałam łapiąc uchwyt walizki. Posłałam jej całusa w powietrzu i nacisnęłam klamkę od ciemnych, ciężkich drzwi wyjściowych. Wtedy nie było już odwrotu. Miałam zamknąć ten rozdział raz na zawsze. Żałuje tylko, że głębokie rany tak łatwo się odnawiają.

*Gregor*

- Zostajesz w domu. Po pierwsze niedługo będziesz rodzić, a ja nie doprowadzę do tego abyś wywołała na skoczni tak duże zamieszanie. Po drugie nie chce żebyś jechała tam jako moja towarzyszka. - odrzekłem surowo, wyrywając swoją dłoń z jej uścisku. - Nie próbuj mnie zmanipulować, bo będę Cię ranił jeszcze bardziej. Musisz zrozumieć, że dawnego Gregora już nie ma, a jedyne cechy jakie we mnie zostały są negatywne. - zacisnąłem zęby.

- Po co to robisz? Przecież zawiesiłeś karierę. - wypaliła nieco zmieniając nastawienie i front na ofensywny. - Nie radzisz sobie z problemami, a w ten sposób tylko sobie o nich przypomnisz. - jej słowa były prawdziwe, ale nie do końca wierzyłem w nagłą szczerość, szczególnie po tak okrutnych stwierdzeniach jakimi ją obdarzyłem.

- Dobrze, że ty doskonale panujesz nad kłopotami i własnym życiem. Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć. - syknąłem. - Gdyby nie ja skończyłabyś na bruku. Wybacz, ale to nie moja wina, ze Twoje mieszkanie spłonęło. Przygarnąłem Cię tylko ze względu na dziecko, które w sobie nosisz. Przepraszam, że okazałem Ci tą krztę litości. Jesteś na tyle wredna, że umiesz doszukiwać się tylko tej złej strony medalu. Nie, nie jadę tam, żeby zabawiać się z innymi, bo w przeciwieństwie do ciebie nie wskakuje byle komu do łóżka. - nieco podniosłem ton głosu. Wziąłem do ręki czarną torbę i wyminąłem blondynkę w przejściu, pozostawiając ją samą z myślami.

Tęskniłem za skokami, to fakt. Miałem jednak świadomość, że potrzebuje przerwy, bo męcząc się z tym tylko coraz bardziej się dobijałem. Nie wiedziałem, czy kibicowanie przyniesie mi tyle samo radości co kiedyś skakanie, ale człowiek musi spróbować wszystkiego. Takie doświadczenie mogło mi w pewnym sensie pomóc. Popatrzeć z dala na loty innych. Na ich radość po udanym występie i złość po haniebnej przegranej. Los dał mi szanse obserwowania tego wszystkiego i odcięcia się od własnych smutków i pretensji. Los? A może to Bóg? Może właśnie wiara poniekąd uczyniła ten cud?

*****************
Jest i 23!
Musiałam nieco przypomnieć sobie jak dużą motywację 
miałam na początku tego opowiadania, 
bo w pewnym momencie znowu zaczęłam tracić na to chęci..
Dałam radę! 
Powiedziałam sobie, że muszę napisać i naszła mnie wena. 
Dziękuje ponownie za każdy zostawiony pod rozdziałami komentarz, bo to dodatkowo motywuje. 
Dziękuje i pozdrawiam :*.